Serial Nightflyers to bardzo złożony temat. Jego recenzja to twardy orzech do zgryzienia, ponieważ na ogólną ocenę wpływa tu wiele czynników. Jak na razie krytycy i widzowie nie są łaskawi dla nowej produkcji Syfy. Opinie i reakcje na pierwsze epizody nie napawają optymizmem – część znawców seriali dosłownie zmieszała Nightflyers z błotem. Czy rzeczywiście jest to aż tak słaby tytuł? A może piętno wielkiego pisarza tym razem nie zadziałało na korzyść formatu? Myśląc o George'u R.R. Martinie, od razu widzimy epickie bitwy, skomplikowaną wielowątkową fabułę, dziesiątki głębokich, wielowarstwowych postaci i świat skonstruowany z bezlitosną precyzją. Nowy serial Syfy praktycznie niczego takiego nie ma. „Nightflyers nie jest kosmiczną Game of Thrones” – takie nagłówki można znaleźć ostatnimi czasy w internecie. Mamy tu do czynienia z horrorem science fiction. Kameralnym, klaustrofobicznym, mało rozbudowanym i raczej schematycznym. Zasiadając do seansu tej produkcji powinniśmy zapomnieć o autorze literackiego pierwowzoru, a Grę o tron umieścić na przeciwległym biegunie gatunkowym. Takie spojrzenie na serial uwypukli jego mocne strony. Nie oznacza to oczywiście, że produkcja Syfy składa się jedynie z samych zalet. Zacznijmy jednak od początku.
fot. Syfy
Nightflyers to opowieść o grupie uczonych, którzy w 2039 roku, na tajemniczym statku kosmicznym wyruszają na poszukiwanie życia w galaktyce. Z pewnych powodów Ziemia powoli przestaje być miejscem, gdzie cywilizacja może się bezpiecznie i spokojnie rozwijać. Kolonizacja innych planet również nie przebiega tak, jak to sobie zaplanowano. W ślad za odważnymi teoriami doktora Karla D’Branina, który odkrywa obecność czegoś niezidentyfikowanego, stosunkowo niedaleko w kosmosie, formułuje się grupa naukowców i wizjonerów, którzy na statku Nightflyer wyruszają ku nieznanemu. Umówmy się – punkt wyjścia nie grzeszy oryginalnością. Przymknijmy jednak na to oko, ponieważ podróż ku nieznanemu to motyw przewijający się w sztuce od dawien dawna. Mamy tutaj powielenie schematów, jednak nie razi to zbyt mocno. Kluczową kwestią jest sposób, w jaki twórcy przetworzyli klasyczne motywy i ograne klisze. Czy wyszli z tego obronną ręką? Jak na razie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nightflyers jest produkcją, która cierpi na wiele bolączek znamiennych dla seriali spod znaku Syfy. Załoga statku kosmicznego pełna jest interesujących indywiduów. O ile główny bohater, Karl, to raczej chodzący stereotyp protagonisty z problemami, a pani doktor Agatha Matheson pisana jest w typowy dla obiektu westchnień głównego bohatera sposób, to dalej robi się nieco ciekawiej. Mimo że twórcy przy kreowaniu postaci korzystają z klisz gatunkowych, całkiem nieźle im wychodzi rozwijanie poszczególnych bohaterów. W Nightflyers jest dużo tajemnic – ma je statek, którym podróżuje ekipa, posiadają je również członkowie załogi. Poprzez interakcje, krótkie retrospekcje czy oszczędne motywy psychologiczne, poznajemy sekrety przeszłości kolejnych postaci. Tajemnice stanowią istotę tego serialu. To jedna z tych produkcji, której forma opiera się na skrupulatnym ujawnianiu sekretów i stawianiu kolejnych pytań bez odpowiedzi. Jest tutaj coś z Lost, Westworld czy chociażby The Leftovers. Nightflyers nie doprowadza do perfekcji tej lubianej przez twórców seriali konwencji, ale w umiejętny sposób z niej korzysta. Tajemnice odgrywają istotną rolę w produkcji. Jej esencją jest również akcja, która rusza z kopyta praktycznie od pierwszych sekund. Serial rozpoczyna się bardzo krwistą futurospekcją, która pokazuje wydarzenia mające dopiero nastąpić. Zaraz później wracamy do momentu, w którym Nightflyer wyrusza w podróż. Wylot w kosmos przebiega bardzo dramatycznie, jednak prawdziwy koszmar rozpoczyna się chwilę później. Na statek przybywa potężny telepata. Młody chłopak jest również niepokorny i nieco niezrównoważony. Gdy na Nightflyerze zaczynają dziać się dziwne rzeczy, wszyscy podejrzewają że to właśnie Thale jest ich przyczyną. Bohater szybko wymyka się spod kontroli i przez pierwsze epizody obserwujemy pogoń za szaleńcem po industrialnych korytarzach statku kosmicznego.
fot. Syfy
Bohaterowie umierają i zabijają. Mają dziwne, mroczne wizje, przez większość odcinków króluje ciemność i ponury nastrój. Wypisz wymaluj konwencja kina grozy, jednak określając Nightflyers horrorem science fiction, dość niesprawiedliwie szufladkujemy tę produkcję. Mamy tu oczywiście elementy survivalu, a niektóre koszmary są naprawdę przerażające, ale serial Syfy ma w sobie jednak dużo więcej niż odcinkowe klasyki gatunku. Momentami jest naprawdę oryginalnie i intrygująco. Malkontentom polecam trzeci odcinek i segment z Thalem oraz królikiem. Zaskakujące rozwiązanie tego miniwątku z pewnością wyszło spod ręki George’a R.R. Martina. Takich momentów jest więcej i są one doskonałym dowodem na to, że twórcy nie idą po linii najmniejszego oporu. Starają się kombinować, gdzie się da, choć nie zawsze wychodzi im to jak należy. Mimo powyższych zalet, adaptacja prozy George’a R.R. Martina cierpi na kilka bolączek, które sprawiają, że nie można tego serialu ocenić jednoznacznie dobrze. Głównym problemem Nightflyers jest to, że całość, mimo intrygujących akcentów, nie zaskakuje zbyt mocno. Rozwiązania fabularne na poziomie poszczególnych wątków mogą wydawać się oryginalne, ale kierunek, w którym zmierza opowieść, to niestety schemat. Postacie rozwijają się – nie stoją w miejscu – to duża zaleta produkcji, jednak nie wgłębiamy się zbyt mocno w ich życie wewnętrzne. Momentami jest aż nazbyt powierzchownie, a czarę goryczy dopełniają bardzo kiepskie dialogi, żywcem wyjęte z jakieś przerysowanej i nadętej psychodramy. Idąc tym tropem szwankuje również aktorstwo, czego wynikiem są mało charyzmatyczne i nieprzekonujące postacie.
fot. Syfy
Najpoważniejszą wadą serialu Nightflyers jest jednak to, że stara się być poważniejszy, niż jest w rzeczywistości. Bohaterowie z posągowymi minami wypowiadający się w pseudointelektualny sposób budzą niezamierzony komizm. Dużo bardziej przekonująca jest tutaj eksploatacja wewnętrznych dramatów poszczególnych postaci niż filozoficzne rozważania, z których nic nie wynika. Przez takie rozwiązania do serialu wkrada się nuda wraz z niepotrzebnym patosem i zbyteczną górnolotnością. Po obejrzeniu trzech odcinków widz ma jednak ochotę rozszyfrować całą zagadkę i poznać wszystkie tajemnice Nightflyera. To niewątpliwa zaleta tej produkcji i dowód na to, że nie powinniśmy stawiać serialu na straconej pozycji. Konwencja wszechobecnych sekretów i niewiadomych działa tu jak należy. Jeśli ktoś lubi fantastyczne opowieści w takiej formie, będzie z pewnością na Nightflyers dobrze się bawił. Dla fanów The Expanse będzie to jednak mało wymagająca rozrywka, ale nie wszystko przecież musi być zaangażowaną epopeją z filozoficznymi podtekstami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj