Hasło „Czarnobyl” wywołuje dziś wiele emocji. To pierwsza katastrofa o tak szerokim zasięgu, wynikająca wyłącznie z ludzkiej działalności. Do tego momentu wpływ na połowę kontynentu miały wyłącznie siły natury, niszczycielskie dzięki swojej globalnej skali. A przy tym właśnie rozmach skutków wymusił na władzach w Moskwie ujawnienie awarii, co pozostawia otwartym pytanie – jak długo Gorbaczow i jego podwładni byliby gotowi ukrywać prawdę? Ujawnione informacje na temat wytwórni Majak na Uralu nie dają optymistycznych odpowiedzi. Czarnobyl jest nośnym tematem, od lat podnoszonym w dyskusjach o rozwoju energetyki atomowej, ostatnio wkroczył do popkultury za sprawą serialu „Czarnobyl” i ponownie rozpalił wyobraźnię mas. O północy w Czarnobylu to reportaż, który z morderczą dokładnością analizuje wydarzenia i docieka przyczyn pierwszej medialnej katastrofy jądrowej.
Autor reportażu sięga w swoich badaniach do samych źródeł radzieckiej energetyki jądrowej, ściśle skorelowanej z zimną wojną. Elektrownie atomowe w Związku Radzieckim nie powstawały w próżni, nawet jeśli otaczający je mur tajemnicy i biurokracji sprawiał inne wrażenie. I jeśli były nawet na uboczu, niedostępne dla zwykłego zjadacza chleba, to ich praca nie tylko miała znaczenie strategiczne dla gospodarki bloku wschodniego, ale również z propagandowego punktu widzenia. Związek Radziecki lubował się w kreowaniu komunistycznego człowieka jako osoby świeckiej i pokładającej pełne zaufanie w nauce, która traktowana jest priorytetowo. Energia atomowa była zwieńczeniem zwycięstwa człowieka nad naturą – ujarzmienie niewidocznej siły, zaprzęgnięcie jej do pracy na rzecz najlepszego systemu, jaki można stworzyć na świecie. Marketingowo ważne projekty są też niestety narażone na nadużycia oraz naciski, które z czasem mszczą się po wielokroć – i ten proces właśnie pokazuje autor w swojej książce.
Podczas lektury O północy w Czarnobylu nie można oprzeć się wrażeniu, że katastrofa nie tylko była nieunikniona, ale należało jej się spodziewać dużo wcześniej. Kiedy zebrało się wszystkie czynniki, które stworzyły warunki dla wybuchu, kiedy prześledziło się je punkt po punkcie, powstaje przerażający obraz ludzkiej niekompetencji, ambicji, narodowego interesu. Jeśli miałabym przedstawić realny przykład ilustrujący pojęcie małpy z bazooką, byłby to właśnie proces prowadzący do nieszczęsnego testu czwartego reaktora.
Wybuch reaktora w Czarnobylu, chociaż spektakularny, nie może równać się z reakcją i próbami zminimalizowania skutków, jakie przyniosło radioaktywne skażenie. Dlatego niebagatelną część książki stanowią opisy działań, jakie podejmowano w celu ugaszenia reaktora i co działo się z ludźmi, zwierzętami i okolicą, gdzie radioaktywność była największa. Nie potrafimy sobie nawet wyobrazić tej skali, a jednak ci anonimowi dla nas ludzie narazili się, by ratować swój kraj. Cena, jaką niektórzy z nich zapłacili, jest również niewyobrażalna, chociaż w niektórych przypadkach zostały nam dość dokładne opisy.
Adam Higginbotham stworzył reportaż, który czyta się jak mrożący krew w żyłach thriller. Na podstawie dokumentów i wywiadów stworzył opowieść o niszczycielskiej sile, którą ludzie naginają do swojej woli, chociaż nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. Jest przerażająca i jednocześnie bardzo pouczająca, z pewnością warto ją sprawdzić ze względu na wagę tematu.