Orville często był porównywany do Star Treka i na tle obecnych na ekranach seriali z tego uniwersum jest chwalony przez fanów ST za to, że jest on wierniejszym temu, czym Star Trek być powinien. Po dość nierównej premierze 3. sezonu nowy odcinek znów idzie bardziej w tę lepszą stronę. Nie jest to też nic dziwnego, bo Seth MacFarlane jako fan dobrze czuje tę konwencję, a za scenariusz odpowiada weteran Star Treka, Brannon Braga. Do tego czuć doświadczenie reżysera Jona Cassara za kamerą. To wszystko przekłada się na jakość odcinka, który choć porusza się w czymś znajomym, nie raz zaskakuje, oferując świeżość pomysłów i nietuzinkowe rozwiązania. Tym właśnie aspektem Orville różni się choćby od Star Trek: Strange New Worlds, który jedynie odtwarza schematy, nie dając zbyt wiele nowego.  Czuć, że MacFarlane jako twórca ma w 3. sezonie plan, który starannie realizuje, budując wątki mające znaczenie w przyszłości. W końcu mamy cały czas wojnę z Kaylonami, która najpewniej będzie kluczowa w najważniejszych momentach sezonu, a do tego ten odcinek buduje kolejny duży wątek na przyszłość. To pokazuje, że historie, które oglądamy, docelowo nie wydają się jedynie zamkniętymi opowieściami w ramach jednego odcinka. Tutaj czuć potencjał oraz perspektywy na przyszłość, za co należy wyraźnie twórców pochwalić. MacFarlane i jego ekipa korzystają z dostępnych narzędzi nie tylko do tworzenia dobrej rozrywki, ale też do budowy większego potencjału, który pewnie dostarczy wrażeń za kilka odcinków.
fot. Hulu
Nie pamiętam, kiedy ostatnio Star Trek zbudował we mnie emocje i ciekawość obcowania z odkrywaniem czegoś nieznanego. To właśnie robi ten odcinek, gdy Orville wyrusza w nieznane rejony galaktyki, w której mają czaić się demony. W jakimś stopniu obserwujemy tutaj znane nam schematy gatunkowe, ale w odróżnieniu od twórców Strange New Worlds, tutaj są one połączone z kreatywnością i nowymi pomysłami, dającymi wrażenie pokładów świeżości, niepewności i niespodzianki. Odkrywanie tajemniczej stacji kosmicznej czy pojawienie się na horyzoncie wrogiego statku pokazuje, że jest tu coś, co fabularnie może być większym zagrożeniem niż Kayloni. Jednak biorąc pod uwagę działania tych istot, ich inteligencję ukrytą pod warstwą zwierzęcości, nie zdziwiłbym się, gdyby twórca nie skrywał w rękawie kilku asów, które tutaj mogą zapewnić o niespodziankach. Cały odcinek odkrywania tajemnicy angażuje i buduje pozytywne wrażenie.  W jakimś stopniu, gdy admirał zmienia się w nowego kosmitę, Orville trochę bawi się schematem z Obcego. W tym przypadku jednak jakoś się to sprawdza, choć to przecież klisza oklepana i oczywista, jak to tylko możliwe. Buduje jednak w sposób umiejętny uczucie grozy i zagrożenia. Choć nikt z głównej obsady nie został nawet ranny w tym odcinku, czuć zawieszenie niewiary i emocje związane z niebezpieczeństwem. W jakimś stopniu towarzyszy uczucie, że MacFarlane może zaskoczyć i choć tym razem tego nie robi, zdziwiłbym się, gdyby w tym sezonie sobie na to nie pozwolił. Zagadką 3. sezonu Orville jest zmiana konwencji, która jednak zawsze miała więcej równowagi pomiędzy „startrekowatością”, a specyficznym humorem Setha MacFarlane'a. Tego praktycznie w 3. sezonie nie ma, bo z jakichś przyczyn został ograniczone do absolutnego minimum. Ustąpiło pola powadze i opowiadaniu tego na serio, co w przypadku tej grupy bohaterów buduje niedosyt. Oczywiście zaprezentowane do tej pory wydarzenia nie wydają się mieć pola do śmiechu, ale można odczuć brak czegoś, co było fundamentem tego serialu.  Patrząc na przekrój 2. odcinka Orville, trudno bardzo narzekać, bo jednak w obranej konwencji jest to rzecz angażująca, interesująca i wywołująca emocje. To, co jednak tutaj nie do końca zagrało, to kwestia relacji doktor z admirałem, która wydawała się sztuczna, pozbawiona pazura i emocjonalnego ładunku, który w kontekście dalszych wydarzeń nadałby głębszego wyrazu opowiadanej historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj