Drugi sezon Opowieści podręcznej zakończył się w sposób, który nie wszystkich usatysfakcjonował. Bohaterka podjęła bardzo kontrowersyjną decyzję. Cliffhanger pozostawiał wiele do życzenia, a dalsza droga fabularna była jedną wielką niewiadomą. Sprawdźmy, w którą stronę podąża produkcja w trzeciej serii.
Jak pamiętamy z finałowego odcinka drugiej odsłony, June zdecydowała się oddać swoje dziecko Emily, a sama ruszyła do walki o znajdującą się gdzieś w Gileadzie córkę Hannę. Będąc na granicy z Kanadą, bohaterka zrobiła zwrot o 180 stopni i ponownie skoczyła w paszczę lwa. Wielu fanów miało za złe twórcom takie rozwiązanie fabularne. Według niektórych było ono, delikatnie mówiąc, pozbawione logiki. Inni natomiast zwracali uwagę na więź June z Hanną. Matka nie mogła przecież zostawić córki w świecie, który determinował jej przyszłość.
W nowym sezonie opowieść idzie właśnie tą drogą. Już w pierwszym odcinku June spotyka Hannę i konfrontuje się z jej nowymi rodzicami zastępczymi. Twórcy poświęcają wiele czasu, żeby uargumentować działania June. Dzięki temu, że wątek jest już na początku tak obszernie eksploatowany, jej decyzja przestaje być niezrozumiała. Opowieść podręcznej potrafi budować emocjonalne historie, a początek trzeciego sezonu nie jest pod tym względem wyjątkiem. Można więc rzec, że pierwszy epizod jest w stanie rozwiać wątpliwości malkontentów i odpowiednio wytłumaczyć decyzję June. Schody zaczynają się później.
Twórcy Opowieści podręcznej bardzo nie lubią, gdy w ich serialu tempo akcji przekracza dopuszczalne normy dramatu obyczajowego. Znamy to z poprzednich sezonów – gdy tylko zaczyna robić się dynamicznie, w przeciągu jednego odcinka sytuacja powraca do nieśpiesznego status quo. Po dramatycznych wydarzeniach z finału drugiego sezonu ciężko było sobie wyobrazić, że serial wróci do płaszczyzny fabularnej wypracowanej w pierwszym sezonie. A jednak udało się! Już w drugim epizodzie June znów jest podręczną, a akcja ponownie niemiłosiernie zwalnia. Jeśli lubicie te wszystkie długie ujęcia, najazdy kamery na twarz głównej bohaterki, niewnoszące nic do akcji powolne sekwencje i niezliczone momenty budujące atmosferę, to się nie zawiedziecie. Jeśli jednak nie przepadacie za tego typu konwencją albo pod koniec drugiego sezonu zaczynała was już irytować, mamy złą wiadomość. Trzecia seria przepełniona jest podobnymi motywami, a akcja ponownie wraca do punktu wyjścia.
No może nie do końca, bo na pierwszym planie pojawia się nowy, niezwykle ważny bohater. Poznaliśmy go już wcześniej, lecz dopiero teraz nabiera on niebagatelnego znaczenia. Joseph Lawrance z każdym kolejnym odcinkiem odgrywa większą rolę. Twórcy jednak umiejętnie zarządzają jego postacią. Nie odkrywają wszystkich kart, zmyślnie grają tajemnicami. Joseph na tę chwilę jest bez wątpienia najciekawszą postacią serialu i dobrze, że twórcy zdecydowali się go umieścić na pierwszym planie. Warto też dodać, że Bradley Whitford portretujący Lawrance’a jest znakomity w swojej roli. Pamiętamy go ze słynnego Uciekaj!. Teraz znów jest enigmatyczny i charyzmatyczny. Co najważniejsze jednak bohater ten ma gigantyczny potencjał fabularny, czego nie można powiedzieć o innych postaciach.
Niestety, June nie rozwija się właściwie. Jej postać znajduje się co prawda w nieco innym miejscu niż na początku serialu, ale przemiana bohaterki pokazana jest w niezadowalający sposób. Po wszystkim, co przeżyła, zyskała niezwykłą siłę wewnętrzną. Jest bardziej pewna siebie, waleczna i zdeterminowana. Twórcy podkreślają te cechy przy każdej okazji. Robią to jednak dość powierzchownie. Głowa podniesiona do góry, pewny krok, zacięty wyraz twarzy. Szkoda, że nie jest nam dane zanurzyć się głębiej w tę postać. Tym razem nie ma retrospekcji, które naświetliłyby nam kontekst psychologiczny jej działań. Brak dwuznaczności i niedopowiedzeń zmuszających widzów do myślenia. W pewnych momentach Opowieść podręcznej dość łopatologicznie wykłada nam nowy stan ducha June. Rozumiemy, że z ofiary staje się bohaterką, ale przemiana jest tutaj mało subtelna i niewystarczająco nakreślona. Coś jak Daenerys z Gry o tron, która w przeciągu kilku odcinków ze zbawicielki staje się szaloną królową.
Jak wygląda sytuacja z innymi postaciami? Jak na razie Nick praktycznie nie istnieje. Emily odgrywa drugoplanową rolę, podobnie jak Moira, Luke i komendant Waterfold. Za to bardzo ładnie rozwija się Serena. To właśnie ona obok Josepha najbardziej urzeka w pierwszych epizodach trzeciej serii. W tym przypadku postać prowadzona jest właściwie. Twórcy skupiają się na jej psychologii, konfrontują z postaciami, przy których się uzewnętrznia. Serena charakterologicznie zrobiła olbrzymi krok do przodu. Jej historia jest również dużo bardziej interesująca od tego, co serial ma do zaoferowania w przypadku June.
Największym problemem Opowieści podręcznej jest jednak słabość fabularna. Klimat, postacie, oprawa audiowizualna – to wszystko jest oczywiście ważne. Co jednak gdy nie działa sama opowieść? Gdy historia praktycznie stoi w miejscu, jest nieangażująca i po prostu nudna? Niestety fabuła w Opowieści podręcznej wciąż pozostawia wiele do życzenia. Nikt nie oczekuje od tego serialu permanentnej akcji, nagłych zwrotów wydarzeń i ciągłych cliffhangerów, ale bez ciekawej historii serial nie będzie w stanie przykuć nas do telewizora. Dające do myślenia przesłanie, artystyczny kunszt, audiowizualna maestria zachwycały w pierwszym sezonie, wzbudzały zainteresowanie w drugim, a teraz są już po prostu niewystarczające. W pierwszych epizodach trzeciej serii nie ma nic, co mogłoby wprowadzić serial na nową drogę.
Serial rozpisany na wiele sezonów musi ciągle ewoluować, zmieniać się, wytyczać nowe kierunki, rozwijać postacie. W trzecim sezonie Opowieści podręcznej ponownie widzimy zakapturzonych wisielców i podręczne robiące zakupy w miejscowym supermarkecie w towarzystwie uzbrojonych osiłków. Mimo że twórcy doprawiają historię nieco większą dawką polityki i nową charakterystyczną postacią, nie da się uniknąć wrażenia odtwórczości. Niestety,nie jest to dobry prognostyk dla tej produkcji.