Na wschód od zachodu oraz Manhattan Project to dwa komiksy Hickmana, których szczególnie brakowało na naszym rynku. Nadszedł wreszcie czas, że możemy przynajmniej przeczytać pierwszy z tych tytułów, na razie pierwszą z trzech części w opasłym wydaniu z wydawnictwa Mucha Comics. I już ze sporą wiedzą na temat scenariuszowych umiejętności autora, którego dokonania znamy z kilku serii wydanych w Polsce. Mowa choćby o Black Monday Murders, ale także o komiksach z Marvela, czyli New Avengers, Avengers oraz evencie Nieskończoność, którego Hickman był głównym architektem. Jakiś czas temu Egmont wydał też uznawaną już za współczesną klasykę Fantastyczną Czwórkę, na której scenarzysta odcisnął swoje znane z zamiłowania do różnych dziedzin nowoczesnej nauki piętno. W tym właśnie rzecz, Hickman jest żywo zainteresowany różnymi gałęziami związanej z rozwojem technologii nauki czy nawet ekonomii. I to tak na poważnie, co jednocześnie wymaga od czytelnika szczególnego skupienia podczas lektury jego różnych serii. Jeżeli pisze horror, to są w nim podteksty ekonomiczne. A jeżeli pisze w połowie horror, w połowie western futurystyczny z elementami fantasy i cyberpunku unurzanego na dodatek w politycznym sosie, to powstaje coś takiego jak Na wschód od zachodu. Komiks opowiada alternatywną historię Ameryki (nie za bardzo wiemy, jak wygląda życie w innych częściach świata), sięgającą do czasów Wojny Secesyjnej w XIX wieku. Pojawiają się w tym czasie trzej prorocy głoszących tajemnicze Przesłanie, które będzie nasieniem zmian w świecie. W 1908 roku pojawia się tajemniczy ogień na niebie skutkujący potężną eksplozją na terenie Ameryki Północnej (w naszej historii to rok uderzenia meteorytu tunguskiego w Rosji).  Na miejscu wydarzenia dochodzi do Przymierza, które kończy konflikt w Ameryce i dzieli ją między Unię, Konfederację i Republikę Teksasu, a z czasem dochodzą kolejne obszary wpływów istotne w późniejszej rozgrywce (np. Republika Ludowa Ameryki utworzona przez chińskich maoistów). Jednak my w fabule jesteśmy aż w 2064 roku, czyli daleko do przodu, w czasie kolejnej Wojny Domowej. Ameryka Północna jest podzielona na siedem różnych stref wpływów, o różnych politycznych i ideologicznych zapatrywaniach, ale nie to jest tu najważniejsze, tylko ingerencja sił, które poznajemy w prologu. A te siły to nikt inny, tylko Jeźdźcy Apokalipsy, tyle że nie czterej, tylko trzej, którzy wyglądają jakoś mało przerażająco, na pewno inaczej niż na znanych nam popularnych ikonografiach. Podbój, Wojna i Głód mają wygląd mało sympatycznych dzieciaków, ale właśnie z tego względu z czasem wzbudzają jeszcze większą grozę. I tak, Śmierć również się pojawi, Śmierć o wyglądzie kowboja z okładkowej grafiki. A fakt, że ów bohater jest skonfliktowany z opisaną powyżej trójką, staje się jednym z motywów napędzających fabułę. Jednym z wielu, dodajmy.
Źródło: Mucha Comics
+4 więcej
Poznawanie wszystkich zależności między zwaśnionymi terytoriami i poszczególnymi bohaterami z biegiem lektury daje coraz większą przyjemność. Początkowo jesteśmy przytłoczeni mnogością wydarzeń, a sam Hickman nigdzie się śpieszy, tylko sukcesywnie kreśli swój misterny, fabularny plan. Teoretycznie to komiks buzujący od emocji, ale narracja Hickmana jest, można rzec, chłodna, sterylna, jakby tkana przez bezosobowego obserwatora, co dało się już odczuć w innych jego seriach wydanych po polsku. Stoi trochę  w kontraście do momentami wybuchowych, efektownych rysunków Nicka Dragotty, którego kreska jednak ma podobny, sterylny sznyt co pióro Hickama - może dlatego obu panom tak dobrze idzie współpraca.
Nick Dragotta wykreował zapadające w pamięć wizerunki bohaterów, w których wyglądzie odbijają się cechy ich charakterów - to naprawdę świetna galeria dziwacznych postaci rządzących życiem milionów, tych ostatnich zresztą, w formie ludzkich mas, z jakiegoś powodu rzadko widzimy w tym ponurym świecie. Całość, zgodnie z tytułem ma charakter quasi biblijny (nie chodzi tylko o Apokalipsę, ale również, szczególnie w polskim tłumaczeniu o główny człon tytułu) i być może tak właśnie powinniśmy traktować Na wschód od zachodu, jako rodzaj apokaliptycznej w swoim wymiarze, biblijnej przypowieści z przyszłości, która być może taki właśnie będzie miała kiedyś charakter. Dzisiejszy rozwój technologii, problemy z klimatem, wieczne ludzkie niezaspokojenie, to wszystko rodzi mroczną wizję przyszłości i być może to o niej, o czasach, w których ludzkość i Ziemia w końcu odmienią się na skutek apokaliptycznych wydarzeń, opowiada Na wschód od zachodu. Takie rozstrzygnięcia zapowiada końcówka albumu, z akcją, która w ostatnich zeszytach weszła na wyższe obroty i zaintrygowała do tego stopnia, że na kontynuację będziemy czekać z dużą niecierpliwością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj