Munch to dzieło złożone i równie wielopoziomowe, przez co także i trudne do zrozumienia według jednej ścieżki interpretacyjnej. Na pierwszy rzut, oka twór Steffena Kvernelanda to imponująca walorami artystycznymi i poprowadzona w dość nonszalancki sposób monografia. Choć, na początku zmienna kreska oraz nie chronologicznie poprowadzona fabuła mogą fascynować to jednak z czasem (wraz z dłuższymi przerwami w czytaniu komiksu) wprowadzają jedynie zamęt, możliwy chyba tylko do odszyfrowania przez jego twórcę i przyjaciela, z którym dyskutuje na łamach kolejnych stron. Kverneland zdaje się kierować większością zasad, które przyświecały norweskiemu malarzowi przełomu XIX i XX wieku. Dlatego też, komiks cechuje bardzo ekspresyjna oraz często zmieniająca się estetyka graficzna – "Nie należy malować, tak jaksię widzi, ale tak, jak się widziało", stwierdziłby Munch. Tym samym, autor łączy munchowską nienawiść do realizmu wraz z osobistą misją stworzenia komiksu będącego "manuskryptem kolaży cytatów". Jednak, Kverneland stawia sobie za cel stworzenie komiksu ideologicznie dalekiego od tego co dotychczas kojarzyło nam się z tym medium. Po pierwsze, chce stworzyć komiks łamiący jednostajną konwencję graficzną a przy tym stworzyć go możliwie jak najbardziej autentycznym, dlatego też wszystkie wypowiedzi czy cytaty popiera niekończącymi się przypisami. Stwarza to dość ciekawą formułę, pozwalającą na zrozumienie istoty geniuszu Edvarda Muncha, lecz niestety na tyle specyficzną i nieczytelną, że nie każdemu czytelnikowi przypadnie to do gustu. Z jednej stronymożna zauważyć, że autora ponosi nieco tekst (który sam po części jest auto-ironiczny) a z drugiej, iż jednak mocno on przedobrzył, łamiąc zasady operowania narzędziami charakterystycznymi dla gatunku powieści graficznej.
Munch ukazuje groteskowy i bogaty obraz artystycznej bohemy Norwegii, Paryża oraz Berlina, a wraz z nim zapis zdarzeń wewnątrz tego hermetycznego środowiska, którym zdaje się kierować alkohol (który łączy) oraz kobiety (które kłócą). Na kartach komiksu przewijają się tak znamienici przedstawiciele europejskiej inteligencji jak: August Strindberg, Adolf Paul, Richard Dehmel, Christian i Oda Krohg, Gunnar Heiberg, Holger Drachmann oraz Stanisław i Dagny Juel Przybyszewscy. Przy okazji wprowadzenia tych postaci, Kverneland przede wszystkim stara się pokazać wyboistą drogę do sławy, norweskiego malarza oraz pewnego rodzaju walkę o przetrwanie, która jest nierozerwalnie kojarzona z byciem niezależnym artystą. Sam Edvard Munch przedstawiony jest jako melancholik, "hiperwrażliwiec", gardzący konwenansami i starający się iść cały czas pod prąd co po wielu trudach w końcu zaczyna mu się opłacać. Opisywany jest jako "jeden z tych malarzy, którzy umieją przesuwać granice", zaś same obrazy są dla niego pewnego rodzaju dziennikiem, co zresztą znajduje swoje odzwierciedlenie w tekście, który wzbogacony jest o autentyczne kopie jego obrazów wraz adekwatnymi przypisami.
[image-browser playlist="578129" suggest=""]
Historie, fabuły i wspomnienia zebrane w tomie Munch są raczej nieuporządkowaną próbą stworzenia czegoś na kształt współczesnej biografii artysty, jednak występuje tu tak wiele wątków, że często aż nadto łatwo jest się pogubić. Te najlepsze, są szczególnie bliskimi życiu osobistemu Edvarda Muncha, a więc i tymi, które odcisnęły znaczące piętno na jego osobowości a także i twórczości. Do takich momentów zaliczyć można wspomnienie zmarłego ojca oraz krótki, oniryczny romans z Panią T. Obie te historie są autonomicznymi perełkami pośród nieuporządkowanej plątaniny wątków, miejsc i bohaterów, przy tej okazji sympatycznie osadzając fabułę w jednym miejscu. Tego typu fragmenty potwierdzają tylko, że Munch jest wyrazem ekspresywnego uczucia wobec artysty ,jakim darzy go Kverneland, nie zaś rzetelną biografią.