Akcja filmu Ostatni Komers rozgrywa się w ostatnim roku funkcjonowania w Polsce gimnazjów – miejsc uważanych za źródło wszelkiego zła i występku czy „wylęgarnię patologii”. Można się z tą opinią zgadzać lub nie, a szkoła szkole nie równa, z pewnością jednak każdy, kto do gimnazjum uczęszczał, przyzna, że było to miejsce specyficzne, w którym mieszały się osoby o odmiennych ambicjach, wartościach, zdolnościach czy możliwościach. W jednej klasie spotkało się prymusów, osoby niezainteresowane nauką czy powtarzających rok dresiarzy. Film Dawida Nickela skupia się jednak na szczególnym wycinku w grupie gimnazjalistów – nastolatkach z blokowiska. Na młodych ludziach, których rodzice nie należą do „polskiej klasy średniej”, którzy już na tym etapie są na bakier z prawem i z których większość nie ma przed sobą świetlanej przyszłości. Choć jednak bohaterowie filmu Ostatni Komers większość czasu spędzają w szarej rzeczywistości bloków z wielkiej płyty - piwnicach, garażach czy na klatkach schodowych, to ich uczucia czy emocje nie są w żadnym razie wyblakłe czy przytłumione. Fabuła nagrodzonego na festiwalu w Gdyni filmu skupia się na nastoletnich bohaterach – Tomku, Kubie, Oliwii, Chomiku i Monice, którzy, jak podpowiada angielski tytuł, Tasting love, poznają smak pierwszych miłości. Smak tak słodki, jak i gorzki. Postaci doświadczają, czym jest zakochanie, pożądanie, jak bolą rozczarowania, niespełnione nadzieje, czym jest strach przed odrzuceniem i ból nieodwzajemnionej miłości. Choć fabuła filmu jest dość luźna, impresyjna – jak nazywa ją reżyser, to absolutnie nie sprawia wrażenia chaotycznej. Pomimo oryginalnego sposobu opowiadania, a może właśnie dzięki niemu, produkcja wciąga, a świat nastolatków z blokowiska i ich miłosnych doświadczeń jawi się jako niezwykle interesujący.  Wspomniana impresyjność fabuły została świetnie ukazana w zdjęciach autorstwa Michała Pukowca, a w samym scenariuszu pojawiły się nawet pewne zaskoczenia czy zabawne momenty. Relacje pomiędzy bohaterami są interesujące, ich pożądanie fascynuje (jak w przypadku wątku Kuby i Savage, jego dojrzalszej sąsiadki, budzącym skojarzenia z Krótkim filmem o miłości), a sugestie homoerotyczne urzekają swą subtelnością. Wydaje się, że o dojrzewaniu powiedziano już w kinie wiele i to na wiele różnych sposobów, ale Ostatni Komers na tym tle wypada świeżo. To dzieło oryginalne, będące szczerą wypowiedzią artystyczną, w której czuć prawdę, a nie żadną próbę podglądania czy kopiowania innych produkcji o dorastaniu. To film osadzony w Polsce, w polskich realiach. Dostajemy obraz życia dzieciaków z polskiego blokowiska, z ich problemami i z ich rozbitymi rodzinami. I choć świetnie da się czuć duchotę ciasnych bloków, pewnego rodzaju zamknięcie czy nawet brak perspektyw, to jednak wszystko, co przeżywają bohaterowie, na tym właśnie tle wydaje się jeszcze prawdziwsze, a ich nastoletnie uczucia i emocje silniejsze. Z samej produkcji bije szczerość, jakiś rodzaj autentyczności. To coś niepodrabialnego, co czuć podczas seansu. Ostatni Komers został bez wątpienia zrobiony z sercem. To nie jest film wykalkulowany, a jednak spójny i równy. Dzięki mniejszemu budżetowi Dawid Nickel miał niemalże pełną artystyczną wolność, nie musiał iść na żadne kompromisy, a dla samego filmu miało to wpływ zbawienny – zapewne dzięki temu dziś możemy mówić o artystycznym sukcesie. W przypadku seansu tej produkcji nie ma najmniejszego problemu, by uwierzyć w to, co widzimy na ekranie. Ostatni komers zapewnia spotkanie z bohaterami, których losy nas obchodzą. A obchodzą nas dlatego, że obchodzą samego reżysera. Opowiada on bowiem o swoich postaciach z czułością, która się udziela. Za sprawą tej produkcji Dawid Nickel zaprezentował swoją interesującą wrażliwość, wyczucie filmowego medium oraz umiejętność odpowiedniego prowadzenia aktorów. Patrząc na ekran, nie widzimy aktorów wcielających się w swoje role, a same postaci. Dużym sukcesem jest to, że chociaż młodych bohaterów portretują dwudziestokilkulatkowie, nie ma problemu, by w postaciach widzieć nastolatków. Reżyser podjął trafione decyzje castingowe. Michał Sitnicki jako Kuba wypadł bardzo dobrze, podobnie Nel Kaczmarek jako Oliwia czy wyróżniona w Gdyni Sandra Drzymalska jako Monika. Mikołaj Matczak za rolę szukającego swej orientacji Tomka słusznie otrzymał zaś Nagrodę Jury za rolę gender na Festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie. Wszyscy odtwórcy ról wypadli autentycznie i mają duży udział w sukcesie filmu.
fot. materiały prasowe
Ostatni Komers jest ciekawy jeszcze z innego powodu. Czas akcji filmu jest dokładnie określony – bohaterowie czekają na tytułowy ostatni komers, czyli imprezę kończącą szkołę. Jest więc to ostatni rok funkcjonowania gimnazjów, a więc czasy całkiem współczesne. Oglądając film, można odnieść jednak wrażenie, że fabuła mogłaby równie dobrze rozgrywać się kilkanaście lat temu. Wpływa na to chociażby sposób filmowania, format filmu, warstwa formalna, muzyczne hity czy ubrania bohaterów. Można oczywiście doszukiwać się w tym pewnej uniwersalność okresu dojrzewania, ale można też spojrzeć na film w nieco inny sposób – jako na produkcję stanowiącą summę wszystkich lat działalności gimnazjów. I choć jest to film fabularny, fikcja ukazująca jedynie pewien wycinek z bogatego wachlarza osobowości uczęszczających do wspomnianych szkół, to w Ostatnim Komersie udało się uchwycić pewien klimat, esencję tego rodzaju placówek. Z tego też wynika towarzyszące seansowi uczucie nostalgii, może nawet tęsknoty za pełnym dziwności latami gimnazjum. Dość ironicznie wybrzmiewa więc obserwowalny w filmie napis ze szkolnego przedstawienia, przekonujący, że „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”. Bo nie dość, że Ostatni Komers przenosi nas w przeszłość, portretując sytuację schyłku, czasy DO ostatniego komersu, to przecież dodatkowo, kiedy jest się nastolatkiem, liczy się tylko teraźniejszość – tu i teraz. Słowo „ostatni” w tytułach filmów zawsze intryguje, jest pewną obietnicą. W przypadku Ostatniego Komersu obietnica ta została spełniona – seans zapewnił uczucie nostalgii, portretując to, co odeszło do historii – tak na płaszczyźnie szkolnictwa, jak i płaszczyźnie osobistej bohaterów. I choć doskonale wiemy, że nic w życiu nie smakuje tak, jak za pierwszym razem, to produkcja Nickela jest wartym naszego czasu przypomnieniem – szczerym i udanym artystycznie.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj