Wydawało się, że ósmy sezon będzie tym ostatnim. Historia nieubłaganie dążyła do finału, cierpliwość tracili nawet nie tylko widzowie, ale także aktorzy. Jason Segel coraz częściej i śmielej wypowiadał się w wywiadach na temat zakończenia swojej roli po właśnie ośmiu latach. Stacja CBS, wciąż zadowolona z wyników oglądalności produkcji, zdecydowała się jednak przedłużyć serial o jeszcze jeden sezon. Fani mieli mieszane uczucia. Z jednej strony nie chcieli po tak długim czasie rozstawać się z ukochanym serialem, ale z drugiej nie mogli zaś znieść dłuższego czekania na wyjaśnienie tytułowej tajemnicy. Tegoroczny finał bardzo ładnie z postawionego przed nim zadania wybrnął – zachował wystarczająco wiele nieodkrytych kart na ostatnią już dziewiątą serię, jednocześnie serwując fanom to, na co czekali.
Recenzja zawiera szczegóły fabuły finałowego odcinka.
Nie oszukujmy się, tylko jedna rzecz w tym odcinku się liczy – matka. Jej ujawnienie to wydarzenie, którego wypatrywano już od pierwszego odcinka serialu. Teraz, dokładnie 183 odcinki później, w końcu jesteśmy zaspokojeni. Koniec snucia teorii spiskowych dotyczących Robin, szukania podejrzenie wyglądających dziewczyn na trzecim i czwartym planie. Matka się pojawiła i jest zupełnie nową postacią.
Twórcy serialu nie wybrali do tej roli szczególnie znanej twarzy – pod koniec odcinka ujawniono, że żółty parasol dzierży nie kto inny jak Cristin Milioti. Młoda, 27-letnia aktorka na swoim koncie ma zaledwie kilka ról, z czego najwięksi fani telewizji mogą ją pamiętać z 3-odcinkowego epizodu w Rodzinie Soprano czy gościnnego występu w Rockefeller Plaza 30. To niewiele, ale swojego talentu Milioti od lat dowodzi przede wszystkim na Broadwayu. Za rolę w musicalu "Once" otrzymała nawet nominację do nagrody Tony. I choć może za wcześnie, żeby wyrokować, kto lepiej sprawdzi się w Jak poznałem waszą matkę niż aktorka, która od lat śpiewa i gra w pełnych wątków romantycznych sztukach?
[image-browser playlist="591437" suggest=""]
©2013 CBS
Jak na razie pozwolono Milioti na jedno zdanie. Widzowie już matkę poznali, Ted na swoją żonę będzie musiał jeszcze poczekać. Jaką postacią ona będzie? Jak ma na imię? Czy to będzie miłość od pierwszego wejrzenia? Na odpowiedzi przyjdzie nam poczekać do jesieni… a może nawet dłużej. Choć może wydać się to rozwiązaniem nieco ekstremalnym, może 24 odcinki dziewiątej serii wypełnią tylko te 56 godzin, które zostały do ślubu? Jak scenarzyści zaplanują kolejny sezon, jaką rolę odegra w nim ujawniona w końcu matka? Swoich umiejętności w stosowaniu retardacji dowiedli już przecież, trzymając jej tożsamość w tajemnicy przez 8 sezonów.
Na co teraz czekamy? Ted musi jeszcze poznać swoją przyszłą małżonkę. Przez wszystkie lata emisji serialu wydawało się, że to właśnie w tym momencie zakończy się serial, a tytułowa historia dobiegnie do ostatniego rozdziału. Wygląd matki to ledwie jedna część całej tajemnicy i przedsmak emocji, które jeszcze nas czekają. Wciąż nie usłyszeliśmy Boba Sageta mówiącego: "I tak dzieci poznałem właśnie waszą matkę". Spotkanie Teda z jego Jedyną będzie wymagało prawdziwej maestrii ze strony twórców, bo to właśnie ono stanowi chyba punkt kulminacyjny całego serialu. Niemniej znów nasuwa się pytanie – kiedy to nastąpi? Albo inaczej – jeśli Ted pozna swoją żonę już na początku przyszłego sezonu, jak powinien skończyć się cały serial? Sam mam wizję tylko jego ostatniej sceny: ucharakteryzowany na starszego Josh Radnor siada naprzeciwko swoich serialowych dzieci i wypowiada pierwsze słowa z pilota: "Dzieci, opowiem wam świetną historię. Historię jak poznałem wasza matkę". Pytanie jednak, co miałoby się zdarzyć przed tym.
Pojawienie się matki w pełnej krasie na ekranie po raz pierwszy zupełnie przyćmiło całą resztę finałowego odcinka. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie było to trudne. Dwadzieścia minut prowadzące do pokazania dziewczyny z żółtym parasolem kupującej bilet do Farhampton, wypełnione było mniej lub bardziej śmiesznymi gagami i przewidywalnymi zwrotami akcji. Trudno wyobrazić sobie na przykład, żeby Lily i Marshall naprawdę wyprowadzili się na rok do Włoch. Przypomnienie o aplikacji na sędziego było nieco deus ex machina, choć z drugiej strony będzie też jasnym powodem, dla którego Eriksonowie muszą zostać w Nowym Jorku. Rywalizacja Barneya i Robin z wrogo nastawioną do siebie parą była tutaj jedynie elementem komediowym i to dość przeciętnym wypada dodać. Bo finał ósmego sezonu Jak poznałem waszą matkę w ogóle nie przypominał finału. Pospiesznie rozwijane wątki zostały (lub szybko zostaną) zapomniane, a jedynym liczącym wydarzeniem było to z ostatnich kilku sekund odcinka. Dość niewiele jak na ostatni odcinek sezonu.
[image-browser playlist="591438" suggest=""]
©2013 CBS
Finałowa dziewiąta seria w końcu pokaże nam też ślub Barneya i Robin, wątek zasygnalizowany już w premierze siódmej serii. Twórcy dość zaskakująco nie pokazali nam jeszcze całej ceremonii, choć wskazywały na to nawet tytuły ostatnich dwóch odcinków: "Something Old" i "Something New" jawnie odwoływały się do "Something Borrowed" i "Something Blue", epizodów ze ślubem Lily i Marshalla wieńczących drugi sezon produkcji.
Przeciętny finał ze świetnym zakończeniem – tak można by podsumować ostatni odcinek, jak i też całą ósmą serię "Jak poznałem waszą matkę". Dawno jednak przed twórcami przyszłość nie była tak świetlana. Dziewiąty sezon na pewno będzie ostatnim, więc już wiedzą, że mogą planować wielki finał całego serialu. Uaktywnienie tytułowej matki da produkcji CBS nową świeżość i szansę do wyjaśniania wszystkich tajemnic i niedokończonych wątków. Teraz już nie trzeba się wstrzymywać, ostatnie sekundy "Something New" mówią jasno: od teraz jest "cała naprzód".