Nowy smak wiśni otwiera ujęcie niczym z Zagubionej autostrady, a twórcy nie trzymają widzów długo w niepewności co do tego, dokąd bohaterka mknie przez noc swym samochodem. Lisa Nova (Rosa Salazar) zmierza do Los Angeles z wielkimi oczekiwaniami i nadziejami. Młoda reżyserka nie wie, czego się spodziewać, nie przypuszcza jednak, że wkrótce jej życie zdominowane będzie przez klątwy, odurzające eliksiry i rytuały.  I choć filmowych nawiązań w Nowym smaku wiśni jest sporo, to zdecydowanie więcej jest jednak nietuzinkowych pomysłów, które świadczą o nieskrępowanej wyobraźni twórców. Dostępna na Netflixie produkcja została stworzona przez Lenore Zion i Nicka Antoscę (Channel Zero) na podstawie powieści Todda Grimsona. Akcja rozgrywa się w latach 90. w Los Angeles, a protagonistka przybywa do Miasta Aniołów na zaproszenie znanego filmowca Lou Burke’a. Filmowiec jest zachwycony jej krótkometrażowym Okiem Lucy i, chcąc reaktywować swoją podupadającą karierę, pragnie wyprodukować pełnometrażową wersję filmu Lisy. Dziewczyna ma jednak jeden warunek: chce sama wyreżyserować tę produkcję. Lou przystaje na to i jako mentor wprowadza bohaterkę w świat filmu. Wszystko jednak zmienia się, gdy Lisa nie chce zgodzić się na zażyłość pozazawodową – wtedy Burke odsuwa ją od jej własnego filmu. Dziewczyna chce zemsty, a pomóc ma jej w tym tajemnicza kobieta o imieniu Boro, która kręci się wokół reżyserki, odkąd ta przybyła do LA, a może nawet jeszcze wcześniej… Nowy smak wiśni oczarowuje rewelacyjnie odmalowaną atmosferą lat 90. i miłośnicy tych czasów z pewnością uznają właśnie klimat za największy walor serialu. I trudno się z tym kłócić. Produkcja przenosi nas do Los Angeles i ukazuje, jak wyglądał świat filmu (i nie tylko) prawie trzydzieści lat temu. Ogromne wrażenie robią filmowe lokacje i świetna scenografia. Czy to „hotelowe” mieszkanie Lisy, czy pofabryczny loft jej znajomych, czy też porośnięty od wewnątrz, stylowy architektonicznie dom, stanowiący królestwo Boro – od tych miejsc nie chce się odrywać wzroku, nie chce się przerywać estetycznej przyjemności. Filmowy świat wciąga niemalże od razu, a przez to nie ma większego problemu, by zawiesić niewiarę i bez większego kłopotu przystać na niesłychane rzeczy, jakie fundują nam twórcy opowieści: wymiotowanie kotami, wyciąganie z oczu robali dłuższych niż makaron spaghetti, picie kociej krwi i gotowanie gulaszu z różnych części ciała różnorakich stworzeń. A to i tak tylko te z mniej odjechanych pomysłów twórcy. Czekają na widzów także narkotyczne odloty, klimat obłędu, szaleństwa, seksualna magia, zombiaki i krwawe rytuały. I choć Nowy smak wiśni zapowiadany był jako horror, to nie jest produkcją szczególnie wzbudzającą lęk, strach czy trwogę. Twórcy postawili na makabrę i bardzo dosadne sceny dotyczące ciała. Niektóre sekwencje są tak sugestywne, że co u niektórych mogą wywołać odruch wymiotny. Niektóre zaś pomysły, na które wpadł Grimson, wydają się tak głupie, kuriozalne, że aż śmieszne, inne obrzydzają, ale jednocześnie jest w nich coś dziwnie pociągającego – coś, co każe patrzeć.
fot. materiały prasowe
+2 więcej
Najbardziej blado w całym obfitującym w zaskakujące pomysły projekcie wypada sama fabuła, która momentami bardziej męczy, niż zapewnia rozrywkę. Nowy smak wiśni nie jest więc serialem, który obejrzeć można „na raz”. Choć mamy kryminalne komplikacje, trup ściele się gęsto, to kolejne „mocne” wydarzenia przestają specjalnie zaskakiwać. Produkcja nie serwuje emocjonalnego rollercoastera, a mimo to chce się ją obejrzeć do końca. Jest sporo tajemnic, które czekają na ujawnienie, oraz niejasnych kwestii dotyczących natury niektórych postaci. Długość scen zostaje zaś wynagrodzona widzom udanymi dialogami i niestandardowym sposobem kręcenia. Sporo frajdy daje doskonale dobrana muzyka z lat 90. i dawniejszych. Na plus serialu działa także aktorstwo. Rosa Salazar bardzo dobrze wypadła jako Lisa Nova – postać pewna siebie, trochę niebezpieczna, wiedząca, czego chce. To dziewczyna, która ma swoje za uszami i dla której kariera jest jedną z największych wartości. I choć pod względem stylu bycia Lisa ciekawie kontrastuje z granym przez Erica Lange’a producentem, to jednak na pewnym poziomie są do siebie podobni. Sam Lange jako Lou także stworzył udaną kreację. Nie ma problemu, by uwierzyć w prawdziwość tego typowego filmowca z Hollywood. I choć nie jest to może szalenie oryginalny bohater, to przez jego urok i pewną komediowość zupełnie to nie przeszkadza. Miał być nieco zmanierowanym i zepsutym producentem z LA i taki właśnie jest. Szczególnie intrygująca jest za to portretowana przez Catherine Keener Boro. Wiedźmowata postać już od pierwszego pojawienia się na ekranie wzbudza pewien niepokój i jest jedną z najciekawszych postaci z serialu. Nowy smak wiśni to specyficzna, nietuzinkowa, lecz pomysłowa produkcja. Choć można narzekać na komplikacje i samą fabułę, to jednak klimat i wizualność jest w stanie wiele nadrobić. To serial, który powinien zainteresować miłośników lat 90. i Los Angeles. Jedynie miłośnicy kotów powinni się dwa razy zastanowić, czy naprawdę chcą oglądać tę produkcję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj