Aharon (Shai Avivi) samotnie opiekuje się autystycznym, od niedawna pełnoletnim synem o imieniu Uri (Noam Imber). Żona Ahrona zostawiła go, by zająć się resztą dzieci; czasem odwiedza Uriego, by spędzić z nim kilka chwil, obdarować drobnym prezentem. Z kolei ojciec poświęca mu właściwie sto procent siebie, cały swój czas. Zabiera syna na wycieczki, realizuje obowiązkowe punkty codziennej rutyny, pielęgnuje najmniej istotne rytuały, których zaniedbanie mogłoby wyprowadzić chłopaka z równowagi. Ich mały wszechświat to ciepła, bezpieczna bańka, pole ochronne; przewidujący ojciec drobiazgowo eliminuje lub łagodzi czynniki zewnętrzne, które mogłyby zaniepokoić Uriego. Gdy pewnego dnia Tamara (zadając ważne bądź co bądź pytanie już nie najmłodszemu Aharonowi: a co się stanie, gdy ciebie zabraknie?) podejmuje trudną decyzję o umieszczeniu syna w specjalnym ośrodku dla osób autystycznych i niepełnosprawnych, który pomógłby mu w usamodzielnieniu, ojciec wpada w panikę nie mniejszą niż przerażony Uri. Żaden z mężczyzn nie jest gotowy na rozstanie: w ostatniej chwili Aharon wyłącza telefon i wyrusza z synem w podróż, uciekając przed żoną, sądowym nakazem i wszystkimi, którzy spróbują ich rozdzielić. W Oto my Bergman rezygnuje z wtórnej, naznaczonej litością czy nadmiernym dramatyzmem narracji o osobach z autyzmem, a skupia się na nakreślonej świadomie i z imponującą wrażliwością relacji - niemal symbiotycznej, opartej na oddaniu, ale i wzajemnym uzależnieniu. To piękna, rozgrzewająca serca, krystalicznie czysta miłość, czasem niedojrzała, ale zawsze szczera: Aharon zna syna na pamięć, bezbłędnie wyczuwa jego potrzeby i nastroje, potrafi wskazać źródła niepokojów, robi wszystko, by zapewnić Uriemu spokój - czy to gotując mu ulubiony makaron w kształcie gwiazdek, czy komicznie stawiając kroki w taki sposób, by podczas wspólnej wędrówki nie nadepnąć na zbłąkanego ślimaka, czy też włączając chłopakowi filmy Charliego Chaplina (sceny z Brzdąca pojawiają się w filmie Bergmana nieprzypadkowo). Ta przepiękna więź ma też, rzecz jasna, ciemniejsze strony - Aharon zrezygnował nie tylko z kariery, ale i życia osobistego, podporządkowując się całkowicie opiekuńczemu trybowi codzienności. Uri w zaistniałych okolicznościach nie ma szans na jakąkolwiek niezależność; kierowana przepiękną miłością postawa ojca wyklucza naukę samodzielności - tę mogą chłopakowi wyłożyć jedynie specjaliści. Bergman nie sugeruje jednoznacznych wniosków, nie stawia znaków większości pomiędzy instytucjami i rodzicami, nic nie narzuca. Zamiast upierać się przy udzielaniu odpowiedzi na nasuwające się pytania, woli przyjrzeć się trudnościom radzenia sobie ze zmianami, które ukazuje w emocjonalnych, przekonujących i żywych szczegółach. Oto my okazało się więc niemałym zaskoczeniem: spostrzegawczą opowieścią o oddaniu, o lęku przed nieuchronnym rozstaniem, o dojrzewaniu (między innymi do koniecznych zmian), w końcu - a może raczej przede wszystkim - o bezgranicznej, bezinteresownej i ciepłej miłości. Avivi i Imber błyszczą; pod okiem Bergmana kreują niebywale wiarygodny obraz więzi - poruszająco czułej, momentami dziecięco niedojrzałej, ale nierozerwalnej, wyrastającej ponad cały ten świat, który wydaje się przecież nie mieć znaczenia, bo oto oni, „Złodzieje rowerów”, mają siebie - i to wystarczy. Bo to jest już wszystko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj