Bieszczady zimą są mroźnie, nieprzyjemne i odludne, nic więc dziwnego, że dwaj nastoletni chłopcy - Janek i Tomek - nie są szczęśliwi z powodu wycieczki, którą zafundował im ojciec. Dla Mateusza to jednak chleb powszedni; wiele lat pracował jako strażnik graniczny w tej okolicy i od razu widać, że w nieprzystępnych bieszczadzkich lasach czuje się jak u siebie w domu. Sentymentalna wycieczka w przeszłość, która jednocześnie miała być pracą nad więzią z synami, nie pójdzie jednak tak, jak sobie to zaplanował. Brzmi dobrze? Niestety tylko na papierze. Owszem, Na granicy się naprawdę stara, ale potencjał niezłego scenariusza nie został wykorzystany. Wszystkiemu winny jest ten wszechobecny brak napięcia, który sprawia, że film w ogóle nie jest dynamiczny. Thriller nie istnieje bez umiejętnego budowania coraz to większego natężenia niepokoju, pogłębiania mrocznego klimatu i generalnie trzymania widza w ryzach, w ciągłej czujności, w oczekiwaniu na to, co się ma zdarzyć. Kiedy tak się nie dzieje, nawet porządna historia nie ma szans wzbudzić zaangażowania. No url Zimową, mroźną, niepokojącą atmosferę ratują przede wszystkim zdjęcia niezwykle utalentowanego Łukasza Żala. Od podziwiania przepięknych bieszczadzkich krajobrazów faktycznie robi się zimno. W całym filmie działa jednak zasada: na jeden dobry element przypada jeden słaby element. Tak więc zdjęcia są piękne, ale udźwiękowienie jest koszmarne. To jakiś problem polskich filmów, o którym mówi się już od dawna. Nasi dźwiękowcy wciąż nie rozumieją, że budowanie mrocznego klimatu nie polega na tym, by bohaterowie swoje kwestie mruczeli w niezrozumiały dla widza sposób. Pół na pół jest także z aktorstwem. O ile Marcin Dorociński jest doskonały w swojej roli niezrównoważonego szaleńca, który minuta po minucie zrzuca początkową maskę, ukazując swoją prawdziwą twarz, to aktorstwo Bieleni i Henriksena pozostawia wiele do życzenia, a to właśnie oni są tu najważniejsi. Mają do zagrana najtrudniejsze, najbardziej intensywne i gwałtowne emocje. Co więcej – emocje przełomowe, które mają ich ukształtować. To oni znajdą się na granicy, ale Tomek i Janek przez zdecydowaną większość filmu jedynie irytują. Bardzo dobrze, że w Polsce powstają próby robienia takiego gatunkowego kina. Istnieje duża szansa, że z każdym kolejnym obrazem będzie lepiej - Na granicy już jest lepsze niż choćby nie tak dawny Fotograf. Klaustrofobiczne, skromne, wygrywane na pierwotnych emocjach produkcje to dobry kierunek, oby więc tym tropem chcieli iść inni twórcy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj