NieR: Automata to jedna z moich ulubionych gier z ostatnich lat. Do produkcji studia Platinum Games przyciągnęły mnie efektowne zwiastuny i dynamiczna akcja, ale przy ekranie na dłużej utrzymała mnie naprawdę wciągająca i złożona historia oraz interesujący bohaterowie. Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie, by wrócić do tej produkcji i ukończyć ją ponownie. Idealną okazją do tego okazała się niedawna premiera portu na Nintendo Switch. Przyznam jednak, że pochodziłem do niego z pewnymi obawami... Switchowa Automata to wydanie z podtytułem The End of YoRHa Edition. Nie jest ono w żaden sposób "przycięte" względem wersji na duże urządzenia: to dokładnie ta sama historia i zawartość, co na PlayStation 4, Xboksie One oraz PC. Dodatkowo w jego skład wchodzą też dwa pakiety DLC: 3C3C1D119440927 oraz 6C2P4A118680823, które przygotowano z myślą wyłącznie o Nintendo Switch. Oba te rozszerzenia, o jakże dźwięcznych i wpadających w ucho tytułach, nie są szczególnie imponujące pod względem zawartości. Pierwsze zawiera trzy areny oraz garść przedmiotów kosmetycznych, drugie zaś zestaw strojów. Mimo tego dobrze je mieć, bo przynajmniej ma się świadomość, że kupuje się pełen pakiet.  NieR: Automata debiutowało na pierwszych platformach w 2017 roku. Na temat fabuły i rozgrywki powiedziano już wiele, także na łamach naszego portalu (w tym miejscu możecie znaleźć naszą recenzję wersji na PlayStation 4). Od siebie dodam jedynie, że oba te elementy, mimo upływu pięciu lat, nadal trzymają się bardzo dobrze. System walki jest jednocześnie przystępny, ale przy tym oferuje spore możliwości. Fabuła zaś potrafi wciągnąć i zaskoczyć, choć oczywiście najlepiej sprawdzi się przy pierwszym kontakcie, jeśli nie wiecie nic na jej temat. Jeśli zaliczyliście tę przygodę już wcześniej lub mieliście okazję zapoznać się z jakimś streszczeniem, to doświadczenie zdecydowanie na tym ucierpi. Możecie jednak pokusić się na przykład o odblokowanie innych, alternatywnych zakończeń.  Jakość samego portu pozytywnie zaskakuje. Nintendo Switch to pod tym względem absolutna loteria i na każdego Dooma czy Wiedźmina 3 zdarzają się wypadki przy pracy, takie jak Ark: Survival Evolved czy niedawny Alan Wake, który jakimś cudem wygląda znacznie gorzej niż oryginał sprzed 12 lat. Tutaj na szczęście wykonano kawał dobrej roboty. Gra wygląda solidnie i dopiero po zestawieniu jej obok wersji z PS4 czy Xboksa widać różnice w jakości grafiki. Nie są one natomiast na tyle znaczące, by dawały się we znaki podczas zabawy. W zasadzie jedynym, co nieco poważniej mi przeszkadzało, była kiepska widoczność przedmiotów przy niskim poziomie zdrowie w trybie handheld. W kilku momentach musiałem poświęcić zdecydowanie zbyt dużo czasu, by dojrzeć coś, co przez cały czas leżało gdzieś w trawie tuż obok mnie.  Oczywiście, z uwagi na niewielką moc Switcha, deweloperzy odpowiedzialni za port musieli iść na pewne kompromisy. Tym, które rzuca się w oczy już od samego początku, jest ograniczenie płynności do poziomu 30 klatek na sekundę. W przypadku tak dynamicznej, pełnej akcji gry to dość duże cięcie i zdecydowanie trzeba się do tego przyzwyczaić. Na szczęście po mniej więcej godzinie przestało mi to przeszkadzać. Kto wie, być może przyczynił się do tego fakt, że w podobnym czasie grałem w Gotham Knights, również w 30 FPS i przez to było łatwiej przestawić mi się do braku 60 klatek? Układ sterowania nie odbiega od tego, z czym mieliśmy do czynienia na innych konsolach. Różnicą jest natomiast komfort podczas korzystania z Joy-Conów. Nie da się ukryć, że z uwagi na niewielkie przyciski nie dla każdego będzie to idealna opcja i osoby o większych dłoniach mogą nieco irytować się przy próbach wyprowadzania bardziej skomplikowanych kombosów. To jednak coś, co nie jest winą twórców portu, na dodatek jest na to proste rozwiązanie: w razie kłopotów z komfortem można zawsze sięgnąć po Pro Controller. NieR: Automata - The End of YoRHa Edition to kolejny udany port na Switcha, który śmiało można postawić obok przenośnego Dzikiego Gonu czy Alien: Isolation. Jeśli do tej pory nie mieliście okazji, by zapoznać się z historią 2B i 9S, to jest to całkiem sensowny sposób na nadrobienie zaległości. Oczywiście cena wersji na Nintendo Switch jest wyższa niż w przypadku "starych" wydań na PC oraz konsole Sony i Microsoftu, a do tego całość działa jedynie w 30 klatkach i wygląda nieco gorzej, ale w zamian otrzymujecie możliwość zabrania ze sobą gry w dowolne miejsce. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj