Cztery historie budują serial Tell Me a Story. Kompletnie nieznajomi sobie ludzie, których opowieści się w pewien sposób przecinają. Jordan i Beth to kochająca się para, jednak ich związek przezywa kryzys, gdy mężczyzna chce mieć dzieci, a jego partnerka nie, ze względu na to, jak niebezpieczny jest świat dookoła. Decyzja, by to zmienić, doprowadzi do tragicznego zdarzenia. Eddie to uzależniony od narkotyków mężczyzna, któremu brat postanawia pomóc, oferując mu udział w napadzie na jubilera. Skok nie przebiega jednak po ich myśli. Kayla przeprowadza się z tatą z Oakland do Nowego Jorku. W czasie jednej z wizyt w klubie spotyka przystojnego nieznajomego, który jak się potem okazuje jest jej nowym nauczycielem. Z kolei Gabe pracuje jako tancerz. Podczas jednego ze spotkań w apartamencie szemranego znajomego swojego współlokatora mężczyzna zabija gospodarza. W zatarciu śladów pomaga mu jego siostra, była żołnierz, Hannah. Największym problemem twórców tej produkcji jest to, że próbowali wcisnąć (to słowo pasuje tu jak ulał) jak najwięcej konwencji gatunkowych i charakterystyk postaci. Miały się one zgrabnie przeplatać ze sobą, tworząc coś na kształt miniuniwersum. Jednak koniec końców wyszedł swoisty potwór Frankensteina, twór polepiony z niepasujących do siebie fragmentów, których jedne przyćmiewają drugie. Mamy zatem coś z kryminału, elementy thrillera, historię o zemście czy młodzieżowy dramat podlany obyczajowym sosem. Najgorsze jest to, że potencjał niektórych z tych opowieści zupełnie ginie pod nawałem niepotrzebnych kwestii fabularnych i słabo napisanych postaci. Najlepiej jak do tej pory prezentuje się wątek Jordana, którego ukochana ginie w czasie napadu na jubilera. Dobrze komponuje się on z aspektem dotyczących samych złodziei, wśród których najwięcej czasu scenarzyści poświęcają bohaterowi Paula Wesleya. I dobrze, ponieważ ma on w sobie największy pokład dramaturgii, który można wykorzystać. Sama postać Jordana również prezentuje się nieźle, a James Wolk, który się w niego wciela dobrze ogrywa przemianę swojego bohatera od szczęśliwego człowieka do przygnębionego, pałającego żądzą zemsty mężczyzny. Ten wątek zapowiada się ciekawie i może z niego wyrosnąć coś dobrego. Jednak już inne kwestie fabularne pozostawiają sporo do życzenia, przede wszystkim ta związana z postacią Kayli. Ta historia to zwykły, sztampowy młodzieżowy dramat, który nie wyróżnia się niczym wśród sobie podobnych opowieści. Po prostu kolejna klisza tego znanego z filmów i seriali motywu, która może miała w zamiarze wnieść coś świeżego, ale na zamiarach w tym wypadku się skończyło. Danielle Campbell stara się coś wycisnąć ze swojej postaci, jednak za bardzo scenariusz jej na to nie pozwala. Kayla jest nudną bohaterka, której na żadnym poziomie serialu nie jesteśmy w stanie kibicować czy utożsamiać się z nią. Nie ma w niej głębi, może z wyjątkiem jednego momentu, czyli rozmowy z Nickiem w 2. odcinku o swojej zmarłej matce. Jednak koniec końców scenarzyści póki co obierają tę postać z dramaturgii i jakiejś psychologicznej mocy. Pozostają tylko zwykłe kłótnie pomiędzy córką a ojcem, bunt nastolatki i jej romans z nauczycielem. Brzmi to i wygląda jak tysiąc innych produkcji o tej tematyce. Niestety. Trochę lepiej prezentuje się wątek dotyczący Gabe'a, jednak w tej kwestii także nieco brakuje do tego dobrego poziomu. Twórcy starają się wpleść w obyczajowość tej historii pewien element thrillera, jednak sukces w tym wypadku jest połowiczny. Być może wynika to z tego, co pisałem wyżej, czyli przyćmienia pewnego potencjału tego wątku innymi, zdecydowanie słabszymi kwestiami. Nie zmienia to faktu, że scenarzyści prowadzą ten element fabuły trochę bez ładu i składu, dając nam opowieść, która tak naprawdę zmierza donikąd, stanowiąc mało zgrabne tło tego serialu. Jest tutaj potencjał na naprawdę dobrą i wciągającą historię o wewnętrznych rozterkach, winie i karze. Jednak wydaje mi się, że twórcy chyba nie zauważają tej siły drzemiącej w głębi tego wątku. Może jedna scena trochę zmienia ich pogląd, mianowicie ta z próbą samobójczą Gabe'a. Gdyby położyć tutaj nacisk na psychologiczny aspekt bohatera, jego ból i rozterki, byłoby to coś ciekawego. Tak pozostaje niedosyt. Tell Me a Story to serial, który ma pewien potencjał drzemiący w niektórych wątkach, jednak nie jest on w pełni wykorzystywany. Póki co produkcja nie wnosi nic nowego, za to powiela sztampowe kwestie fabularne, a scenarzyści niepotrzebnie starają się żonglować zbyt wielką liczbą konwencji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj