W 2. odcinku Mrocznych materii Lyra przybywa z Marisą Coulter do Londynu, gdzie zostaje jej asystentką. Początkowa sielanka wchodzi na mroczne i bardzo groźne tory, gdy bohaterka dowiaduje się coraz więcej szczegółów z życia swojej opiekunki. W tym czasie Carlo Boreal załatwia sprawy w innym wymiarze, poszukując podróżnika, który zgłębiał właściwości pyłu. Natomiast Gibcjanie wpadają na trop grobuchów przetrzymujących dzieci i dostają się do ich kryjówki. Twórcy po raz kolejny udowadniają w tym odcinku, że potrafią sprawnie prowadzić wielowątkową fabułę, tak, aby poszczególne jej elementy zgrabnie się ze sobą przeplatały. To wprowadza ogromny ład do narracji, co czułem przy oglądaniu epizodu. Cała historia przebiegała płynnie, nie miałem wrażenia jakiegoś narracyjnego chaosu, wszystko było bardzo przejrzyście podane widzowi. Scenarzyści z każdą sceną odkrywają w bardzo dobry sposób kolejne fragmenty intrygi, jednak cały czas trzymają odbiorcę w przyjemnym napięciu i ciekawości, co za chwilę wydarzy się na ekranie i w kolejnym epizodzie. Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to świadczy o ogromnej świadomości potencjału materiału źródłowego twórców. Ten odcinek kupił mnie w całości i zachęcił do dalszego oglądania, choćby interesującym cliffhangerem, w którym Lyra spotyka, a raczej zostaje zaatakowana przez tajemniczego osobnika. Twórcy serialu sprawnie rozpisali w tym epizodzie poszczególne wątki postaci, tak, aby kilka z nich dostało swoje pięć minut chwały na ekranie. Bardzo dobrze prezentował się poboczny wątek Lorda Carlo, który zapowiada się na naprawdę dobry czarny charakter. Ariyon Bakare, który się w niego wciela, potrafi w naprawdę spokojny sposób przekazać cały mrok i grozę, która drzemie w tym antagoniście. Podobnie sprawa ma się z Ruth Wilson grającą Marisę Coulter. W poprzednim odcinku dostaliśmy jej nieco spokojniejsze oblicze. Tutaj twórcy dali nam w pełni posmakować jej demoniczności. Już w poprzedniej recenzji twierdziłem, że aktorka jak mało kto potrafi swoją powściągliwością i posągowością wzbudzać ogromny strach. Tutaj w pełni to potwierdzam. Scena, w której z pełnym słodyczy głosem grozi Lyrzę, robi ogromne wrażenie. W odcinku sporo czasu poświęcono na rozwinięcie relacji Lyry i Marisy. I muszę przyznać, że scenarzyści rozegrali to bardzo dobrze. Mimo że można było się domyśleć (lub zobaczyć w materiałach promocyjnych), że wkrótce ich symbioza musi wejść w groźniejsze rejony, to i tak zbudowano ją z wielką dozą zaskoczeń i napięcia. Wilson i Dafne Keen bardzo dobrze rozwijają relację swoich bohaterek od dużej dawki troski i fascynacji po wrogość i tyranię. Aktorki mieszają tymi emocjami, nie przechodzą jednak ze skrajności w skrajność, a utrzymują psychologiczny balans między poszczególnymi obliczami ich więzi. To wszystko daje naprawdę znakomity efekt, w który się wierzy, mimo toksyczności tej relacji. Nowy odcinek Mrocznych materii trzyma naprawdę bardzo dobry poziom. Świetnie rozwija poszczególne wątki, oferuje znakomite kreacje aktorskie i niezłą sferę wizualną. Ode mnie 8/10.  [adTracking ad="07358cf6-fe40-43ba-a4b8-8a49664533fa"] [/adTracking]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj