Choć Duńczycy niechętnie identyfikują się ze Skandynawami, ich produkcje są przesiąknięte tamtejszą atmosferą i symboliką. Zawsze mamy do czynienia z deszczowym klimatem, bezdusznym miastem i chłodnymi barwami. W pozornie idealnych, niemal sterylnych miastach mroku i niebezpieczeństw, jest nie mniej niż na brudnym, nowojorskim Bronksie z lat 60.

Tę unikalną atmosferę amerykańskie Dochodzenie odnalazło w Seattle. Jedno z największych miast stanu Waszyngton okazało się być nie mniej skandynawskie niż Kopenhaga. Twórcy The Bridge idą jednak inna drogą - choć oczywiście wzorują się na Moście nad Sundem, wykorzystują jedynie jego koncept, kreując całkowicie własny styl wizualny.

Zamiast zatem oglądać ponure miasta Szwecji i Danii, zostajemy przeniesieni na słoneczną granicę Stanów Zjednoczonych. Na moście łączącym El Paso i Juarez zostaje odnalezione ciało kobiety, której morderstwo zmusza stróżów prawa obu państw do współpracy. Szybko okazuje się, że śledztwo będzie bardziej skomplikowane, niż się wydawało, bo zbrodniarz zaczyna sobie z detektywami zwyczajnie pogrywać.

Morderstwo napędzające fabułę stanowi pretekst do pokazania kontrastu między społecznościami zamieszkującymi obie strony tytułowego mostu. W Juarez przestępstwa są nieodłączną częścią codzienności, a trup ściele się gęsto. Meksykański detektyw Marco Ruiz chętnie oddaje w śledztwie pałeczkę pierwszeństwa Sonyi Cross, policjantce ze Stanów Zjednoczonych. Dla niego znalezione ciało jest ledwie jednym z kilkunastu, z którymi musi sobie poradzić danego dnia. Dla niej ta sprawa jest kwestią życia i śmierci. Zróżnicowanie między dwoma krajami i mentalnościami wypada tutaj jeszcze dobitniej niż w Moście nad Sundem, gdzie oblicze Kopenhagi było właściwie bardzo zbliżonego do Malmo.

The Bridge pomimo zmiany miejsca akcji i atmosfery serialu pozostaje niestety mimo wszystko wtórne w stosunku do oryginału. Fabuła jest prowadzona niemal identycznie, a bohaterowie najczęściej wyraźnie naśladują swoich protoplastów. Zawodzi szczególnie znana z wielkiego ekranu Diane Kruger, która choć wypada zupełnie poprawnie, znacznie ustępuje Sofii Helin. Najlepiej odnajduje się w obsadzie Demián Bichir - aktor właściwie bez wysiłku kradnie każdą scenę. Jego Marco Ruiz ma do odegrania podobną rolę, jak Martin Rohde, ale wydaje się przy tym nieco inną postacią niż pierwowzór. Kruger musi swojej unikalności jeszcze dowieść.

Oczywiście jeśli ktoś Mostu nad Sundem nie widział, na pewno będzie bardzo się przygodami bohaterów emocjonował i nerwowo zaciskał kciuki przy dramatycznej sekwencji finałowej. Amerykańskie The Bridge pozostaje więc trzymającym w napięciu kryminałem, ale by odnieść prawdziwy sukces, powinno podążać własnymi scenariuszowymi ścieżkami. Twórcy dość wcześnie musieli podjąć decyzję, jak bardzo chcą upodobnić serial do swojego pierwowzoru - ostatecznie zdecydowali się osadzić akcję na granicy amerykańsko-meksykańskiej, a nie, co na pewno bardziej kojarzyłoby się ze Skandynawią, amerykańsko-kanadyjskiej. Specyfika relacji między tymi dwoma państwami daje szansę na eksplorację tematów, które zwyczajnie nie mogły pojawić się w wersji europejskiej - imigracji, przemytu czy niesławnego narkobiznesu. Jeśli tylko The Bridge, podobnie jak zrobiło to przed trzema laty Dochodzenie, po pierwszym odcinku zacznie swobodniej traktować materiał źródłowy, może stać się jednym z najciekawszych remake'ów w historii telewizji. W przeciwnym wypadku będzie jedynie bardzo dobrym serialem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj