Omawiany epizod cierpi na wiele bolączek znamiennych dla finałów produkcji odcinkowych, które zostają niespodziewanie anulowane. Twórcy musieli poświęcić wiele czasu ekranowego na zwieńczenie wszystkich wątków. Wynikiem tego akcja pędzi na złamanie karku, zabierając cenne minuty przeznaczone pierwotnie na budowanie klimatu czy pogłębianie postaci. Kolejny zgrzyt pojawia się przy samych rozstrzygnięciach. Duża część wątków potraktowana jest po macoszemu. Inne są dość niefortunne i mało finezyjne. Ponownie jednak – takie rozwiązanie jest znamienne dla produkcji, które zostają nagle urwane. Odpowiednik na tle wielu tytułów, które spotkał ten smutny los, i tak wypada zadowalająco. Twórcy dołożyli wszelkich starań, aby wyszło dobrze, niestety pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Serial przeleciał poprzez opowieść z prędkością światła. Widać, że w montażu musiało odpaść sporo materiału. Skupiono się na tym, co najważniejsze, wynikiem czego fabuła sprawia wrażenie niezwykle skondensowanej. Serial nie daje czasu Howardom na opłakanie Emily. Nie pozwala im zmierzyć się z sytuacją, w której w danym momencie się znaleźli. Zły Silk musi ustąpić temu dobremu. Oddać mu ukochaną kobietę i życie, w którym się zadomowił. Twardy Howard poddaje się i okazuje skruchę, co jest zupełnie do niego niepodobne. Bylibyśmy w stanie uwierzyć w jego przemianę pod wpływem dramatycznych wydarzeń, gdybyśmy dostali nieco więcej podbudowy psychologicznej. Niestety niczego takiego nie ma i musimy się zadowolić jedynie ironicznymi docinkami Petera, pytającego złego Howarda, czy będzie tęsknił za udawaniem męża, oraz łzą płynącą po policzku bohatera patrzącego na zdjęcie swojej „nieżony”. Ponowne spotkanie Silków zupełnie nie jest eksploatowane, a to przecież doskonała płaszczyzna dla rozważań, które serial prowadzi praktycznie od pierwszych odcinków. Zamiast tego, dobry Howard celuje w klęczącego odpowiednika. Twórcy obrażają inteligencję widzów, próbując ich przekonać, że jest choć niewielka możliwość, iż pistolet wypali. Nic takiego się nie dzieje, a niedoszła ofiara dostaje namiary na zamachowców, których w przeciągu minuty eliminuje i znika w ciemności. Tyle, jeśli chodzi o słynną psychologiczną głębię Odpowiednika. Nie ma miejsca na refleksje i dywagacje, ponieważ trzeba zakończyć tak wiele wątków. Na konkluzję czeka przecież historia Iana Shawa, Miry, Jancka, Petera, Claire, Baldwin, Nayi i Spencera. Mimo szczerych chęci nie da się w przeciągu godzinnej odsłony satysfakcjonująco zamknąć rozbudowaną fabułę, składającą się z tak wielu elementów. Każdy więc dostaje swoje pięć minut. Część historii jest ciekawsza, inne zupełnie nieistotne. Ian Shaw stracił znaczenie fabularne już dawno, a jego pożegnanie doskonale wpisuje się w mało interesującą rolę tej postaci. Trochę śmieszy, że tak mało sugestywny bohater odpowiedzialny jest pośrednio za dwa ważne wydarzenia – masakrę Kierownictwa i śmierć Miry. Mniej uważni widzowie mogli zupełnie przegapić moment odejścia Baldwin – postaci, która przecież w poprzednim sezonie grała pierwsze skrzypce. To samo tyczy się Nayi Temple. Bohaterka pełni rolę organizacyjno-operacyjną. Przechodzimy wraz z nią od jednej sceny do kolejnej, jednak żadne z wydarzeń nie rozwija jej charakterologicznie. Szkoda, że tak się dzieje, bo to przecież ciekawa postać, portretowana przez wyśmienitą aktorkę. Peter i Claire oferują namiastkę happy endu, a Janeck wprowadza mroczny cliffhanger. Po finałowych rozstrzygnięciach Mira przestaje być potrzebna, więc twórcy fundują jej szybką i bezlitosną śmierć. Część historii bohaterów dostaje definitywną konkluzję, inne mają pewne szanse na kontynuację. Nie jest tajemnicą, że serial szuka nowego telewizyjnego domu. Fundamenty pod trzeci sezon zostały położone. Claire, Peter i Naya są w blokach startowych, gotowi na kolejne wyzwania. Nieco bardziej skomplikowana sytuacja ma miejsce w przypadku Howardów i Emily, ponieważ są oni w bardzo odległych fabularnie miejscach. Dobry Howard wydaje się przechodzić na emeryturę, ten zły znika wraz z Baldwin. Co gorsza obie postacie sprawiają wrażenie już nieco wyeksploatowanych, wynikiem czego w drugim sezonie nie brylowały na pierwszym planie. Ciekawym zabiegiem byłoby całkowite zrezygnowanie z tych bohaterów i oparcie intrygi na niewątpliwej charyzmie Nayi Temple. Tematu kontynuacji na razie jednak nie ma, więc na tę chwilę trzeba uznać bieżące wydarzenia za definitywny koniec. Był to jeden z ciekawszych seriali z pogranicza science fiction i szpiegowskiego thrillera. W drugiej serii produkcja posiadała pewne problemy z ustabilizowaniem jakości artystycznej. Miała na to wpływ z pewnością informacja o anulowaniu, która dotarła do twórców nieco wcześniej niż do widzów. Osoby odpowiedzialne za serial musiały  tak pociąć i pomontować materiał, aby pod koniec sezonu stanowił satysfakcjonujące zwieńczenie. Niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, nie da się zadowolić każdego.Część widzów będzie ukontentowana zamknięciem wszystkich wątków, ale większości zabraknie głębi, która sprawiała, że Counterpart nie był jednym z wielu, a stanowił wyjątkową perełkę. Mimo to żegnamy się z serialem w pozytywnej atmosferze. Finał to naciągana szóstka, ale całość należy ocenić na mocną ósemkę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj