Duszno, mroczno, niepokojąco – jednym słowem u Waterfoldów dzień jak co dzień. Pod względem atmosfery The Handmaid's Tale nie zmienia się od pierwszych odcinków. Dobrze, że tak się dzieje, ponieważ klimat jest jednym z największych atutów serialu. Ten złowróżbny nastrój pogłębia wydarzenia i nadaje odpowiedniego tonu fabule. Wydawać by się mogło, że sam motyw śmiertelnie chorego dziecka jest wystarczająco złowieszczy. Opowieść podręcznej gra oprawą audiowizualną i nieśpiesznym, posępnym tempem akcji, dzięki czemu zyskuje jeszcze bardziej ponury charakter. W najnowszym odcinku toczące się wydarzenia nie pełnią kluczowej dla serialu roli, ale istotnie wpływają na bieg wydarzeń. Zmieniają się relacje bohaterów, dowiadujemy się nieco więcej o światopoglądzie niektórych postaci, inne odkrywają przed nami głęboko skrywane pragnienia. Mimo że dynamizmu i efekciarstwa jest tutaj jak na lekarstwo, da się zaobserwować intensywne emocje, którymi przepełnione są poszczególne spotkania i rozmowy. Najmocniej jest oczywiście u Waterfoldów. Wracający do zdrowia Komendant ponownie wprowadza rządy męskiej ręki w swoim domu. Pod jego nieobecność Serena i June nawiązały pewną relację. Nie ma tu mowy ani o przyjaźni, ani nawet o solidarności. Między paniami pojawiło się jednak zrozumienie i pewien rodzaj partnerstwa w niedoli. Wracający do domu Komendant zauważa to i bezwzględnie niszczy. Scena bicia żony jest oczywiście bardzo sugestywna, ale i bez tego widz jest w stanie odczuć, że w domu Waterfoldów zaszła istotna zmiana. Serena Joy po raz kolejny odgrywa pierwszoplanową rolę w Opowieści podręcznej. Wydaje się dużo ciekawszą postacią niż June. Twórcy wyraźnie chcą oprzeć opowieść na przemianach zachodzących w tej bohaterce. Doskonale to koresponduje z przesłaniem serialu. Hipokryzja decydentów Gileadu jest najbardziej widoczna w przypadku kobiet, które świadomie decydują się na uległość i pewien rodzaj niewoli. Serena, mimo że nosi głowę wysoko i używa podniosłych słów, w czterech ścianach rezydencji Komendanta nie różni się niczym od podręcznej. Wątek pani Waterfold związany jest z historią śmiertelnie chorego dziecka, które nagle zostaje uzdrowione. Serena i June ponownie łączą siły, aby uratować niemowlaka. Na pierwszym planie pojawia się znów Janine, u której odżywają na nowo instynkty macierzyńskie. Wątek ten pod względem fabularnym i artystycznym jest nieco dyskusyjny. Mimo że nie da się kwestionować ciężkiego nastroju, który ta historia generuje, można odnieść wrażenie, że serial tym razem nieco traci na oryginalności. Praktycznie każdy segment w Opowieści podręcznej jest pewnym komentarzem do naszej rzeczywistości i sytuacji społecznej na świecie. Wątek dziecka w dość prosty sposób pokazuje mechanizmy, które już poznaliśmy. Wykształcona lekarka, pełniąca w Gileadzie rolę służącej, nie jest dopuszczona do dziecka. Dopiero po interwencji Sereny udaje się coś wskórać.  Ostatnia scena natomiast to pochwała matczynej miłości i kolejny, dość tendencyjny komentarz. Dziecko „ożywa” na rękach swojej biologicznej matki. Dzięki takim scenom twórcy serialu mają pewność, że widz nie zgubi przesłania opowieści. Jest to trochę nachalne i momentami zbyt oczywiste. Być może wątek ten w kolejnych epizodach ulegnie ewolucji, ale na tym etapie, całość stanowi nieco banalną przypowiastkę. Oba motywy utwierdzają nas w tym, co już wiemy. Kobiety w Gileadzie mają ciężko na każdym polu i tylko powrót do korzeni może tę sytuację zmienić. Jest to oczywiście chwalebna koncepcja, jednak czasem warto używać trochę bardziej wysublimowanych metafor.Cierpi na tym również fabuła, ponieważ twórcy, skupiając się na idei, zapominają odpowiednio ubarwić historię. Klimat oczywiście wciąż jest gęsty i działa na korzyść serialu, ale do pełni szczęścia brakuje tu jednak scenariuszowego upgrade’u. Opowieść podręcznej toczy się bardzo powoli, stawiając na atmosferę i intensyfikowanie relacji pomiędzy bohaterami. Miłośnicy formatu już dawno przyzwyczaili się do tej formuły i traktują ją jako niewątpliwą zaletę. O ile w przypadku wątku Sereny Joy działa to idealnie, to w historii chorego dziecka widać pewien deficyt na poziomie scenariusza. W takich odcinkach jak ten przydałby się lepszy balans, choć dzięki odpowiedniemu klimatowi nie ma mowy o błędzie w sztuce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj