Hayato Sakura jest przeciętnym licealistą, który nie wykazuje jakichś ciekawszych cech prócz jednej – widzi duchy. Wydawałoby się, że to całkiem fajna umiejętność, jednak duchy garną się do biednego chłopaka wręcz dziesiątkami, a on ma już ich serdecznie dość. Chciałby w końcu wieść zwyczajne życie zwyczajnego nastolatka. Nadszedł dzień 17. urodzin Hayato – oczywiście oznacza to, że na jego drodze musi pojawić się jakiś nieznajomy, proponujący mu zawód… grabarza. A właściwie asystenta, ale nie takiego byle jakiego grabarza. Riddle, zniewalający mężczyzna, którego uśmiech skruszy każde kobiece (i męskie pewnie też) serduszko, wyprawia pogrzeby zabłąkanym duszom i jakoś uparł się, że bez niego Hayato długo nie pociągnie. Wkrótce okazuje się, że to prawda, więc – chcąc nie chcąc – nasz młody bohater musi podjąć się tej nowej pracy – inaczej konsekwencje mogą być dla niego śmiertelne. Praca grabarza jest ciężka, a po drodze pojawia się jeszcze przełożony Riddle’a, sekretarz Brad, który za każde przewinienie i pomyłkę odejmuje Hayato punkty hurtem, niczym Snape Potterowi. Nie może też zabraknąć głównego złego, choć czy to on jest tym głównym antagonistą, okaże się w przyszłości. A jak prezentuje się pierwszy tomik mangi autorstwa Higasy Akai? Sogiya Riddle #01 to połączenie komedii z przepełnioną akcją opowieścią z wątkami nadprzyrodzonymi (a to się naprawdę może udać – patrz: Noragami). Sęk w tym, że bawi średnio. Autorka najwyraźniej uważa, że jeżeli wciśnie jak najwięcej scenek z humorystycznymi deformacjami bohaterów, czytelnik będzie zrywał boki ze śmiechu – otóż nie. Ich zagęszczenie jest po prostu za duże. Z kolei kiedy robi się poważnie, nie może obejść się bez ogromnej liczby płatków róż i melodramatycznych wyznań. Wielka w tym zasługa samego grabarza Riddle’a, ale cóż, on tak po prostu ma. Niewiele póki co z pierwszego tomiku się o nim dowiadujemy – praca grabarza to jedno, kompletną tajemnicą jest na razie jego prywatna część życia. Łatwo stwierdzić jednak, że… no wystarczy spojrzeć na okładkę – nie raz, nie dwa, twarz Riddle’a często przybliża się do twarzy Hayato… Mamy więc pożywkę dla fanek męsko-męskich romansów, aczkolwiek to tylko takie mrugnięcie do nich okiem. Z kolei sam Hayato to typowy nastolatek, ofiara losu, która dopiero w kryzysowych chwilach pokazuje, że z jakiegoś powodu Riddle wziął go na asystenta. No i jako jedyny nie wygląda jak model, reklamujący nowe ubrania.
fot. Studio JG
Fabularnie jest naprawdę średnio tomik czyta się błyskawicznie i jeszcze szybciej o nim zapomina. Bohaterowie jak na razie nie sprawiają, że ma się ogromną ochotę poznać ich dalsze losy. Przynajmniej pod względem graficznym Mroczny grabarz Riddle cieszy oczy – styl autorki jest przesycony szczegółami. Prócz wszędobylskich róż nie można narzekać na puste tła czy statyczne kadry. Jest bardzo dynamicznie, bohaterowie mają na sobie niezwykle skomplikowany ubiór, prócz Hayato każdy olśniewa urodą. Inspiracje epoką wiktoriańską widać na każdym kroku.
Wydanie prezentuje się bardzo miło dla oka – po obwolucie miło wręcz się jeździ palcem, czując, gdzie zastosowano lakier. Pod nią warto zresztą zerknąć dla dodatkowej ilustracji oraz króciutkich historyjek. W środku znajdują cztery kolorowe strony, a prócz samego komiksu także posłowie od autorki i zapowiedź następnego tomiku. Ciężko mi jednak z czystym polecić ten tytuł za sam jego wygląd – ta dość prosta póki co historia grabarza odsyłającego zabłąkane dusze wraz z ciamajdowatym asystentem nie sprawia wrażenia, delikatnie mówiąc, arcydzieła. Być może potem będzie tylko lepiej, kiedy zostanie lepiej zaprezentowany świat przedstawiony, ponieważ błyskawiczne wrzucenie czytelnika w wir wydarzeń sprawdza się średnio. Wystarczyłoby pewnie tylko zwolnić…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj