Po wielkiej bitwie Yato z Bishamonten nastaje czas rozluźnienia. Dookoła kwitną wiśnie, atmosfera zrobiła się całkiem przyjemna, a Hiyori uparcie ignoruje swojego boskiego przyjaciela, który zaczął uwielbiać ją do tego stopnia, że przeistoczył się w stalkera. Niech dowodem na to będzie fakt, iż dziewczyna zablokowała go na twitterze, a telefonów już nie odbiera wcale. Tak to bywa, kiedy ktoś za bardzo chce się odwdzięczyć, a już zwłaszcza, gdy jest się bogiem wdzięcznym za otrzymaną świątynię. Nawet, jeżeli owa świątynia jest wielkości pudełka na buty… Autorki zrobiły co mogły, aby ten tomik poprawiał humor, doprowadzając czytelnika wręcz do głośnego rechotu. Pomysł, aby dwa wrogie obozy, zawzięci wrogowie od wieków (dosłownie) pili i jedli razem pod kwitnącą wiśnią, był znakomity. Chyba każdy czytelnik z chęcią zobaczyłby ulubionego bohatera w stanie wskazującym, a pijani bogowie to widok zaprawdę pocieszny. Zwłaszcza, że mimo wszystko wciąż pałają do siebie wielką niechęcią, ale topór wojenny został zakopany. Ten wątek można uznać już za zamknięty, choć z pewnością nie pożegnamy się prędko z Bishamonten, która jest postacią zbyt dobrą, aby ją porzucać. Muszę pochwalić tłumaczkę, Paulinę Ślusarczyk-Bryłę, za termin wciałowstąpienie. Prosty neologizm, a fantastycznie oddaje ideę tego, czego dokonał Yato z ciałem Hiyori w następnym rozdziale. Oczywiście najprościej byłoby powiedzieć opętanie, ale w odniesieniu do bóstwa brzmiałoby to co najmniej niewłaściwie. W każdym razie pożyczenie sobie ciała Hiyori i wyprawianie z nim tak strasznych rzeczy, jak oferowanie swojego numeru telefonu każdemu w szkole, to prosta droga do skłócenia obojga bohaterów, co oczywiście w końcu następuje. Jednak ten tomik zdecydowanie nastawiony jest na komediowe rozwiązania, a nie wielkie kłótnie na śmierć i życie.
Studio JG
Nareszcie pojawia się postać, na którą czekało wielu widzów, a konkretnie 2. sezonu anime Noragami. Polskie wydanie dogania w końcu swój animowany odpowiednik, więc im dalej w las, tym robi się ciekawiej. Nowe bóstwo, Ebisu, jest kolejnym przedstawicielem panteonu Siedmiu bogów szczęścia. To niewiarygodnie bogaty ponurak, który po prostu postanawia odkupić Yukine po tym, jak ten stał się błogosławionymi regaliami. Pokusa jest ogromna, a wiecznie klepiący biedę Yato oczywiście przynajmniej odrobinkę rozważa, co zrobić. Jednak Yato ma tak naprawdę większe problemy – o ile początek tomiku to komedia czystej wody, o tyle zaskakuje zupełnie jego koniec. Zmiana nastroju jest ogromna, a mroczny finał pozostawia w stanie co najmniej podwyższonego ciśnienia. To jeden z tych momentów, kiedy sfrustrowany czytelnik wie, że na następny tomik musi czekać dwa miesiące… Pod względem graficznym duet Adachitoka nie zawodzi – jak zwykle zresztą. Tym razem jednak absolutnym mistrzostwem jest drugi plan większości kadrów dotyczących pikników. Naprawdę ten tomik trzeba czytać na spokojnie, wpatrując się uważnie w tła, ponieważ można przegapić niewiarygodne wręcz perełki. Moim ulubieńcem jest Tenjin na stronie 37. – strony zresztą trzeba policzyć sobie samemu, ponieważ tradycyjnie numeracja występuje… rzadko. Noragami #07 to wciąż jedna z najlepszych pod względem grafiki mang dostępnych w Polsce. Siódmy tomik zaskakuje pstrokatą, różową okładką, która mniej lub bardziej boli, ale za to w środku kryje się kolorowa grafika na kredowym papierze i, prócz samej mangi, zwyczajowe Bazgroły końcowe. Bardzo przydatny jest też zamieszczony na samym końcu słowniczek. Kto rozpoczął swoją przygodę z Noragami #07 i tak sięgnie po ten tomik, ale cieszy, że historia nie nudzi, a wręcz przeciwnie - wciąga coraz bardziej, odkrywając powoli przed czytelnikiem kolejne sekrety.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj