Catherine Crowe była bardzo poczytną i płodną autorką wielu opowiadań grozy. Trzeba powiedzieć, że jej biografia zasługuje na osobną książkę. Dość rzec, że nie pasowała do swoich czasów, była kobietą wyzwoloną i żądną wiedzy. Oczywiście pisała teksty, które ówczesnym odbiorcom zapewne nieraz zjeżyły włosy na głowie. Nocna strona natury albo duchy, widma i zjawy jest za to niezbitym dowodem na dociekliwość pisarki i jej umiłowanie wiedzy. Z tym, co zwykliśmy uważać za horror czy thriller, ma doprawdy niewiele wspólnego.
Nocnej stronie natury... jest zdecydowanie najbliżej do zbioru naukowych esejów o zjawiskach paranormalnych. Jeśli szukacie rozrywki rodem z Kinga i Lovecrafta, to dajcie sobie spokój. Pamiętajmy natomiast, że książka została wydana w 1848 roku. Wtedy najpewniej była odbierana zupełnie inaczej. Kiedy weźmy pod uwagę ogrom pracy i rzetelność naukowego podejścia pisarki do tak trudnego tematu jak zjawiska paranormalne, spojrzymy na tę pozycję nieco inaczej. Może nie będziemy bić czołem o podłogę, niemniej namawiam, żeby ostentacyjnie nie ziewać. Czego to nie ma w tej książce: sny, wizje, upiory, nawiedzenia, opętania. Jest w czym wybierać! Autorka skupia się na osadzeniu ich w rzeczywistości – jakby to dziwnie nie zabrzmiało. Stara się je wytłumaczyć. Przytacza artykuły z gazet, zasłyszane historie. Odważnie stawia swoje teorie, które podpiera całkiem rzeczowymi argumentami ze świata nauki, posiłkuje się nawet pracami starożytnych filozofów. Jednakże rozdziały są dość krótkie jak na to, czego można by się spodziewać po pracy naukowej. Jak napisałam wcześniej – jest to raczej zbiór esejów.
Źródło: Zysk i S-ka
Dreszczyku w stereotypowym rozumieniu mamy jak na lekarstwo. Niektórzy mogą nawet powiedzieć, że całość jest przegadana i przeintelektualizowana. To akurat kwestia gustu czytelnika. Muszę przyznać, że lubię takie teksty. Oczywiście nie czułam się porwana opowieściami autorki, nie zarywałam nocy. Czytałam raczej powoli i z doskoku, ale się nie męczyłam. Tu absolutnie należy docenić tłumacza, który dziewiętnastowieczny język i styl całkiem sprawnie dostosował do współczesnego czytelnika. W całej książce brakuje mi wielu rzeczy – chociażby ilustracji, zdjęć, kopii nagłówków z gazet. Brakuje mi czegoś, co mogłoby dać tej książce więcej życia. Niemniej dobrze, że została wydana, bo znajdą się osoby, którym się spodoba. Jednak opis z okładki może powodować zbędne nieporozumienia i rozczarowania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj