W piątym odcinku Niezwyciężonego powróciliśmy na planetę Thraxa, gdzie tytułowy superbohater i Omni-Man stoczyli krwawy bój z Viltrumitami. Widzowie mieli trochę czasu, aby ochłonąć ze względu na planowaną przerwę w serialu w połowie sezonu. Mark również tego potrzebował, aby dojść do siebie po tych dramatycznych wydarzeniach. Przez to epizod w początkowej fazie rozwijał się bardzo powoli. Skupiono się na cierpieniach bohatera oraz przyziemnej stronie tej historii.
Dlatego obserwowaliśmy z zainteresowaniem, jak Debbie reaguje na wieść o synu Nolana, którego Mark zabrał ze sobą na Ziemię na prośbę Andressy. Ogólnie panowała dość smutna atmosfera, bo bohater był przybity (Steven Yeun znakomicie to podkreślił). Do tego Cecil swoim kontrowersyjnym postępowaniem nie pomagał w podniesieniu na duchu Graysona, dlatego napięcie między nimi wyraźnie wzrosło. Nie zabrakło też wątków z Williamem oraz Amber, którzy martwili się o Marka. Bez wsparcia Niezwyciężonego Strażnicy Globu kiepsko sobie radzili w walce ze złoczyńcami, co jeszcze bardziej wprawiło młodego bohatera w podły humor. I to jest fajne, że jego historia jest wielowymiarowa, a wydarzenia na niego wpływają.
A skoro nastąpiło chwilowe spowolnienie akcji, to wykorzystano to do rozwikłania tajemnicy Donalda, który po części okazał się robotem. Ta wiedza mocno nim wstrząsnęła, a pretensje do Cecila, że wszyscy o tym wiedzieli poza nim samym, emocjonowały. Jest to dobry temat do dyskusji nad moralnym postępowaniem szefa, który nie przejął się egzystencjalnym kryzysem Donalda. Może i jest to poboczna historia, ale ten wątek został ciekawie poprowadzony.
Ten względny spokój nie mógł trwać długo, bo mordercze marsjańskie kałamarnice zmierzały w stronę Ziemi. Rozbawiła mnie historia Shapesmith, bo jego zachowanie było naiwne. Niespodziewanie zaimponował mi Rex, który zmotywował Atom Eve do działania. Kto by się spodziewał tego rodzaju wsparcia z jego strony? Oczywiście zrobił to w swoim pokręconym stylu (w czym mocno pomógł Jason Mantzoukas podkładający mu głos). To był dowód na satysfakcjonujący rozwój tego bohatera.
Podczas lotu w kosmos sprawy szybko się skomplikowały, a superbohaterowie wpadli w duże kłopoty. Obejrzeliśmy trochę widowiskowej i dynamicznej akcji, która podniosła poziom emocji, ale na dalszy ciąg będziemy musieli poczekać. Pewnie niewielu widzów wierzy w to, że komuś może się stać coś poważnego w batalii z kałamarnicami, ale wydarzenia z Ziemi wprowadzają nutkę niepokoju.
Bo na Ziemi działy się rzeczy arcydramatyczne. Rex, Shrinking Rae i Dupli-Kate pozostali na posterunku. I akurat wtedy zostali zaatakowani przez – wydawać by się mogło – niegroźną Ligę Jaszczurów. Sceny akcji były niebywale makabryczne i szokujące, bo oglądaliśmy, jak superbohaterowie mocno obrywają i giną. Shrinking Rae nie udało się powiększyć w ciele Komodo Dragon, co było okropne. Prawdopodobnie zginęła też Kate, którą tak kocha Immortal, ale nie można wykluczyć, że gdzieś nie ukryła jeszcze jednego klona "na wszelki wypadek". To nie zmienia faktu, że była to również wstrząsająca scena. Emocje sięgnęły zenitu, gdy Rex stracił rękę w walce, a po chwili celował w niego Król Jaszczurów. To jeden z bardziej wciskających w fotel cliffhangerów. Można powiedzieć, że to trochę taka klisza, aby sztucznie potrzymać widzów w niepewności do kolejnego odcinka, bo i tak go ktoś uratuje w ostatniej chwili. Jednak w tym serialu niczego nie można być pewnym.
To udowodniła też scena w trakcie napisów, gdy Allen się przebudził. Można było odczuć ulgę, że nasz ulubiony kosmita przeżył – zarówno walkę z Viltrumitami, jak i odłączenie od aparatury. Do tego stał się wyraźnie silniejszy. Seth Rogen w tej roli dodał scenie humoru, która zaskoczyła tym, że Thaedus okazał się zbuntowanym Viltrumitem. Rozbawiło to, że swoją tożsamość (wąsatej rasy złoczyńców) ukrywał pod sztuczną brodą. W każdym razie zapowiada to kolejne interesujące wydarzenia.
W piątym odcinku Niezwyciężonego jak zwykle wrażenie robiła świetna animacja. Początkowe spowolnienie wynagrodziła szokująca, brutalna końcówka. Po tak krwawej walce z poprzedniego epizodu raczej mało kto spodziewał się (poza czytelnikami komiksu), że w kolejnym dostaniemy jeszcze bardziej dramatyczne i zaskakujące wydarzenia. Dobrze, że twórcy zrobili przerwę po czwartym epizodzie, a nie po najnowszym, ponieważ widzowie byliby wściekli, jakby musieli czekać kilka miesięcy na dalszy ciąg. A tak poczekamy tylko tydzień, aby przekonać się, jak poradzą sobie superbohaterowie w kosmosie. Czy Rex przeżyje to starcie? To będzie prawdziwa jazda bez trzymanki!