Oczy uroczne zauroczą każdego, kto po nie sięgnie. Zarówno tych, którzy znają Marta Kisiel i zaczytują się w jej powieściach, tych radośniejszych (Dożywocie), smutniejszych (Toń) lub pisanych teoretycznie dla dzieci, choć przemawiających do wszystkich (Małe Licho), czy też tych, którzy po raz pierwszy sięgnęli po tekst autorki. Bowiem po prostu nie można nie pokochać bohaterów, znanych czytelnikom z opowiadania Szaławiła, niedawno bardzo słusznie nagrodzonego Nagrodą im. Janusza Zajdla. Nie da się i już. Oto Oda Kręciszewska – żywiołowa, acz pragmatyczna lekarka, która zjeździła pół świata, uciekając od toksycznej matki i szukając własnego kąta na ziemi, by na koniec osiedlić się w chacie pośrodku lasu, zbudowanej na zgliszczach Lichotki (tak, tej Lichotki z Dożywocia), nie do końca będąca człowiekiem, lecz bardzo ludzką wiłą. A oto jej kompani, których poznała w „Szaławile” - pochmurny płanetnik Roch i mały czort z dużą wadą wymową, Bazyli, który w oczach laików uchodzi za rozmowną, otuloną kolorowym szaliczkiem kozę. Na szczęście rogaty, zębaty i wredny ojciec Bazylego w Oczach urocznych pojawia się w dygresjach, co nie znaczy, że na jego miejsce nie znajdzie się ktoś jeszcze gorszy. W Oczach urocznych w sukurs znanym bohaterom przychodzą nowe, nie mniej ciekawe postacie – posągowy, acz zajadający stres słodyczami lekarz o zbyt dobrym sercu, niezbyt kumaty, choć pomocny miłośnik gier na Playstation – Michałko, a z istot nadprzyrodzonych m.in. demon cmentarny Ossaria, zwana – chciałoby się rzec „pieszczotliwie”, ale w jej przypadku to nie uchodzi - Ossą, zwodnicze wodnice, dziki, nieprzewidywalny homen i Dziewica Moru.
Źródło: Uroboros
Trzeba przyznać, że Marta Kisiel wplata słowiańskie (i nie tylko) demony w swoje opowieści po mistrzowsku, jak gdyby plotła piękny, precyzyjny, ludowy kilimek. Pojawiają się opisane jak żywe, charakterne – niektóre jeszcze bardziej od innych, z własną historią, a czasem i celnie wrzuconym cytatem, czy nawiązaniem literackim. Jakby nie było, bycie polonistką zobowiązuje. Również pod względem językowym. Bo, podobnie jak pozostałe teksty Marty Kisiel, Oczy uroczne zostały napisane ślicznym, płynnym, błyskotliwym, różnorodnym i zróżnicowanym językiem, tak że chciałoby się czytać bez końca, ciesząc się każdziutkim słowem. Wątki baśniowe, czy nadprzyrodzone, nie przysłaniają faktu, że tak naprawdę, w najnowszej powieści autorki główną osią fabularną pozostaje poszukiwanie siebie, swojego miejsca na ziemi; tego, co w nas najważniejsze i co nas określa. Nie zawsze bywa różowo i czasem musimy przyznać sami przed sobą, że nasza ciemniejsza strona istnieje, tylko trzeba ją okiełznać. Po swojemu. Pokonać zło w innych, ale także w nas samych.
W przypadku szalonej, w chwilach gniewu tchnącej lodowatym podmuchem wiatru, wiły, mogło się to okazać nie lada wyzwaniem. Ale jako że u jej boku trwał (przeważnie) milkliwy, wręcz gburowaty przyjaciel oraz mały, słodko sepleniący czort, który bardzo chciał zwodzić ludzi na manowce, ale o wiele lepiej wychodziło mu zjadanie zadziwiających ilości ciasta i placków ziemniaczanych oraz spanie w koszu na pranie, wszystko miało prawo się dobrze skończyć, a nad taflą stawu, kryjącego złe wspomnienia, zaświeciło słońce. Urok Oczu urocznych podkreśla skromna, ale doskonale dobrana ilustracja na okładce, którą czytelnik doceni jeszcze bardziej, gdy dotrze do końca opowieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj