Po seansie dziewiątego epizodu trzeciej serii nie ma już wątpliwości – twórcy wyprztykali się z pomysłów i w tym momencie jadą jedynie na oparach. Próbują nas kokietować intelektualnym przesłaniem, starają się zainteresować zaangażowanym tematem. Niestety, najnowsza odsłona odziera produkcję ze złudzeń. Wszystko to istnieje jedynie w formie haseł, które nie uzyskują żadnego interesującego rozwinięcia. Warstwa fabularna tego serialu stała się wydmuszką pozbawioną jakiejkolwiek wartości. Jak długo można bazować na tematyce niesprawiedliwości społecznej? Ile odcinków trzeba poświęcić problematyce uwikłania, bez konstruktywnego rozwijania poszczególnych wątków? Według twórców Opowieści podręcznej nieskończenie długo, czego doskonałym przykładem jest omawiana odsłona. W najnowszym epizodzie June klęczy w sali szpitalnej, gdzie będąca w śpiączce Matta pełni rolę inkubatora dla swojego nienarodzonego dziecka. Akcja odcinka (jeśli można ją nazwać „akcją”) toczy się w szpitalnym pokoju. Zostajemy więc przez większość czasu ekranowego sam na sam z June, jej przerysowaną mimiką oraz głosem z offu, który na zmianę przeklina i nuci popowe piosenki z lat osiemdziesiątych. Pozostawieni w tej niekomfortowej sytuacji zaczynamy cierpieć, podobnie jak główna bohaterka. Boli nas głowa z powodu licznych nielogiczności. Monotonia i brak emocji powodują senność, a przerysowana mimika głównej bohaterki rozdrażnienie. June w pewnym momencie pokazuje nam swoje rany na kolanach, powstałe w wyniku ciągłego klęczenia. Również widzowie odczują podobne dolegliwości, po niekończących się modłach o rychły finał epizodu. Aż dziw bierze, ile głupotek fabularnych pojawia się w tak nieskomplikowanej fabule. Przykładowo – June samotnie czuwa przy nieprzytomnej Matcie. Kobieta w śpiączce jest teraz czymś na kształt dobra narodowego, więc wszyscy na nią chuchają i dmuchają. Co robi June pod przykrywką nocy, przy pierwszej lepszej okazji? Stara się odłączyć aparaturę utrzymującą brzemienną podręczną przy życiu. Kto przy zdrowych zmysłach pozwoliłby przebywać tak niestabilnej osobie jak June, samotnie, w jednej sali z Mattą? Zwłaszcza że nie jest tajemnicą, iż to właśnie Josepha przyczyniła się do obecnej sytuacji. Zupełnym kuriozum jest natomiast finał odcinka. Złość, gniew, frustracja i nieprzewidywalność, które napędzały June przez ostatnie epizody nagle niknął i postać powraca do punktu wyjścia. Biedna, poczciwa cierpiętniczka, która „jeszcze im pokaże”! Jak to uczyni? Ano, chce uratować wszystkie małe dziewczynki, których przyszłość w Gileadzie jest z góry zdefiniowana. Rodzi nam się więc superbohaterka, a wszystko to dzięki rozmowie z dobroduszną Janine, naszą wspaniałą kosmiczną piratką. Jednooka podręczna pogodziła się ze swoim losem, stała się uległa i w pewien sposób szczęśliwa. Jej dziecięcy sposób myślenia otrzeźwił pogrążoną w zapalczywości June i pozwolił spojrzeć jej trzeźwym okiem na obecną sytuację. Bohaterka bierze więc w ramiona umierającą Mattę  i trzymając ją w siostrzanym uścisku, mówi, że „wszystko będzie dobrze”. W świetle wcześniejszych wydarzeń, wydaje się to jeszcze bardziej przerysowane, niż jest w rzeczywistości. Kilka chwil temu, June pragnęła spalić wszystko na swojej drodze. Teraz chce budować lepszą przyszłość. Czyżby twórcy zgubili gdzieś kilka godzin rozwinięcia postaci? Nie, im wystarczy popowy utwór pod tytułem Heaven place on earth, żeby zobrazować przemianę bohaterki. Na samym początku epizodu brzmi on ironicznie. Pod koniec piosenka w ustach June pełni rolę hymnu nadziei. Czy jednak widzom wystarczy takie uproszczenie? Tego typu epizody spowalniają akcję do granic możliwości. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby niosły ze sobą jakość artystyczną. Niestety, mimo szczerych chęci niezwykle trudno odnaleźć tutaj coś wartościowego. Mieliśmy już w trzeciej serii odcinek, którego mogłoby nie być. Powyższy, jest epizodem, którego nie powinno być. Opowieść podręcznej znajduje się niezwykle blisko kiczowatej parodii samej siebie. Niestety, nie jest to groteska zamierzona i samoświadoma. Wygląda to tak, jakby twórcy oprócz słusznych haseł o niesprawiedliwości społecznej, nie mieli nic więcej do przekazania. Są jak demonstranci z gigantycznymi tablicami, zawierającymi zapadające w pamięć i sugestywne slogany. Gdy jednak podejdziemy do takiego delikwenta, żeby poprosić o rozwinięcie, trafiamy w pustkę. Miejmy nadzieję, że Opowieść podręcznej nie doprowadzi nas finalnie do czarnej… dziury.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj