Oleandrowy miecz to kontynuacja losów Priji i Malini. Tasha Suri udowodniła już, że potrafi pisać o uczuciach i relacjach między bohaterami. Tym razem do głosu dochodzi też polityka. Książka jest klimatyczna i oczarowuje magią orientu. Moja pierwsza styczność z twórczością Tashy Suri wypadła tak sobie. Cesarstwo piasku i Kraina popiołu nie wzbudziły mojego entuzjazmu. Pomyślałam, że to dobra rzemieślnicza robota z powiewem orientu, która ma szansę się sprzedać (i tak się stało). Jednak już Jaśminowy Tron pokazał, że Suri ma coś więcej do powiedzenia.  Na początku warto powiedzieć, że pisarka trzyma poziom tej cudownej, orientalnej estetyki z poprzedniego tomu. Jest barwnie! Opisy zachwycają, uwodzą i sprawiają, że zanurzamy się w treść. Poprzedni tom był skupiony na wprowadzaniu nas w świat przedstawiony i zapoznawaniu z głównymi bohaterami. Tym razem Tasha Suri postawiła na coś, co zaskakuje, gdy głównymi bohaterkami są kobiety. Do głosu dochodzi bowiem polityka i szukanie sojuszników. Suri pokazuje, że płeć piękna nie jest tylko do ratowania lub szukania rycerza zbawcy. Ta polityka u Suri – wbrew temu, czego można by się obawiać po gatunku YA – jest bardzo dojrzała i przemyślana. Widać, że pisarka ma pomysł na całość. Nie jest cukierkowo ani łatwo. Gracze polityczni stawiają konkretne żądania, chcą przedstawienia od innych uczestników wymiernych korzyści, powodów działania itd. Raczej nie ma takich zagrywek: pójdę z tobą, bo cię lubię.
Źródło: Fabryka Słów
Jak wypadają bohaterowie? Suri przedstawia pewną głębię psychologiczną. Oczywiście nie rozpędzajmy się z pochwałami – pamiętajmy, że te książki przeznaczone są raczej dla nastoletnich odbiorców. Widzimy dylematy bohaterów, mamy wgląd w ich wybory i motywacje, które nimi kierują. Wiemy też, że się boją i odczuwają konsekwencje swoich działań. Męczyć może mnogość postaci i wątków, ale Suri pisze dość lekko i jakoś da się przez to przebrnąć bez większego bólu głowy. Bohaterowie poboczni dostali nieco więcej uwagi pisarki. Podarowała im własne historie, a do tego wszystko zgrabnie połączyła. Można jej wybaczyć nawet dość typowy wątek największego poświęcenia.
Nasze bohaterki rozdzielają się i mimo łączącego ich uczucia stają po dwóch różnych stronach barykady. Niby coś je łączy, a jednak wyczuwa się, że będą dążyć do realizacji własnych marzeń i celów. I tu widzę niezły zadatek na motyw przewodni trzeciego tomu.  Bardzo cenię w twórczości Suri podejście do magii. Tu nie ma nic za darmo. Magia jest, ale trzeba będzie za jej używanie zapłacić – i to niekoniecznie w miły czy spodziewany przez daną postać sposób. Pradawne bóstwa mają wpływ na to, co się dzieje i swoich wyznawców traktują nieco jak marionetki do osiągnięcia własnych celów. Podsumowując: jest pięknie i klimatycznie, z nutką orientu. Tym razem na plan pierwszy – kosztem wątku romantycznego – wychodzi polityka. Ogólne pogmatwanie akcji i mnogość bohaterów może zmęczyć. Jeśli nie olśnił Was Jaśminowy tron, warto dać szansę II części, chociażby po to, żeby zobaczyć, jak może rozwijać się pisarz.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj