Dawno już żadna książka nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia jak Muzeum luster Luisa Montero Manglano. Znalazłam w niej wszystko, czego oczekuję od naprawdę dobrej powieści – trudną do rozwiązania zagadkę, ciekawych bohaterów i wyjątkowy klimat, który powoduje, że nawet oderwawszy się od czytania nie przestaje się myśleć o dalszym ciągu fabuły. Przyznam uczciwie, że jest to dopiero pierwsza powieść autora, z którą miałam przyjemność się zetknąć. Jak do tej pory pisarz w swoim dorobku, oprócz Muzeum luster, może pochwalić się jeszcze trzema tomami serii PoszukiwaczeStół króla Salomona,Łańcuch Proroka i Miasto Świętych Mężów. Najnowsza z jego powieści wywarła na mnie tak silne wrażenie, że wszystkie trzy pozostałe dzieła już trafiły na listę książek, które planuje przeczytać w najbliższej przyszłości. Sama fabuła Muzeum luster kręci się wokół Prado, miejsca w którym zwiedzający z całego świata podziwiają dzieła autorstwa Goi, Velazqueza czy El Greco. Historia instytucji sięga aż XIX wieku i to właśnie od wspomnienia tamtych czasów Luis Montero Manglano rozpoczyna snucie swojej historii. 2 lutego 1819 roku Oskarżyciel Inkwizycji zostaje wezwany do odbudowywanego po wojnie z Francuzami pałacu, to właśnie tam w przyszłości powstanie jedna z najchętniej odwiedzanych instytucji kultury na świecie. Na początku XIX wieku budowli daleko jednak do architektonicznej perełki stolicy Hiszpanii. Na domiar złego otacza ją bardzo złowroga aura. Robotnicy w czasie remontu odkrywają ukrytą piwnicę, w której spoczywają zmasakrowane zwłoki człowieka o nieznanej tożsamości. Oskarżyciel Inkwizycji wraz z odpowiadającym za realizację projektu markizem Santa Cruz szybko dochodzą do wniosku, że scena zbrodni ma wiele wspólnego z jednym z obrazów znajdujących się w zbiorach przyszłego muzeum. Zabójca nie pozostawił zbyt wielu jednoznacznych śladów, ale nie zapomniał o podpisaniu swojego dzieła dziwnym, niewiele mówiącym symbolem.
Źródło: Rebis
Symbole w książce Luisa Montero Manglano są kluczem do rozwiązania całej zagadki. Czytelnik dość szybko przenosi się z XIX wieku do współczesnego Madrytu, gdzie ma zostać zorganizowany międzynarodowy konkurs kopistyczny. Sześciu uzdolnionych artystów wybiera sobie jedno z dzieł z kolekcji Prado i stara się stworzyć jak najwierniejszą kopię. Zabójca idzie w ich ślady i odtwarza wybrane arcydzieła światowego malarstwa komponując przerażające sceny zbrodni. Nikt nie wie, kto stoi za coraz liczniejszymi morderstwami, ale co chwila w powieści pojawia się specyficzny symbol, na który Oskarżyciel Inkwizycji zwrócił uwagę już w XIX wieku.
Luis Montero Manglano doskonale odnajduje się w świecie złożonych interpretacji dzieł sztuki. Pomocne z pewnością w tworzeniu najnowszej powieści okazało się jego wykształcenie. Pisarz na co dzień pracuje w roli wykładowcy historii i sztuki średniowiecznej. Ponadto, jak sam twierdzi, ikonografia od dawna stanowi obiekt jego zainteresowań. Dzięki temu czytelnik nie tylko zagłębia się w meandry tajemniczej fabuły, ale też poznaje wiele ciekawych faktów dotyczących obrazów m.in. Rembrandta, Jose de Ribery czy Bruegla Starszego. Aby łatwiej było pojąć sens tworzonych interpretacji oraz ich znaczenie dla rozwoju akcji, na końcu książki zostały umieszczone wszystkie najważniejsze z omawianych dzieł. Autor Muzeum luster długo i starannie pracuje w sferze budowania napięcia. Zawsze przy tego rodzaju powieściach nie opuszcza mnie obawa przed rozczarowującym zakończeniem. W zbyt wielu przypadkach pisarze sami kręcą na siebie przysłowiowy bat nie mogąc ostatecznie zadowolić wysokich oczekiwań czytelników względem finału. Jednak i w tym aspekcie hiszpański powieściopisarz pozytywnie mnie zaskoczył. Zdecydowanie warto sięgnąć po jego najnowszą powieść, która praktycznie od pierwszego zdania aż po finalną kropkę trzyma w napięciu i ekscytuje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj