Przyjaźń w obliczu wojny
Twórcy My Memory of Us przy tworzeniu gry inspirowali się historią oraz doświadczeniami, jakie spotkały ich krewnych w czasie wojny. Bez dwóch zdań fenomenalna produkcja opowiada historię pary bohaterów: dziewczynki oraz chłopca, z których jedno należy do „narodu wyklętego” przez Rzeszę, mianowicie do narodu żydowskiego. Bohaterów poznajemy jeszcze przed wojną, ale gra szybko przerzuca nas w czasy niebezpieczne. Jedno z dwojga, w tym przypadku dziewczynka, zostaje naznaczona. Z uwagi na fakt, że produkcja dedykowana jest także tym graczom powyżej 7. roku życia, nie mamy tutaj Gwiazdy Dawida, a jedynie ubrania koloru czerwonego. Społeczność naznaczona tym kolorem wyróżnia się na tle pozostałych. Czuć, że są „podludźmi” wyśmiewanymi przez nas, Polaków, wytykanymi palcami. Dzieci, jak to dzieci. Nie rozumieją podziałów, nie znają się. I chociaż dziewczynka ma czerwony kubraczek, to chłopczyk nadal z nią utrzymuje relacje, trafia pod dach domu, jaki mała Żydówka zajmuje z dziadkiem. Para staje się sobie bardzo bliska i nawet wojna nie jest w stanie ich rozdzielić. Młodzi trzymają się razem.Czarno-białe cudo
Przy tworzeniu gry postawiono na prostą kolorystykę – odcienie szarości oraz czerwień, która na tle się znacząco odróżnia. Jak już wspomniałem, czerwień pokazuje nam Żydów, ale pełni także dodatkową rolę. Mianowicie tym kolorem oznaczone są te elementy świata, z którymi można wejść w interakcję. Tu gdzieś pokrętłem zakręcić, tam gdzieś wajchą pociągnąć, a jeszcze gdzieś indziej podwędzić strażnikowi jakiś klucz. W ten bardzo prosty sposób pokazano graczom, które elementy są interaktywne i z których należy skorzystać, aby popchnąć wątek fabularny do przodu. Szarość natomiast to w moim odczuciu pokazanie mroku, brudu i straszliwości tamtych czasów. Czasów, kiedy człowieczeństwo zmagało się z kryzysem, który nie śnił się prorokom. Przez te 18 rozdziałów gry nie nudziłem się nawet przez minutę. Fakt, że produkcja do długich nie należy, ot raptem półtora długości odcinka The Walking Dead od Telltale Games. Z My Memory of Us nie można się nudzić. Gra pochłania od początku i gramy licząc na pozytywne zakończenie tej – jakby nie patrzeć – ponurej historii. Czy w rzeczywistości tak właśnie jest? Zagrajcie sami, przekonajcie się, jaką opowieść Juggler Games przygotowało.Prosta i przyjemna
Mechanika rozgrywki nie jest skomplikowana. Trzeba przejść poziom wykonując po drodze kilka niezbyt wymagających łamigłówek. Od czasu do czasu trzeba się skradać, innym razem szybko przebierać nóżkami, żeby uciec goniącym nas robotom. Innym razem gdzieś z prowizorycznego działka trzeba puścić serię w nacierających wrogów. Mechanika rozgrywki w niczym nie zaskakuje, ani też nie wprowadza żadnych odkrywczych technologii. Jedyne co mnie w tym elemencie irytowało to wymuszanie na graczach ręcznego wskazywania kierunku przy pokonywaniu przeszkód. Chodzi o to, że aby pokonać jakiś leżący na ziemi głaz, skrzynie czy aby wejść na drabinę, musimy wykonać kilka ruchów. Wejść na przedmiot, przejść po nim i zejść z przedmiotu. To trzy czynności do wykonania zamiast jednej, gdyby twórcy uznali, że trzymanie kierunku, powiedzmy do przodu, jest wystarczającą komendą do pokonania przeszkody. W swym debiutanckim projekcie studio Juggler Games na warsztat wzięło trudny i poważny temat. Jak sobie poradziło? Bardzo dobrze. Polacy pokazali, że opowiadanie o wojnie nie musi pokazywać zabijania czy historii narodów. Równie wstrząsający obraz można pokazać za pomocą jednostki. Nie potrzeba epatować okrucieństwem, żeby ukazać trud czasów i cierpienie. Dzięki stylowi i podejściu do tematu My Memory of Us może być również prezentowana młodszemu pokoleniu, które z gry może czerpać lekcję historii.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj