Niezwyciężony powrócił z nowym sezonem po ponad dwóch latach. Pierwszy odcinek zaskakuje ciężarem emocjonalnym. Nie zabrakło w nim też krwawej akcji oraz wątków znanych z komiksu.
Pierwszy odcinek 2. sezonu Niezwyciężonego rozpoczął się zaskakująco, bo zobaczyliśmy, jak Mark walczy z Immortalem, a Omni-Man pomaga mu go zgładzić. Mając w pamięci końcówkę poprzedniej serii, mogliśmy pomyśleć, że młody bohater ostatecznie przeszedł na "Ciemną Stronę Mocy". Okazało się, że to po prostu alternatywny wymiar, w którym Mark przejął planetę wraz z ojcem, aby stała się częścią Imperium Viltrumskiego. Ta wersja wydarzeń jest intrygująca, bo prezentuje ich wielką potęgę. Z kolei Immortal zginął makabryczną śmiercią i nawet Atom Eve wypadał przy tym blado. Dobrze, że animacja imponowała w czasie tych walk.
Pierwszą wskazówką, że coś nie gra w tych otwierających scenach, było to, że nie pojawiło się charakterystyczne logo, gdy padła nazwa Invincible. Przez cały odcinek twórcy droczyli się z widzami, nawet gdy akcja rozgrywała się w „naszym” świecie. Było to całkiem zabawne, bo z niecierpliwością czekaliśmy, aż logo się pojawi. Ostatecznie zaprezentowano je w samej końcówce – niespodziewanie stało się w całości krwistoczerwone, co wzbudziło niepokój przed dalszą częścią sezonu.
Jeśli chodzi o motyw multiwersum – jest on obecnie niezwykle popularny w kinie superbohaterskim. Należy jednak pamiętać, że komiks, na podstawie którego powstaje serial animowany, zaczęto rysować 20 lat temu. Tego typu fabuła może zmęczyć, ale wydaje się, że tu będzie inaczej. Nowe wymiary posłużyły do tego, aby stworzyć przeciwnika dla Niezwyciężonego – Angstroma Levy’ego. Rozwój wypadków w tym wątku był pełen ironii – Mark chciał pomóc, robiąc coś dobrego, a niechcący doprowadził do nieszczęścia, bo Angstrom nie chciał jego krzywdy. Zresztą jego celem nie było sianie zła, ale powstrzymanie Viltrumian. Wszystko jednak odniosło odwrotny skutek. Poza tym ten wątek ma tyle aspektów, że sam motyw multiwersum nie wydaje się powtórką z rozrywki – po prostu prezentuje inną i dość świeżą historię. Szkoda tylko, że wygląd Angstroma nie jest tak odrażający, jak w komiksie.
Wydarzenia z finału poprzedniego sezonu odbiły swoje piętno na Marku i Debbie, którzy mocno przeżywają zdradę Nolana. Chłopak boi się, że pójdzie w ślady ojca, a jednocześnie pragnie używać swoich mocy, by ratować ludzi. Jego mama też czuje złość i smutek, ale znalazła pocieszenie u Olgi (w komiksie wyglądało to trochę inaczej). Lekko nie mają Strażnicy Globu, którzy nie są tak efektywni, jak ich poprzednicy, co przytłacza Rudy'ego. Przez to wszystko mamy do czynienia z dużym ciężarem emocjonalnym w tym pierwszym odcinku. Choć jest to serial superbohaterski, to emocje postaci są bardzo przyziemne. Warto pochwalić Stevena Yeuna, Sandrę Oh oraz resztę obsady głosowej za dobrze wykonaną robotę. Sprawiają, że lepiej angażujemy się w poszczególne wątki.
Pierwszy odcinek Niezwyciężonego udanie otwiera 2. sezon, który ma bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę. Nic nie wskazuje na to, że nastąpi spadek jakości animacji czy fabuły. Wydarzenia są dobrze przemyślane, aby historia oraz postacie mogły się interesująco rozwijać – nawet taki łobuz jak Todd. Jedynie zastanawia obecność Donalda, który przecież poświęcił się w 1. sezonie. W każdym razie to był bardzo komiksowy epizod, w którym powróciły wszystkie mniej lub bardziej lubiane postacie. Aż chciałoby się obejrzeć już kolejny odcinek…