Współczesne kino klasy B rządzi się podobnymi prawami jak te z lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Fabuły są proste, klarowne, sztampowe i oparte na kliszach, a postacie - papierowe, z podstawowymi cechami mającymi na celu zapewnić jako taką kreację, często stereotypowe i doprawione sztucznym aktorstwem. Śmiało można powiedzieć, że wszystko jest w takim kinie pretekstem do ukazania akcji. Pod tym względem Ninja: Cień łzy jest jednym z najlepszych filmów ostatnich lat.
Gdy już odkładamy umowności kina klasy B oraz kina sztuk walki na bok, wówczas pozostaje tylko czerpać ogromną przyjemność z seansu. Scott Adkins ponownie udowadnia, że wśród współczesnych filmowych twardzieli nie ma sobie równych. Razem z Isaakiem Florentine'em (reżyserem) tworzy duet, który dostarcza widzom wrażeń, jakich kinowe produkcje nie potrafią zapewnić. Tutaj nie dostajemy akcji nagrywanej w mainstreamowym stylu, gdzie szybkość montażu ukrywa obecność dublerów. Florentine stosuje azjatycki styl kręcenia scen na długich ujęciach odpowiednio oddalonych od walczących i z rzadka przerywanych szczątkowym montażem. Dzięki temu podziwiać możemy umiejętności w sztukach walki, które w połączeniu z widowiskową choreografią są prawdziwą ucztą dla oka. Scott Adkins jest obecnie w życiowej formie i prezentuje to po raz kolejny, wykazując się fantastyczną tężyzną fizyczną podczas odgrywania realistycznie nakręconych walk. To budzi podziw i imponuje dopracowaniem - aż chciałoby się zobaczyć tak świetne sekwencje w filmie kinowym.
Fabularnie Ninja: Cień łzy jest typową historią o zemście. Mamy walki (czasem brutalne, czasem zabójczo krótkie), dużo dynamizmu, brak zapychaczy i dążenie krok po kroku do pojedynku z bossem. W grach jednak bywa, że przed tym finałowym jest starcie z głównym henchmanem - w tej roli Tin Man, także choreograf filmu. Wyśmienita walka pełna wspaniałych, dynamicznych kombinacji i popisowych ciosów obu aktorów. Ninja: Cień łzy jest jednak na swój sposób filmem wyjątkowym, gdyż oferuje nie do końca przewidywalny zwrot akcji, co w tym gatunku nie zdarza się często.
Smaczkiem dla fanów kina sztuk walki jest obecność Kane'a Kosugiego. Da się zauważyć umyślne wprowadzenie syna legendy kina ninja Sho Kosugiego, co jest też odczuwalne w atmosferze filmu. Nie można odmówić temu akcyjniakowi specyficznego klimatu, który pamiętam jeszcze z czasów brylowania starszego Kosugiego na ekranach. Film pod tym względem intryguje, wciąga i wpływa pozytywnie na jakość opowieści. Sam Kane dostaje swoje pięć minut, by pokazać, że jest godny swojego nazwiska.
Polskie wydanie DVD jest niezwykle okrojone i nie oferuje praktycznie żadnych dodatków specjalnych. A szkoda, bo po takim filmie jak Ninja: Cień łzy obejrzenie tego, w jaki sposób nakręcono tę niesamowitą akcję, mogłoby zapewnić frajdę mającą wpływ na ostateczną ocenę.
Ninja: Cień łzy to kino klasy B z najwyższej półki, które wbrew pozorom cały czas żyje i ma się dobrze. Nie ma w tym gatunku wielu filmów, które prezentowałyby pod względem opowiadania historii tak solidny poziom, a dzięki wyśmienicie nakręconej akcji "Ninja..." staje się pozycją, obok której wielbiciele sztuk walki i pokazu umiejętności nie mogą przejść obojętnie. Nie jest to jednak kino dla wszystkich, bo widz przyzwyczajony tylko do hollywoodzkich superprodukcji może poczuć się nieswojo w tej dość specyficznej stylistyce gatunku.
Wydanie DVD |
Dodatki: zapowiedzi, zwiastun |
Język: angielski 5.1, polski (lektor) – 5.1 |
Napisy: polskie |
Obraz: 16:9 |
Wydawca: Monolith |