The Hate U Give to na pierwszym planie opowieść o czarnoskórej nastolatce, Starr Carter, która żyje w niebezpiecznej dzielnicy, ale ma to szczęście, że może chodzić do lepszej szkoły w innej części miasta. Jest jedną z nastolatek, które pozornie mają lepiej, bo dostały szansę pewnego odcięcia od bardzo niebezpiecznego świata. Szybko poznajemy postać dziewczyny, która - można powiedzieć - jest zwyczajna, tak jak wszyscy, a jej kolor skóry nie ma tu większego znaczenia. Wydaje się kimś, z kim można byłoby się zaprzyjaźnić i złapać wspólny język choćby w kwestii Harry'ego Pottera. Twórcy kreują nam obraz dziewczyny prawdziwej, o klarownie nakreślonej osobowości, emocjach i życiu. Takiej, którą momentalnie możemy polubić. Zwiastun przedstawia fundament historii, jakim jest zabójstwo bezbronnego czarnoskórego nastolatka przez białego policjanta. Do tego momentu obserwujemy raczej historię młodzieżową, która nabiera wyrazu właśnie w tej scenie. Reżyser w tej chwili pokazuje, że nie chce iść po linii najmniejszego oporu. Dobrze budował przedstawienie postaci, aby w momencie morderstwa widz poczuł to z całą mocą. Jest to jak uderzenie obuchem w głowę, gdy ku mojemu zaskoczeniu, emocje trafiają w punkt w sposób niespodziewanie skuteczny. To właśnie tutaj zaczyna się prawdziwa opowieść, którą chcą twórcy nam pokazać. Kwestia przedstawienia klimatu społeczno-politycznego w Stanach Zjednoczonych jest nam wielu znana. Z wiadomości, z innych filmów oraz seriali (także tych poruszających podobny temat), więc można zadać pytanie: co więcej można powiedzieć bez popadania w kicz? Ryzyko pójścia na łatwiznę i raczenia widzów nudną łopatologią było tutaj olbrzymie, ale Nienawiść, którą dajesz to coś zupełnie innego. Twórcy nie opowiadają tej historii z jednej perspektywy pomimo tego, że Starr jest w centrum wydarzeń. Jej obserwacje służą do obnażenia ludzkiej hipokryzji i pokazania skali problemu, który wychodzi ponad rasę. Obrywają białe dzieciaki z bogatych domów, które wykorzystują tragedię do radosnego wolnego od szkoły, kompletnie nie rozumiejąc i nie czując tego, co się stało (brakowało tylko sceny ze zmianą statusu w mediach społecznościowych), obrywają też czarnoskórzy, którzy w określonych sytuacjach nie są tak otwarci na akceptację białych lub czarnoskórych stojących po stronie prawa. Każda taka scena trafnie pokazuje całą sytuację z różnych stron, pozwalając przyjrzeć się zasadom panującym w tym świecie. Doskonale to widać w rozmowie Starr z jej wujkiem policjantem, który tłumaczy reakcję mundurowego w takiej samej sytuacji na czarnoskórą osobę i białą. Porażające, uderzające w odpowiednie nuty i dające do myślenia. Nie jest to film nudny, przegadany czy pozbawiony jakichś głębszych przemyśleń. To, co wyżej przedstawiam, to tylko ogólny pogląd na to, jak twórcy starają się podchodzić do tematu niezwykle trudnego. Nie stawiają siebie na określonym stanowisku w konflikcie, a bardziej pokazują, że są po stronie człowieka, nie rasy. Takiego, który ma być oceniany tak samo bez względu na to, jaki ma kolor skóry. Najważniejsze jednak, że w żadnym momencie twórcy nie idą w tanie kazanie. Dają widzom wiele informacji, przemyśleń, wniosków, ale nigdy nie wchodzą na jakieś górnolotne tony, które odarłyby tę historię z jej porażającej autentyczności. A ona dzięki temu, jak jest opowiadana i co w niej jest poruszane, na długo zapada w pamięć. I przede wszystkim wywołuje gigantyczne emocje. Amandla Stenberg - zapamiętajcie to nazwisko, bo aktorka grająca Starr tym filmem zaznaczyła się na mapie Hollywood. To ona jest sercem tej opowieści, bijącym z pełną mocą do samego końca. To ona powoduje, że oglądamy do końca z wypiekami na twarzy, odczuwając emocje i współczując bohaterce traum, których nikt nie powinien przeżywać. Jest w tym wszystkim urocza, dziewczęca, ale zarazem twarda, nieustępliwa i niezwykle autentyczna. Emocje płynące z tej aktorki, zapadają na długo w pamięć, a słowa wypowiadane przez nią z taką mocą trafiają w punkt. Dzięki niej całość staje się czymś więcej niż tylko poruszeniem dobrze znanego tematu. Staje się seansem, podczas którego metaforycznie krwawi się razem z postacią. Jej ból jest wręcz namacalny, a niepokój o jej los buduje wielkie napięcie. Emocje, które Amanda pokazuje na ekranie, pozostają na długo po seansie. Jest to taki film, który mógł się kompletnie nie udać. Mógł być kiczowatym i jednostronnym spojrzeniem na problem, jaki jest w Stanach Zjednoczonych obecny, a który wynika z wielu różnych przyczyn i podziałów tego społeczeństwa. Twórcy opierając się na uznanej książce, dają rzecz, która ma wielu cichych bohaterów. Pokazują relacje pomiędzy postaciami, w które momentalnie wierzymy i które determinują nasz odbiór określonych zachowań czy decyzji. Nawet, gdy momentami wchodzą w kwestie tych rasowych i społecznych stereotypów, szybko są wyciągane w ciekawszym kierunku. Szczególnie, że cała trwająca dwie godziny fabuła nie jest jakoś szczególnie skomplikowana. Wszystko odbywa się prosto i klarownie, zgodnie z pewnymi ramami, jakich oczekujemy, ale na tym nie cierpi ten film. Udaje się bowiem pokazać to w sposób wyciągający z koncepcji maksimum. The Hate U Give to film, w którym nie brakuje mocnych, przejmujących scen. Taki, który działa przede wszystkim na emocje, ale nie manipuluje nimi w prosty czy tani sposób. Działa, bo oglądamy coś zrobionego z sercem i autentycznego, a zarazem uniwersalnego i pokazanego z różnych perspektyw. Nawet pomijając znaczenie dla zrozumienia sytuacji w Stanach Zjednoczonych związanej z napięciami na tle rasowym, to po prostu dobrze opowiedziana historia. Taka, która potrafi szczerze poruszyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj