Najmro. Kocha, kradnie, szanuje to polski film oparty na prawdziwej historii Zdzisława Najmrodzkiego, legendzie przestępczego świata PRL i słynnym zbiegu. Co z tego wyszło?
Najmro. Kocha, kradnie, szanuje to propozycja zaskakująco świeża w polskim kinie z jednej prostej przyczyny: w końcu czas PRL nie jest pokazywany jako jedynie mroczny, ponury okres w naszym kraju. Tym razem twórcy przedstawiają go nam z innej strony. Przede wszystkim jest kolorowo, nie tak przygnębiająco i z życiem. Czuć, że ten świat na ekranie ma swój charakter, a nie jest jedynie depresyjną próbą uporządkowania sobie trudnych doświadczeń przeszłości. Takie podejście pozwala nakreślić inny świat akcji, który, choć inspirowany faktami, wyróżnia się na tle wielu polskich filmów osadzonych w podobnym okresie. Do tego twórcy kreują świetny klimat dzięki korzystaniu z określonej palety kolorów. Częściowo widać to w zwiastunie, ale dopiero w całości można poczuć, że jest to strzał w dziesiątkę. Czasem na ekranie widzimy prawdziwe programy z tamtych lat i... tak naprawdę trudno dostrzec przejścia pomiędzy fikcją a rzeczywistością właśnie w wyniku tych decyzji realizacyjnych.
To film na troszkę innym poziomie niż zwyczajne polskie kino. Dostrzegam w tym zabawę formą. Twórcy korzystają z różnych narzędzi, by nadawać temu odpowiedni charakter wizualny, i kręcą coś, co w Polsce jest dość rzadkie. Mamy tu bowiem pościg samochodowy nakręcony na zaskakująco dobrym, dynamicznym poziomie, co w połączeniu z autami z dawnych lat daje całkiem dobry efekt. Jest też dość specyficzne slow motion, które od razu skojarzy się ze stylem Zacka Snydera. Czasem wydaje się to dość dziwaczne, ale zaskakująco dobrze sprawdza się też w tych określonych momentach i dobrze współgra z całą konwencją historii. Wydaje się, że nie jest to tylko zabawa dla zabawy (jak u Snydera), ale zabawa przemyślana i trafna.
Najmro to jest dość wyjątkowa postać. Zastanawiałem się więc, jak
Dawid Ogrodnik ją sportretuje. W końcu znamy go z wielu wybitnych ról. Jest to zdecydowanie dobra i stonowana rola. Nie jest to kreacja, w której Ogrodnik szarżuje emocjonalnie czy ekspresyjnie. Tworzy raczej pewien symbol na ekranie. A to właśnie jest motyw, który do końca do mnie nie przemawia. Film nie daje widzom do zrozumienia, dlaczego Najmro był tak wybitną jednostką i wyrafinowanym produktem swoich czasów. Bohater staje się bardziej metaforyczną reprezentacją PRL, wielkim symbolem walki z systemem, w którym trudno dostrzec człowieka z krwi i kości, a bardziej osobę skrywającą oblicze pod mianem legendy. To wywołało u mnie spory niedosyt, bo przez to jedynym wyraźnym aspektem jego człowieczeństwa (nie legendy, którą cały czas obserwujemy) jest jego romans. Ten wątek mógłby być inaczej rozegrany. Potraktowano go trochę zbyt powierzchownie, by móc w pełni w to uczucie uwierzyć. W końcu ono jest kluczowe dla przemiany bohatera i dzięki niemu staje się ona wiarygodna, ale czuć zgrzyt, czegoś tutaj brakuje. W pełni rozumiem dopasowanie tego do konwencji, bo wątek romantyczny jest ciut wyidealizowany, jak sam Najmro-legenda, więc można zrozumieć zamierzenie, ale trochę zabrakło w tym pogłębienia emocji, aby je porządnie uwiarygodnić. Nawet w tej zabawie konwencją.
Konwencja filmu sprawia, że seans mija szybko, a nawet i emocjonująco. Produkcja ma dobre tempo i trafny humor. Również rywalizacja głównego bohatera ze ścigającym go policjantem granym przez Roberta Więckiewicza wielokrotnie trafia w punkt.
Najmro to taki film, który pewnie nie podbije festiwali, ale może podbić serca widzów. Daje emocje, ma w sobie luz i angażuje, nawet gdy skupia się na wspomnianym nie do końca działającym wątku romantycznym. Staje się to świadomą rozrywką, która chce bawić, a nie za wszelką cenę prawić widzom morały o grzechach przeszłości. Nie zrozumcie mnie źle, wiele mocnych dramatów o czasach komunizmu wywołuje wielkie emocje, gwarantując wielkie kino, ale tutaj to lżejsze podejście okazuje się o wiele lepszą decyzją, dającą dobrą rozrywkę.
Dobrze podkreślono to, że na bohatera miały ogromny wpływ czasy, w których żył. Gdy w pewnym momencie historia przenosi się do lat 90., a my widzimy, jak młode pokolenie przejmuje świat przestępczy, to efekt jest zatrważający. Być może w dużej mierze to zasługa genialnej przemiany postaci granej przez Jakuba Gierszała, który pokazuje się w tym filmie z dobrej strony. Może właśnie to jest myśl przewodnia tego filmu - choć czasy komunizmu były złe, to najsławniejszym przestępcą był dżentelmen, w pewien sposób człowiek uczciwszy od ówczesnej władzy, którą cały czas robił w konia. Upadek komunizmu i zmiana warty pokazuje w filmie, jak wraz z nim znika pewna wyidealizowana bajkowość wokół samego Najmro i jego czasów. Twórcy zabierają to bez skrupułów, w jakimś stopniu pokazując, że każda epoka ma swoje jasne i mroczne strony. Być może dlatego
Najmro. Kocha, kradnie, szanuje sprawdza się jako kino rozrywkowe i dzięki mocnej końcówki zostaje z widzem na dłużej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h