Niezniszczalni 3 ("The Expendables 3") cierpią przede wszystkim przez brak wizji na to, czym ten film być powinien. A wydawało się, że w Niezniszczalnych 2 w końcu znaleziono złoty środek, gdzie dzięki dystansowi, świetnemu humorowi i niezłej akcji stworzono coś najbliższego temu, czym ta seria powinna być. W 3. części problemem jest kolejna zmiana koncepcji, niestety na o wiele gorszą niż w pierwszych dwóch odsłonach. Przez to mamy przeciętną historię, która nie wzbudza żadnych emocji (zemsta na Van Dammie z poprzedniej części bardziej ekscytowała); brak też pazura z uwagi na obniżenie kategorii wiekowej. Nie potrzebuję hektolitrów krwi czy brutalnych wykończeń, by czerpać rozrywkę, ale tutaj czuć zmienianie tego na siłę oraz widać brak wielu scen, które były jeszcze widoczne w zwiastunie i o których opowiadano w wywiadach. Trup ściele się gęsto, ale nie ma poczucia jakiegoś sensu i rozwałki - przez brak odpowiedniej dla tej serii kategorii wiekowej wszystko staje się mdłe i pozbawione emocji.
Nowe twarze ze starej gwardii to strzał w dziesiątkę. Szczególnie zachwyca Wesley Snipes jako Doktor Śmierć - jest niezły w akcji, zabawny w dialogach i błyszczy charyzmą. Niektóre jego przemowy ogląda się z rozbawieniem, a nawiązanie do odsiadki aktora wzbudza uśmiech. Harrison Ford świetnie się bawi, dobrze się wpasowuje w konwencję i nawet tu i ówdzie przemyca nawiązania do Hana Solo (choć można było tutaj dać coś więcej, ale to musiałaby być koncepcja z "dwójki"). Antonio Banderas wzbudza wiele mieszanych emocji widzów, ale w moich oczach był on najjaśniejszym punktem z "nowych", bo jest maksymalnie przerysowany, a przez to naprawdę zabawny. No i Mel Gibson drugi raz z rzędu udowadnia, że ładnie mu wychodzi granie łotrów.
Stallone chciał dobrze zrównoważyć powyższe młodszym pokoleniem, ale tutaj poległ casting i brak pomysłu. Wszyscy pozą Rondą Rousey są nijacy, mdli, denerwujący i niepotrzebni. Jedynie Rousey pokazuje trochę umiejętności i ma więcej charyzmy niż pozostała grupka młodzieży. I to nawet bez żadnego doświadczenia aktorskiego. Natomiast robienie z Kellana Lutza gwiazdy kina akcji jest nieporozumieniem - zrobił sobie parę filmów z gatunku na rynek domowy, ale on po prostu nie ma tego czegoś, czego potrzeba, by móc spodobać się w takim kinie (i wcale nie chodzi o to, że grał w "Sadze Zmierzch"). Dobrze jedynie, że tutaj aż tak nie irytuje jak w innych swoich produkcjach. Jest tu spory problem, bo Stallone zamiast wymyślić ciekawe postacie i obsadzić ich znanymi, utalentowanymi aktorami młodszego pokolenia wybiera kompletnie niepasujące tutaj osoby. Poza tym, skoro Ronda Rousey może pokazać swoje nietuzinkowe umiejętności, to dlaczego też nie dać chwili dla Victora Ortiza? Po co zatrudniać znanego boksera i kazać mu tylko strzelać w paru scenach?
[video-browser playlist="624117" suggest=""]
Największym problemem filmu Niezniszczalni 3 jest sposób kręcenia akcji. Z uwagi na osoby Dana Bradleya (reżyser akcji z trylogii o Jasonie Bournie) oraz J.J. Perry'ego (choreograf walk znany m.in. z Champion 2) można było spodziewać się czegoś pomysłowego, nietuzinkowego, oldschoolowego i zachwycającego. Być może panowie wymyślili wiele takich rzeczy, ale w ostatecznej wersji filmu, sponiewieranej potężnymi wycinkami pod niższą kategorię wiekową, tego nie widać. Panowie opowiadali o 5-minutowej scenie walki kręconej na jednym ujęciu, w której postacie Banderasa i Stathama rozwalają sporą grupę wrogów - tego w kinie nie ma. Usilnie przemontowanie filmu pod kategorię od 12 lat momentami jest aż nadto odczuwalne.
Być może kreatywność obu panów zaprocentowałaby, gdyby nie tragiczna i chaotyczna praca kamery oraz równie zły montaż. To, co tutaj się wyprawia, woła o pomstę do nieba. Jak można podczas sceny walki wręcz robić wszystko na takich zbliżeniach, że praktycznie non stop widzimy twarz bohatera, a nie to, co robi z przeciwnikiem? Kamera często lata chaotycznie, bez pomyślunku. Czegoś takiego nie było w Niezniszczalnych 2 - Simon West potrafił prowadzić akcję bardzo solidnie, czasem wybijając się na naprawdę wysoki poziom (scena walki Jeta Li). Jakość scen akcji w porównaniu do poprzednich dwóch części jest najniższa z uwagi na nieumiejętne jej nakręcenie. W "dwójce" każdy miał chwilę, by zaprezentować swoje umiejętności - sceny akcji zostały tak dobrze tam zaplanowane. W Niezniszczalnych 3 niektóre osoby jedynie robią za tło. I to boli.
Pomimo tych wszystkich niedociągnięć nadal jest to kino niezłe i dostarczające rozrywki, bo na nudę narzekać nie można, a gdy wytęży się wzrok, da się dostrzec wiele dobrych pomysłów, które zostały spaprane przez fatalną pracę kamery i sztuczne przemontowanie filmu. Szacunek dla Stallone'a należy się za pomysł i zebranie ludzi, których chce się oglądać razem na dużym ekranie, ale nie w takiej formie. Tutaj trzeba reżysera z wizją, który będzie potrafił nakręcić scenę opartą na staromodnym podejściu bez nadmiernego CGI (to tutaj wygląda koszmarnie...), w oparciu o praktyczne efekty specjalne oraz umiejętności aktorów. Nie czuć tutaj stylu Patricka Hughesa, który w rodzimej Australii pokazał coś wyjątkowego. Tak jakby Sylvester Stallone wziął go tylko na marionetkę do egzekwowania swojej, niestety nie najlepszej ,wizji.
Niezniszczalni 3 to najgorsza część serii. Rozrywka nadal jest dobra, ale strasznie boli to, jak potencjał tej serii jest marnowany przez brak pomysłu, zrozumienia idei "Niezniszczalnych" i złe kręcenie akcji. Zmiana kategorii wiekowej okazała się strzałem w stopę i być może przed chaotycznymi cięciami ten film wyglądał o wiele lepiej. Frajda jest, ale powinna być większa.