Nauki niezbyt ścisłe to serial, który bardzo chciałby mieć punkrockowy wydźwięk. Pierwszy sezon z punkiem jednak nie wiele ma wspólnego. Przygody Jacka Griffina to raczej rock’n’rollowa jazda bez trzymanki, co także nie jest złym odniesieniem.
Jack to profesor filozofii z Harvardu, który w wyniku nieprzyjemnych dla niego wydarzeń zostaje zmuszony do podjęcia posady nauczyciela biologii w liceum, w jego rodzinnej miejscowości. Mężczyzna, sfrustrowany tą sytuacją, nawet nie myśli o wtłaczaniu swoim uczniom wiedzy o pszczółkach i motylkach. Planuje zemstę na tych, którzy według niego przyczynili się do marnego losu, jaki go spotkał. Pomóc mu w tym mają jego uczniowie – grupa nierozgarniętych geeków i nerdów, którym dane jest bytować w jednym pomieszczeniu z tak znamienitą jednostką, jaką jest Jack Griffin.
Pierwszy sezon serialu A.P. Bio to trzynaście dwudziestominutowych odcinków, których głównym bohaterem jest gość mający o sobie zbyt wysokie mniemanie. Jack Griffin wykorzysta wszelką sposobność, aby podkreślić, że jest profesorem filozofii, a każdy, z kim musi współpracować jest dla niego bezwartościową glistą. Uczony dysponuje całkiem pokaźnym zestawem ironicznych, sarkastycznych i cynicznych żartów, którymi co chwila rzuca na lewo i prawo. Jego poczucie humoru jest zestawione z grupką geeków z poważnymi zaburzeniami społecznymi. Młodzi ludzie nie za bardzo potrafią odnaleźć się we współczesnym świecie i zaliczają gafę za gafą. Relacje Jacka ze swoimi uczniami to sól serialu i kopalnia całkiem niezłych dowcipów.
Nauki niezbyt ścisłe to serial bardzo zabawny. Format gwarantuje niezłą rozrywkę i jest dobrym pomysłem na rozluźnienie po dniu pełnym nerwów. One linery Griffina stoją na wysokim poziomie. Widać, że scenarzyści to bardzo nieszablonowi ludzie, potrafiący wykrzesać z siebie naprawdę pokręcone i nietypowe pomysły. Cechą charakterystyczną produkcji jest to, że nie przekracza granic poprawności politycznej. Wracając do tezy ze wstępu, Nauki niezbyt ścisłe, zatrzymują się tam, gdzie powinien rozpocząć się punkrockowy akord. W momencie, gdy klimat i fabuła jest tak nakręcona, że już tylko jeden krok dzieli opowieść od świńskich i niepokornych motywów, serial stopniowo wycisza atmosferę i prowadzi historię do ugrzecznionego i klasycznego zakończenia.
Powyższe rozwiązanie dla niektórych z pewnością będzie wadą. Znamy przecież dziesiątki produkcji, które niepoprawność polityczna zaprowadziła na artystyczne szczyty. Dzieła stroniące od takich tendencji często popadały w sztampy, stawały się odtwórcze i mało atrakcyjne. Całe szczęście Nauki niezbyt ścisłe nie idą tą drogą. Mimo że (oprócz czołówki) nie usłyszymy tam punk rocka, całość potrafi zachwycić ostrzejszym riffem czy zaskakującym przejściem. Po raz kolejny trzeba pochwalić scenarzystów, bo to dzięki ich poczuciu humoru Griffin w każdym odcinku wypluwa z siebie dziesiątki przezabawnych tekstów.
Na uznanie zasługuje również aktorstwo i reżyseria. Glenn Howerton jest świetny w roli Jacka. Nauki niezbyt ścisłe to zdecydowanie teatr jednego aktora. Artysta wywiązuje się ze swojej roli doskonale. Howerton ma wielkie pokłady charyzmy. Udaje mu się je przekazać postaci, którą portretuje, dzięki czemu nie można określić serialu mianem bezbarwnego i miałkiego. Młodzi aktorzy, mimo że miejscami pełnią rolę tła dla pierwszoplanowego bohatera, również dają się lubić. Zdecydowanie nie irytują i wzbudzają sympatię. Drażniący początkowo dyrektor szkoły ( w tej roli znany z Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.Patton Oswalt) z czasem również nabiera charakteru.
Dyskusyjne jedynie mogą być trzy belferki, stanowiące drugi plan i służące jako generator wątków uzupełniających. Te postaci mają zapewne wywoływać wrażenie, że Nauki niezbyt ścisłe to nie jest monotematyczna opowieść i zostawia miejsce na motywy poboczne. Nie do końca spełnia to swoją rolę. Segmenty z nauczycielkami to raczej krótkie anegdotki niż pełnoprawne historie. Same panie też nie grzeszą ciekawym rysem charakterologicznym i na tle głównego bohatera wypadają bardzo niejako.
Pierwszy sezon Nauk niezbyt ścisłych ma formę proceduralną, ale w poszczególnych odcinkach przewija się motyw przewodni zemsty, który eksploduje w dwóch ostatnich epizodach. Można się spierać, czy rywalizacja Jacka ze swoim przeciwnikiem Milsem zostaje prawidłowo zakończona, czy nie wkrada się tutaj zbyt dużo taniego dramatyzmu i czy poziom dowcipu zauważalnie nie spada. Finalnie dostajemy zamkniętą historię, z otwartą furtką na kolejną serię.
Mimo że twórcy na koniec uderzają w poważniejsze tony, kontrastujące nieco z absurdalną formą poprzednich epizodów, całość pozostawia dobre wrażenie. Dzięki charyzmie głównego bohatera, nieszablonowym pomysłom scenarzystów i zabawnym relacjom zgorzkniałego belfra z nierozgarniętymi uczniami udaje się stworzyć coś świeżego, a zarazem bardzo lekkiego. Nauki niezbyt ścisłe to format, z którym powinien się zapoznać każdy miłośnik humoru w telewizji. Wbrew pozorom nie ma za dużo produkcji, które zachowują dobry poziom, nie epatując świńskimi i wulgarnymi żartami.