Jestem absolutnie zbudowany Waszą postawą. Ostatni taniec, dokumentalna perełka od stacji ESPN, przetacza się z niesłychaną mocą nie tylko przez platformę Netflix, ale i przez świadomość Czytelników naszego portalu. Dość powiedzieć, że recenzja pierwszych odsłon serii popularnością bije wśród Was na głowę opinie dotyczące wielu innych, często uznanych już tytułów. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po 3. i 4. odcinek, jakby nie do końca wierząc w to, że magia wspomnień i sentymentalna nuta zadziałają raz jeszcze. No cóż, zadziałały... Nie może być inaczej, skoro Michaelowi Jordanowi w sukurs przyszedł najpierw Dennis Rodman, później zaś Phil Jackson. Twórcy produkcji zupełnie niespodziewanie zaczęli też akcentować, że legenda Chicago Bulls lat 90. to nie tyle popisy Jego Powietrznej Wysokości i grupy pomagierów, a nieustanne hartowanie ducha zespołu - cały ten proces jest doprawdy fascynujący. Serial coraz częściej chce zabierać nas na swoiste fronty, przy czym walka tu to boje na śmierć i życie z siepaczami z Detroit Pistons oraz próba zapanowania nad własnymi ułomnościami, tymi cielesnymi i mentalnymi. Każdy z nas skrywa przecież w sobie "heyokę", w wykładni Jacksona "osobę chodzącą do tyłu". Jak sprawić, by ten twór stał się sprawnie działającym trybikiem w maszynie Byków, swoistym brakującym ogniwem? Wystarczy upór, konsekwencja, wsparcie od innych i... jakieś 88 godzin w Las Vegas. 
fot. Netflix/ESPN
+13 więcej
Największą zaletą ostatnich odsłon serii jest sposób, w jaki autorzy chcą podkreślać, że Bullsi to nie tylko Jordan. W tym celu sięgają po rozmaite metody: zapowiadanie powrotu Pippena, roszady trenerskie, odwołania do taktyki, porównanie Byków z lat 80. i 90. Kluczowym elementem układanki okazuje się Rodman, na pierwszy rzut oka wariat parkietu, a jednak w opinii MJ-a "jeden z najmądrzejszych koszykarzy", z którymi przyszło mu grać. Jest coś fascynującego w opowieści o Robaku, który jeszcze za dzieciaka został wyrzucony z domu, by później odkryć swoje sportowe modus operandi w nieustannych bijatykach i pozaboiskowych skandalach. Z Ostatniego tańca raz jeszcze dowiadujemy się, że to tylko fasada; gdy Rodman zaczyna pokazywać, jak ustawiać się do zbiórek przy akcjach poszczególnych zawodników, zdamy sobie sprawę, że mamy tu do czynienia z fachowcem najwyższej klasy. Kapitalnie prezentuje się zwłaszcza parkietowa sekwencja z meczu, w której Robak chwyta piłkę razem z Jordanem - nie chce mu jej oddać, Michael musi go o nią poprosić. Twórcy produkcji dwoją się i troją, by przedstawić Rodmana jako jedynego w swoim rodzaju, boiskowego żołnierza, który po upojnych nocach z cygarami i Madonną czy Carmen Electrą stawia się na trening, wydawałoby się, resztkami sił. Jakimś błogosławionym zrządzeniem losu udaje mu się jednak walczyć do krwi ostatniej - dla drużyny, dla miasta, dla młodego chłopca, który z fascynacją w oczach odbiera od niego parę nowych butów.  Ujarzmienie mentalnych demonów Rodmana to proces, w który była zaangażowana cała drużyna. Jordan sam chodził do jego hotelowych pokojów, by wyciągać go na trening, Jackson dzielił z nim zainteresowanie kulturą rdzennych Amerykanów. Drugi z nich staje się w istocie rzeczy głównym bohaterem 4. odcinka, który ma za zadanie pokazywać Byki z perspektywy trenerskiej i taktycznej. Krok po kroku, od pamiętnych meczów z Pistonsami na przełomie lat 80. i 90. po wprowadzanie boiskowej zasady "trójkąta", przyglądamy się, w jaki sposób Chicago Bulls ewoluowało w najlepszą drużynę wszech czasów. Właściwie każdy, najdrobniejszy nawet fragment tego cyklu zostaje podszyty ogromnym napięciem i ładunkiem emocjonalnym, jakby wydarzenia sprzed 30 lat wciąż owiane były aurą tajemnicy. Sztuczka twórców polega na tym, że nie pozwalają widzowi nawet na chwilę oddechu - sekwencje boiskowe mieszane są z nagraniami zza kulis i wywiadami z ostatnich lat; jeśli łezka zakręci się w oku Jordana czy Pippena, to tym łatwiej będzie odwołać się do emocji odbiorcy. Największe znaczenie ma tu jednak pieczołowicie pielęgnowana warstwa psychologiczna, rozłożona na dwóch fundamentach. Z jednej więc strony idzie o poszukiwanie swojej roli w grupie, z drugiej zaś o odnajdywanie się na osi prywatne-publiczne. Zwróćcie uwagę, że eksperymentujący z narkotykami hipis Jackson, okazujący jedynie gniew i frustrację Jordan czy szaleniec Rodman koniec końców pokazują nam w ostatnich odcinkach swoje drugie oblicze - to dobrotliwe, przyjacielskie, czasami nawet kruche. Jestem przekonany, że scenę z płaczącym MJ-em zapamiętacie na długie lata. 
fot. Netflix/ESPN
Ostatni taniec znów udowodnił, że jest jednym z najlepszych dokumentów sportowych wszech czasów; w kolejnych odsłonach serii widać, jak bardzo pomysłodawcom projektu zależy na stawianiu pytań o istotę międzyludzkiej rywalizacji. Dowodzi tego choćby boiskowa postawa Detroit Pistons, którzy pokonani zeszli z parkietu jeszcze przed końcowym gwizdkiem - nawet po latach tamta chwila rozpala w Jego Powietrznej Wysokości emocje. Architekci legendy Byków zdają się uczyć, że zwycięstwo i porażka to po prostu dwie perspektywy w ramach tej samej opowieści. Trzeba przyjąć jedną, by poznać smak drugiej i odwrotnie. W tym świecie rozwój fizyczny ma takie samo znaczenie, jak pielęgnacja nerwów ze stali. Ta konstatacja trafi nas ze zdwojoną mocą w finale 4. odcinka, gdy wydawałoby się nabierający wiatru w żagle Bullsi zostają spacyfikowani przez siłę uderzeniową Karla Malone'a, Johna Stocktona i innych wyjadaczy z Utah Jazz. Jordan, Pippen i spółka muszą przełknąć gorycz porażki - ta przecież wiele ich nauczyła. O sporcie, ale i o samych sobie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj