Ale to jeszcze nic. Bo już jesteś pogodzony z tym, że za długo nie pożyjesz, że za chwilę spotkasz chóry anielskie lub nawet tych gości z dołu, kiedy wszystko musi się skomplikować. Będziesz pamiętał tylko dziwnego kosmitę, zgodę na zostanie jego sługą, zagubionego nastolatka i... nagle znajdziesz się w XVI wieku, gdzieś w Norwegii.

Tak właśnie, 3 lata temu, zaczęła się seria książek Andrzeja Pilipiuka pod tytułem "Oko Jelenia" ("Droga do Nidaros", "Srebrna Łania z Visby", "Drewniana Twierdza", "Pan Wilków", "Triumf lisa Reinicke"). W piątek, 15 lipca 2011, w księgarniach pojawiła się finałowa, szósta część cyklu: "Oko Jelenia: Sfera Armilarna". I warto, choć na chwilę, rzucić Okiem Czytelnika, a nawet Recenzenta, na tą serię...

O co chodzi?

Główny bohater, a ściślej taki najgłówniejszy (bo jeszcze jest inna dwójka, ale o nich za chwilę), to właśnie ów nauczyciel informatyki, Marek Oberech. Podczas końca świata zgadza się stać sługą pewnego kosmity (kradnącego akurat gmach Biblioteki Narodowej). Obcej formie życia taki układ pasuje. Markowi też. Do czasu...

[image-browser playlist="609551" suggest=""]© fabryka.pl

Jego podejście do umowy zaczyna zmieniać się, kiedy nagle budzi się w XVI wieku, zagubiony gdzieś w norweskich lasach. Przy boku ma tylko niewielką łasicę, mówiącą rzecz jasna, dla uszczegółowienia będącą robotem, ale ze świadomością kosmitki. Wiem, Marek też miał od tego mętlik w głowie. To pocieszne zwierzątko, o charakterze kapo, przedstawia się jako Ina, wysłanniczka Skrata (kosmita, który przysłał informatyka). Okazuje się też, na czym będzie polegała "służba" Marka - odnalezieniu tajemniczego "Oka Jelenia". Czym to jest, gdzie to jest - prawie nikt nie wie. Wiadomo tylko, że jest w tych Czasach...

Marek, do wykonania tego zadania, dostaje pomocników. Poznanego podczas końca świata nastolatka Staszka oraz… szlachciankę Helę, z XIX wieku. Ta trójka podróżników bardzo zagubionych w czasie, rusza w świat XVI wieku. I to na pewno nie jest dla nich wycieczka krajoznawcza.

Głód, brak pieniędzy, ciągle zagrożenie, śmierć - bohaterowie nie mają chwili spokoju. Nie dość, że są osobami nie z tego świata, uważanymi nawet (przez ówczesnych współczesnych) za sługi demona, to jeszcze wpadają praktycznie w sam środek walki o panowanie nad handlem na Bałtyku. Dochodzą do największych tajemnic Hanzy - potężnej organizacji kupieckiej, która, można by rzec, w pewien sposób pełni rolę czwartego głównego bohatera serii.

[image-browser playlist="609552" suggest=""]© fabryka.pl

Ilość problemów i kłopotów, z jakimi będą musieli się zmierzyć, normalnego człowieka przyprawiłaby o ból głowy (gdyby, rzecz jasna, ktoś jej wcześniej nie odciął mu szablą). Na szczęście spotykają w tym świecie sojuszników: kupców, marynarzy, kozaków, którzy pomogą im przetrwać. Od norweskich gór, przez Laponię, zamarznięty Bałtyk, gdański port, po Gotlandię - taką trasę muszą przebyć, by w końcu dowiedzieć, o co tak naprawdę chodziło z Okiem Jelenia...

Jak to wyszło w praktyce

Andrzej Pilipiuk do tej pory był najbardziej znany z serii opowiadań o Jakubie Wędrowyczu - wojsławickim bimbrowniku i egzorcyście-amotorze. To właśnie dzięki tym wydawnictwom autor pojawił się na rynku. I właśnie przez nie jest kojarzony jako twórca fantastyki lekkiej, bardzo groteskowej niekiedy.

"Oko Jelenia" jest czymś zupełnie innym - to sześciotomowa opowieść przygodowo-awanturnicza, całkiem na poważnie (co nie znaczy, że bez humoru). Akcja goni akcję, pościgi przeplatają się ze scenami walki. Kiedy wydarzenia zdają się zwalniać, autor robi coś, co wywraca wszystko do góry nogami i zabawa zaczyna się od początku. I tak cały czas.

Wielką zaletą serii jest niewątpliwie kontekst, w jakim została umieszczona - XVI wiek, basen Bałtyku. Na półwyspie skandynawskim szaleje reformacja, ze wschodu grozi car Iwan Groźny, Hanza jest tylko cieniem swojej potęgi sprzed lat...

Do tego odtworzenie świata - sugestywne, pełne szczegółów, ale nie nużące. To nie jest przepisany podręcznik do historii - choć, przyznam szczerze, więcej wiedzy wyniosłem z tych książek o tamtych czasach niż z lekcji w szkole. Ten świat po prostu wyszedł Pilipiukowy jak żywy - jakby kiedyś go naprawdę odwiedził.

[image-browser playlist="609553" suggest=""]© fabryka.pl

Właśnie, wątek edukacji - przewija się przez całą serię, przede wszystkim jako powód do narzekania bohaterów. Że w szkole uczyli się tego, co nie trzeba, za mało praktycznych rzeczy. I to z winy programu, rzecz jasna. Ale z tym wiąże się też minus serii - niekiedy bohaterowie zachowują się tak, jakby byli chodzącymi encyklopediami. Wiedzą zaskakująco dużo, czasem za dużo (tak, i jeszcze narzekają na poziom nauczania). Ale to jest typowe w dziełach Pilipiuka - często jego bohaterowie, nawet jak są nastolatkami, wiedzą dziwnie za dużo, często znają się na różnych rzeczach niczym wykwalifikowani specjaliści. Co może denerwować... Ale tylko trochę.

Minusem można nazwać też przypadłość autora do budowania naprawdę genialnych początków, środków że dech zapiera, poczym nadchodzi koniec… i tak jakoś robi się dziwnie. Nie żeby nie było zakończenia - jest, ładnie wszystko się wyjaśnia. Tylko przychodzi za nagle, bez wielkiej pompy. I czuć pewien niedosyt. Tak było w trylogii o Kuzynkach, "Norweskim Dzienniku" i "Operacji Dzień Wskrzeszenia" (i mam dziwne wrażenie, że "Oko..." skończyło się podobnie jak ta książka). Ale, na osłodę finału, dostaliśmy kapitalną ostatnią ilustrację w Epilogu "Sfery..." (autorstwa Rafała Szłapa). Ten kto już widział, ten już wie, a kto jeszcze nie... zachęcam do przeczytania i spojrzenia na nią.

Jednak to moje całe narzekanie nie zmienia faktu, że "Oko..." to jedna z lepszych serii, jakie ostatnio czytałem. Wciąga prawie jak Harry Potter. Pierwsze trzy tomy dostałem na zakończenie technikum, czytałem praktycznie jeden za drugim. Dlatego te książki mają dla mnie zapach wakacji.

Jakiś wniosek konkretniejszy

Tak sobie myślałem podczas pisania tej recenzji i doszedłem do pewnego wniosku (którego dla wypuklenia zapiszę wersalikami): FANTASTYKA TO WIELKA SKARBNICA FABUŁY DLA FILMÓW I SERIALI. Kompletnie nie rozumiem producentów, dlaczego do nich nie sięgają. Przecież już samo "Oko…" samą fabułą "przebija" zagraniczne produkcje. I nie tylko "Oko…". Każda książka z gatunku fantastyki aż prosi się o sfilmowanie. Skomplikowani bohaterowie, szybka akcja, Wielka Tajemnica - czego chcieć więcej?

[image-browser playlist="609554" suggest=""]© fabryka.pl

Ktoś powie - to jest drogie. Tu trzeba dawać kasę na efekty specjalne. Polacy i tak wolą oglądać głupawe komedie romantyczne.

Faktycznie - taki film czy serial nie byłby tani. Jednak czy aż tak bardzo drogi? Przy odpowiednim ograniu tematu i przyjęciu odpowiedniej konwencji, da się zrobić dużo. Wystarczy mieć trochę wyobraźni i polotu. A czy tak bardzo lubimy komedie romantyczne? Rynek fantastyki książkowej, jako jeden z niewielu, przynosi zyski. Pomimo kryzysu czytelnictwa, na dobrą, polską fantastykę zawsze znajdą się odbiorcy. I to nawet za granicą naszego kraju. Przykład? Chociażby ilość tłumaczeń "Wiedźmina" (o grze nie wspominając). Albo międzynarodowe sukcesy Jakuba Wędrowycza.

A sumie to moje mędrkowanie można sprowadzić do...

Miało być o "Oku...", doszło do seriali. Ale… to i to w końcu serie są, więc wszystko chyba "ok". Tak więc czytajmy to co dobre, oglądajmy to, co dobre. Ale miejmy przy tym też swój rozum, bo jak to mawiał jeden kozak w "Oku...": kto jest durniem, niech umrze jako niewolnik.

PS. A tak jeszcze po fakcie - to każdemu pisarzowi życzę takiej serii jak "Oko Jelenia". Bo chyba najlepszą miarą talentu jest stworzenie rozległego świata, opisanie go w kilku tomach, przy tym zapanowanie nad nim... i bycie zawsze w formie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj