Spin-offy zwykle mają niełatwe życie. Nieuchronnie porównuje się je do pierwowzoru. Rzadko bywają lepsze, co najwyżej równie dobre. W tym przypadku jeszcze nie rozpoczęto kręcenia spin-offu Nie z tego świata, a już nie ma się chęci, by go oglądać. O ile zaplanowanie akcji w Chicago było ciekawym założeniem, pomysł rządzących miastem wiatrów pięciu nadprzyrodzonych rodzin mafijnych zgrzyta od samego początku. Skrzyżowanie Ojca chrzestnego z Romeo i Julią nie byłoby nawet takie złe, chociaż mało oryginalne, gdyby nie podlano wszystkiego sosem opery mydlanej i nie doprawiono więcej niż szczyptą banału. Naiwny młody bohater (ciemnoskóry – niech żyje poprawność polityczna) rzucony w sam środek mafijnych porachunków, który nieuchronnie traci ukochaną, nim zdążyliśmy się jej lepiej przyjrzeć, nie do końca martwy ojciec policjant, drugi z bohaterów, tym razem ze świata istot nadprzyrodzonych, który ucieka przed rodziną, wybierając "normalność" – chyba gdzieś już to oglądaliśmy. Tylko w mniej nudnym wydaniu. Do tego "Bloodlines" miejscami nagina mitologię Nie z tego świata do swoich potrzeb – przykładowo: okazuje się, że zmiennokształtni nie zrzucają skóry i nie zabijają swoich pierwowzorów, a kolor włosów zmieniają jednym dotknięciem ręki. Gwoździem do trumny był lokal dla "gości specjalnych" - jeszcze chwila, a zaczęlibyśmy wypatrywać mieszańców z klubu Papy Midnight z "Constantine’a" albo niebieskiego kosmity z "Gwiezdnych wojen" grającego na klawiszach.

Jeśli ktoś czekał na przygody braci Winchester w blasku świateł wielkiego miasta, srodze się zawiódł. Sama i Deana niemal się w tym odcinku nie uświadczyło. Byli rodzynkami w wyjątkowo zakalcowatym cieście, ale nawet oni nie zachowywali się do końca po swojemu. Kilka niezłych dialogów wcale nie uratowało sytuacji, podobnie jak popkulturowe nawiązania do Ojca  chrzestnego, Buffy czy Freddy'ego Kruegera.

[video-browser playlist="634967" suggest=""]

Żal aktorów, którzy musieli zagrać w tej beznadziei fabularnej. Żal widzów, że musieli patrzeć na drewnianą grę nowo wprowadzonych postaci, w czym celowała odgrywająca wilkołaczycę Violet Melissa Roxburgh. Główny bohater nadchodzącego spin-offu, Ennis (Lucient Laviscount), grał odrobinę lepiej od pozostałych, podobnie jak "czarna owca" w rodzie zmiennokształtnych – David (Nathaniel Buzolic), ale tło opowieści skutecznie zaprzepaściło szanse na coś nowego, oryginalnego i przykuwającego uwagę widza.

Istniały setki możliwości poprowadzenia spin-offu Nie z tego świata, od przygód Charlie Bradbury w Karinie Oz przez przypadki szeryf Jody Mills po walki demonów z aniołami, lecz wydaje się, że producenci wybrali najgorszy z możliwych scenariuszy. Być może stacja CW szuka nowych, młodszych odbiorców dla spin-offu (tych samych, którzy oglądają Pamiętniki wampirów). Niemniej trudno wróżyć mu powodzenie, bo niełatwo zachęcić widzów do oglądania po raz setny odgrzewanego kotleta. Tym bardziej widzów Nie z tego świata, przyzwyczajonych do zabawy szablonami i niespodziewanych wolt scenariusza.

Na szczęście "Bloodlines" skończyło się nawiązaniem do głównego wątku sezonu dziewiątego i można było zostawić za sobą Chicago pełne potworów rodem z gangsterskiego filmu klasy C. Bo kto chciałby tam wrócić i natknąć się na ojca chrzestnego z kłami? Nie ja.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj