Niezgaszalni to animowany film pełnometrażowy produkcji francusko-kanadyjskiej. Fabuła skupia się na Georgii, rezolutnej nastolatce, która od najmłodszych lat marzy o tym, aby zostać strażakiem. Choć nie jest to zgodne z tym, czego chciałby dla niej ojciec, dziewczyna nie poddaje się i wytrwale dąży do realizacji swoich planów, uciekając się nawet do niebezpiecznego podstępu – zatrudnia się w nowojorskim departamencie straży pożarnej pod przebraniem mężczyzny imieniem Joe. Gdy w mieście pojawia się tajemniczy podpalacz, a zawodowi strażacy znikają w niejasnych okolicznościach, Georgia staje przed prawdziwym wyzwaniem. Warto wspomnieć, że akcja rozgrywa się w latach 20.–30. na Brooklynie, w środowisku, które w najśmielszych snach nie dopuszcza do siebie pomysłu, by kobieta mogła być strażakiem. Już od pierwszych minut filmu widać, że animacja nie jest amerykańska – bohaterowie narysowani są inaczej, niż przyzwyczaiło nas do tego popularne kino spod szyldu Disneya i Pixara. To całkiem miła i świeża odmiana – na ekran patrzy się z zainteresowaniem. Film jest wręcz przesycony kolorami – twórcy wycisnęli paletę do ostatniej kropli, przez co produkcja wyróżnia się jako niesłychanie barwna, momentami aż jaskrawa. Fakt, że animacja opowiada o strażakach walczących z żywiołem, nadaje jej dodatkowej dynamiki – na ekranie faktycznie cały czas coś się dzieje i jest na czym zawiesić oko. Można więc śmiało powiedzieć, że pod względem technicznym i wizualnym film jest na naprawdę przyzwoitym poziomie, a fakt, że zilustrowano go muzyką momentami do złudzenia przypominającą disnejowską ścieżkę dźwiękową, pozwala jeszcze łatwiej wczuć się w opowieść, odbierając ją jako coś znajomego. W samej fabule natomiast, poza moralizującym wątkiem dotyczącym spełniania marzeń za wszelką cenę, pojawia się także wątek fantastyczny – twórcy, jako główne zagrożenie, wprowadzili bowiem do akcji bieżącej podpalacza „z supermocami”, rezygnując z bardziej namacalnego i przyziemnego zagrożenia. Prawdopodobnie ma to na celu zwiększenie efekciarskości tej produkcji, jednak kosztem oderwania od rzeczywistości – co trochę zaskakuje, ponieważ od samego początku twórcy wyraźnie starają się tej (patriarchalnej wówczas) rzeczywistości trzymać. Film próbuje poruszyć wiele wątków na raz, z których szczególnie ważny wydaje się wątek feministyczny – w trakcie seansu jednak gdzieś się to wszystko rozmywa, przykryte grubą warstwą fantastyki, co prowokuje pytanie: czy naprawdę istotne jest tu osadzenie opowieści w patriarchalnej rzeczywistości lat 30., skoro finalnie walka ze złem jest wręcz szablonowa i uniwersalna? Przy okazji warto wspomnieć, że sam złoczyńca wypada moim zdaniem średnio, a jego motywacja nieszczególnie przekonuje. Ostatecznie da się na to przymknąć oko; najmłodsi widzowie zapewne nawet nie zauważą zgrzytów fabularnych, skupiając się na wizualnych atrakcjach, które ta produkcja rzeczywiście ma do zaoferowania – i to w dużej ilości. Rozpatrując film pod kątem dostosowania do jego grupy wiekowej, trudno mieć tu jakiekolwiek poważniejsze zarzuty – jest wesoło, zabawnie, ale gdy trzeba to i poważnie. Jedna ze scen (śmierć Pauline) wypada zaskakująco dojrzale i gdyby nie fakt późniejszego jej rozwinięcia, określiłabym ją jako bardzo odważne zagranie w animacji przeznaczonej dla dzieci. Warto też wspomnieć, że główni bohaterowie są nie tylko strażakami, ale przede wszystkim ludźmi – morały, jakie oferuje produkcja, nie będą zatem dotyczyć wyłącznie odwagi i bohaterstwa, ale także spraw bardziej wrażliwych, takich jak utrata rodzica lub przyjaciela, gotowość do poświęceń czy stawienie czoła tym, którzy w Ciebie wątpią. Jako całokształt animacja ma solidny wymiar edukacyjny, a jej seans finalnie może okazać się wartościowy. Niezgaszalni to ciekawa odskocznia od amerykańskiego kina animowanego i jednocześnie dobra propozycja na seans z najmłodszymi. Można dopatrzeć się tu podobieństw do Mulan, bo rzeczywiście opowieść bazuje na analogicznym schemacie. Film jest skrojony przede wszystkim pod dzieci, co sprawia, że na niektóre kwestie trzeba czasem spojrzeć z wyrozumiałością, jednak finalnie efekt końcowy jest do zaakceptowania – choć nie jest to nic rewolucyjnego, a mam nieodparte wrażenie, że potencjał ku temu był znacznie większy, seans upłynie przyjemnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj