Roland, który nie odbywa już swej wędrówki w samotności, musi zmierzyć się z kolejnym znaczącym problemem mogącym skutecznie pokrzyżować jego plany. Tym razem główny bohater walczy ze swoimi wspomnieniami, które pod wpływem kilku podjętych decyzji stopniowo ulegają zmianie. Brzmi irracjonalnie? Wierzcie mi, wiele elementów książki "The Dark Tower III: The Waste Lands" trudno jest logicznie wytłumaczyć. Jednym z lepszych punktów tej części sagi jest ukazanie przez autora studium ludzkiej psychiki, które trudno odnaleźć w poprzednich. Roland, dla którego głównym celem jest poznanie największej tajemnicy ludzkiej egzystencji, wkracza do świata absurdu, w którym jedna niewłaściwie podjęta decyzja przynosi nieodwracalne skutki. Nowe postacie, nowe miejsce akcji zupełnie nieznane głównym bohaterom i przerażające maszyny to nie wszystko, co przygotował autor w trzecim tomie cyklu. Kluczowym momentem "Ziem jałowych" jest dotarcie Rolanda, Eddiego i Susannah do wyludnionego miasta, z którego, jak głosiły legendy, nie ma drogi ucieczki. Wspaniały opis walki Rolanda ze swoim przeznaczeniem, liczne spotkania z niebezpiecznymi maszynami-stworami i ostateczna próba, którą muszą odbyć bohaterowie, sprawiają, że „Ziemie jałowe” stają się jeszcze bardziej intrygujące, a jednocześnie wyjątkowo dziwne. Ale na tym nie koniec - na osobny akapit zasługuje bowiem ostatnie kilkadziesiąt stron powieści. Gdy wszystko pozornie już zostało wyjaśnione i na drodze Rolanda teoretycznie nie czyhały żadne niebezpieczeństwa, autor w końcu ujawnił, do czego tak naprawdę zmierzała trzecia część "Mrocznej wieży". Na każdym etapie powieści można dostrzec porównania do twórczości Tolkiena, jednak to, co Stephen King zaserwował na jej ostatnich stronach, jest warte wyjaśnienia. Po pierwsze - sztuczna inteligencja sterująca przerażającym pociągiem, który jest wierną kopią pociągu z książek dla dzieci; po drugie - głównym celem owej maszyny stało się popełnienie samobójstwa; po trzecie - tolkienowska walka na zagadki, która sprawia, że sama historia wydaje się być jeszcze bardziej absurdalna i irracjonalna.
Fot. Albatros
Autor wyraźnie bawi się językiem. Łączy elementy westernu z fantastyką, wizję postapokaliptycznego świata z horrorem, tak dobrze znanym jego czytelnikom. W mistrzowski sposób ukazuje zmiany zachodzące w głównych bohaterach, które udowadniają, że nie warto przyzwyczajać się do tego, co wcześniej było uważane za podstawę cyklu. Na przestrzeni chociażby jednej strony cała historia ulega zmianie o 180 stopni. Stephen King zdecydował się zakończyć „Ziemie jałowe” - w odróżnieniu od pierwszych dwóch części - cliffhangerem, który sprawia, że chęć sięgnięcia po kolejny tom jest przeogromna. Nie tylko dlatego, aby sprawdzić, jak zakończyła się historia, ale także dlatego, aby przybliżyć bohaterów do określonego celu. Trzeci tom historii pochłania czytelnika tak samo, jak Roland i jego towarzysze pochłonięci są dotarciem do tytułowej Wieży. I nawet jeśli droga ta jest jeszcze daleka, to i tak „Ziemie jałowe” mimo kilku słabszych momentów (które niezbyt wpływają na odbiór całości) trzymają poziom poprzednich tomów, sprawiając, że z całą historią czytelnik związany jest jeszcze mocniej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj