"Brave New World" to epizod zdecydowanie należący do kobiecych bohaterek serialu, które pokazują całą gamę różnorodnych zachowań i emocji, a przy tym magnetyzują i sprawiają, że trudno oderwać oczy od ekranu. Virginia, Libby i Margaret to kreacje kobiet, z losami których łatwo się identyfikować, a perfekcyjne aktorstwo i świetny, przemyślany scenariusz dopełniły całości, w efekcie czego stacja Showtime zaserwowała kolejny rewelacyjny odcinek swojej produkcji. Na razie praktycznie wszystko twórcom wychodzi perfekcyjnie. Oby tak pozostało.
Niekwestionowaną gwiazdą tego epizodu jest Allison Janney i jej interpretacja postaci Margaret Scully - głęboko nieszczęśliwej kobiety, która wrzucona przez społeczeństwo w rolę idealnej żony i matki, po raz pierwszy zaznaje erotycznego spełnienia. Los Margaret to rewelacyjne odzwierciedlenie roli kobiety w seksualnej relacji w latach 60. XX wieku. Masters of Sex zamiast łopatologicznie tłumaczyć historię zmian kobiecych postaw, subtelnie zarysowuje ją na przykładzie swojej bohaterki, pozwalając Allison Janney wzbić się na wyżyny aktorstwa. Jej rola jest co prawda tylko drugoplanowa, ale zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. Sceny w jej wykonaniu na długo zapadają w pamięć widza, a przy okazji przekazują jedną z ważnych obserwacji rozwoju ludzkiej seksualności.
Siłą Masters of Sex, o której wspominałam już wielokrotnie, jest fakt, że to mądry serial. Nie jest to produkcja przeznaczona dla mas, nie wszyscy się w niej odnajdą. I nie ma w tym nic złego - temat, który porusza, jest hermetyczny i nie musi interesować każdego. Warto jednak chociaż spróbować. Naukowe fakty podane w tak zgrabny sposób to coś, co w telewizji zdarza się niezbyt często. Nagość, erotyka i seks już dawno przestały stanowić tematy tabu, ale często prezentowane są nachalnie, bez żadnej potrzeby. Z kolei ten serial, którego tematem przewodnim jest seks, nie poszedł na łatwiznę. Wypada to docenić.
[video-browser playlist="633933" suggest=""]
Bardzo intrygująca jest końcówka odcinka. Wszyscy w napięciu czekamy na to, co wydarzy się między Virginią i Billem, więc scenarzyści powoli podrzucają nam kolejne tropy. Bawią się z widzem - choć wiemy z biografii naukowców, jak to się skończyło, sam serial nie podaje wszystkiego na tacy. Pogrywa z nami, choćby kreując zażyłość między Virginią i Libby. Ciekawe jak ostatecznie z tego wybrną, pozostawiając obie bohaterki w swoich charakterach. Małżeństwo Billa trzyma się na włosku, co w tym epizodzie umiejętnie pokazano, ale w ich relacji nadal czuć przywiązanie, ciepło i miłość. Zachowanie Libby w "Brave New World" pokazuje jednak, jak bardzo jest ona nieszczęśliwa i zagubiona. W mężu zaś nie ma żadnego oparcia - całkowicie oddał się pracy i w ten sposób próbuje poradzić sobie ze stratą.
Nareszcie mamy także zmianę w postrzeganiu Virginii, która nie jest zwykłą sekretarką wielkiego Billa Mastersa. Ta była piosenkarka, śpiewająca niegdyś w klubach nocnych, jest kimś zdecydowanie więcej, a jej wpływ na badania jest istotny. Jej pomysły, energia, kobiece spojrzenie dla Williama są bezcenne, a Lizzy Caplan w swojej roli czuje się jak ryba w wodzie. Oglądanie jej to przyjemność, i piszę to z perspektywy kobiecej, zupełnie wyłączając kwestię urody i uroku, których jej przecież nie brakuje.
Śpieszmy się oglądać Masters of Sex, bo to serial, który uczy, bawi, wzrusza i wywołuje emocje. Świetnie napisany, idealnie zagrany, ślicznie zrealizowany. Wady? Na pewno jakieś niedociągnięcia by się znalazły, ale chyba nie o to chodzi, by szukać ich na siłę. Przed Virginią i Williamem jeszcze wiele do okrycia i zbadania, a przed nami - dużo dobrego do oglądania, szczególnie że powstanie drugi sezon. Już dziś wiem, że Showtime podjęło dobrą decyzję.