Po niewątpliwym sukcesie osiągniętym przez dwie ostatnie części "Raymana" kolejne studio sięga po platformówkową formułę. "Ori and the Blind Forest" wpisuje się w nurt bajkowych platformerów, które cieszą oko i wymagają sprawnych rąk, a choć podobieństwa do gier spod znaku Ubisoftowego stworka widać na pierwszy rzut oka, to szybko okazują się one być powierzchowne i mylące. "Ori and the Blind Forest" jest doskonale wykonaną produkcją, posiadającą własną, niepowtarzalną tożsamość i wspaniałą fabułę, oraz – co najważniejsze – wciągającym i dostarczającym mnóstwa zabawy tytułem. Fabuła "Ori and the Blind Forest" spełnia wszystkie wymogi dla typowej baśni. Otóż w kolorowym, magicznym lesie żyły sobie spokojnie różne stworzonka. Idylla trwała do chwili, gdy zła sowa Kuro ukradła światło pradawnego drzewa, skazując puszczę i jej mieszkańców na powolny rozkład i śmierć. Tytułowy Ori jest ostatnim z duszków, które opiekowały się świętym drzewem, i zarazem ostatnią nadzieją lasu. Historia nie należy do gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Dotyka tematu śmierci, utraty i poświęcenia, a panująca atmosfera jest raczej smutna. Posępne wrażenie potęguje wykonanie gry. Obumarłe rośliny, wszechobecna choroba i zepsucie czy ponure bagniska robią dość depresyjne i przygnębiające wrażenie. Pomimo smutku bijącego z każdego zakamarka Ori cechuje wyjątkowy urok. Oprawa graficzna stoi na najwyższym poziomie. Nie można przejść obojętnie obok ręcznie malowanych teł oraz prześlicznie zanimowanych i zaprojektowanych postaci, które pojawiają się na ekranie. Na niemal każdym kroku widać pieczołowitość, z jaką przygotowano warstwę wizualną. Wysiłek się opłacił – "Ori and the Blind Forest" jest jedną z najładniejszych produkcji na Xboxa. Choć wiele osób zauważy, że już w dwóch ostatnich częściach wspomnianego "Raymana" tła wykonano w podobny sposób, to nijak nie przeszkadza to zachwycać się wykonaniem "Oriego". Piękne obrazki są tutaj na porządku dziennym.

[video-browser playlist="672930" suggest=""]

W nowej grze studia Moon jest i czego posłuchać. Kameralna, delikatna, ale też smutna muzyka towarzyszy zmaganiom Oriego, stanowiąc idealne tło dla oślepionego lasu. Dźwięki wydobywające się z głośników, choć może nieco monotonne, nie powodują znużenia. Melodie miło rozpływają się w uszach, bardziej kojąc rozkołatane nerwy niż zapewniając przypływ adrenaliny. "Ori" bowiem potrafi podnieść ciśnienie, na szczęście w pozytywnym sensie. Produkcja Moon Studios nie należy do najłatwiejszych. Niektóre z zadań wymagają nie tylko sprawnych palców, ale i pomyślunku, zaplanowania oraz wykorzystania odpowiednich umiejętności Oriego, które duszek nabywa podczas rozgrywki. Momenty, w których po źle wykonanym manewrze czy źle obliczonym skoku należy powtarzać dany segment od początku, nie należą do rzadkości. Pomimo tego, że poziom trudności jest wysoki, został on idealnie zbalansowany. Po początkowej irytacji każdym kolejnym niepowodzeniem "Ori" nie odpycha, nie powoduje chęci ciskania padem o ścianę w złości. Dzieje się tu rzecz tak samo dziwna, jak i wspaniała, gdyż zamiast gotującej się nerwicy wytwarza się chęć podjęcia kolejnej próby... i kolejnej... i kolejnej. Dodatkowym utrudnieniem jest dość sprytnie przemyślany system savepointów. W całej grze natrafiamy naturalnie na kilka punktów, w których możemy zapisać grę, jest ich natomiast stosunkowo niewiele. Przy dużej liczbie trudniejszych momentów takich miejsc jest za mało, zatem twórcy umożliwili generowanie własnych savepointów. Utworzenie takiego udogodnienia wiąże się z pobraniem odpowiedniej ilości zebranej podczas podróży energii, zatem należy korzystać z tego rozwiązania z rozwagą, szczególnie na początku zabawy. Gromadzoną energię zużywamy bowiem również na otwieranie przejść czy też do wyprowadzania potężniejszych ataków. Pod względem mechaniki "Ori and the Blind Forest" bliżej jest do innej indyczej produkcji, mianowicie do "Dust an Elysian Tale". Tak jak i tam naszemu bohaterowi towarzyszy istota, która odpowiada za ataki (Ori podróżuje w towarzystwie małego duszka plującego we wrogów pociskami). Wyprawa Oriego również odbywa się na zamkniętej, pełnej sekretnych przejść i komnat mapie. Bohater podczas podróży rozwija swoje umiejętności zapewniające mu osiągnięcie niedostępnych wcześniej miejsc, nowe sposoby ataku i ich siłę, a także wzmacniające zdrowie i energię. Fakt, że poruszamy się w zamkniętym środowisku, i złożona konstrukcja mapy w połączeniu ze zdobywanymi z czasem umiejętnościami powodują konieczność backtrackingu, szczególnie jeśli chce się pozbierać wszystkie ulepszacze złośliwie rozsiane w trudno dostępnych miejscach. To niekoniecznie dobra wiadomość dla wszystkich, ale cóż – jak już wspominałem, "Ori" to nie "Rayman" z zamkniętymi, krótkimi levelami. Na szczęście ponowne przechodzenie zwiedzonych już komór nie nudzi, a osiągnięcie wcześniej niedostępnych półek czy ukrytych pomieszczeń daje sporo satysfakcji.

[video-browser playlist="672931" suggest=""]

Rozwój postaci jest naprawdę istotny, gdyż Ori, będąc małym stworzonkiem, nie ma większych szans podczas bliskich spotkań z nawet najsłabszymi wrogami. Wystarczy już kilku, by nasz duszek szybko żegnał się z życiem. Trasy, po których porusza się malec, są skonstruowane tak, by najmniejszy błąd powodował utratę cennych punktów zdrowia, dlatego perki zwiększające siłę ataku, wytrzymałość, obniżające koszty rzucania savepointów, a nawet rozwijające posiadane zdolności robią dużą różnicę w rozgrywce. W związku z tym poszukiwanie wszelkich rozszerzeń i ulepszeń nie powinno leżeć w kręgu zainteresowań wyłącznie notorycznych zbieraczy znajdziek. Każda zebrana pierdółka zwiększa szanse na przeżycie i bezpieczne dotarcie do końca gry. Jedynym elementem, który tak naprawdę potrafi napsuć krwi, jest zbyt szybki respawn przeciwników. Czasami wystarczy przejść kawałek ekranu i cofnąć się, by stoczyć tę samą co przed chwilą walkę. W uzasadnionych przypadkach (leśne pokraki są również wykorzystywane jako środek transportu) jest to zrozumiałe, ale wydaje się, że poza tymi przypadkami czas respawnu można by nieco wydłużyć. Choć nie jest to mocno irytujące samo w sobie, to w połączeniu z odległym miejscem zapisania stanu gry potrafi podnieść ciśnienie. "Ori and the Blind Forest" już od pierwszego trailera zapowiadał się na prześliczną grę - i oczekiwań nie zawiódł. Wątpliwości pozostały po stronie rozgrywki: czy piękny strój nie przysłoni błędów, mankamentów i niedociągnięć? "Ori" nie zawodzi również i w tej materii. Jest grą wymagającą i momentami trudną, ale doskonale zbalansowaną, przez co oferuje ogromną ilość zabawy i satysfakcji. Na pierwszy rzut oka podobieństwa "Oriego" do ostatnich części "Raymana" są uderzające, szybko jednak ten pierwszy pokazuje zupełnie inną twarz. Im głębiej (dosłownie) w las, tym robi się coraz bardziej wciągająco, intrygująco i wyjątkowo. Produkcja Moon Studios udowadnia, że nie potrzeba efekciarskich zagrywek, celebryckich osobistości czy też napompowanego marketingu, by stworzyć coś wspaniałego i unikalnego. "Ori and the Blind Forest" w cenie 70 PLN oferuje około 10 godzin zabawy. Czystej, nieskrępowanej, wspaniałej zabawy, jaką coraz trudniej znaleźć w tytułach za kilkaset złotych. PLUSY: + oprawa graficzna, + muzyka, + dobrze zbalansowany, wysoki poziom trudności, + ciekawa fabuła, + niesamowity urok i czar, + olbrzymia satysfakcja po ukończeniu trudniejszych segmentów.  MINUSY:  - zbyt szybki respawn wrogów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj