Tak jak podejrzewałem, twórcy Outcast dalej zagłębiają się w kwestię egzorcyzmów wielebnego Andersona. Dość długo już trwa ten wątek, ale dzięki temu sama postać zyskuje na wiarygodności. Jej wątpliwości i chęć dorównania Kyle'owi nie wzięły się z powietrza – obserwowaliśmy przecież cały rozwój sytuacji, etap po etapie. Kierunek, w jakim to wszystko poszło, był w dużej mierze oczywisty, lecz nie wpłynęło to negatywnie na odbiór serialu. Małym zaskoczeniem okazuje się reakcja tajemniczego mężczyzny (antagonisty) na współpracę Andersona z Barnesem. Zastanawiam się tylko, czy grożenie temu pierwszemu to rzeczywiście dobry pomysł. Spodziewam się raczej, że wielebny wykaże się teraz determinacją oraz oporem i tym chętniej będzie kontynuował walkę z demonami u boku głównego bohatera. Zaskoczył mnie także powrót oprawcy Megan, choć z innych powodów – nie wiem dlaczego, ale byłem przekonany, że mąż kobiety go zabił. W sumie jest to logiczne, iż nie posunął się do morderstwa, jednak pobicie nie daje żadnych pozytywnych efektów. Natomiast komplikuje sytuację bohaterki, która będzie musiała wybierać między spełnieniem żądań mężczyzny a obawą przed wtrąceniem małżonka do więzienia. Mark Holter nie potrafił zareagować inaczej, rozumiem to, lecz mógł przynajmniej zaplanować akcję, aby później uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji (jak potencjalnego oskarżenia). Nie jest powiedziane, że tego nie zrobił, ale wtedy chyba odwiedziłby swoją ofiarę po przebudzeniu w celu wybicia jej z głowy kiepskich pomysłów. Może z czasem się okaże, dlaczego postąpił inaczej. Dylemat Megan jest akurat ciekawy i pewnie doprowadzi do pełnych napięcia scen. No url Znajdujący pracę Kyle to następny – po wielebnym – wątek rozwijany w naturalny sposób. Mężczyzna chce naprawić swoje życie oraz wspomóc finansowo żonę i córkę, co jest konsekwencją spotkania z nimi w poprzednim odcinku. Odcinek ma więc wolne tempo, lecz mimo to ogląda się go przyjemnie. Można zawdzięczać to mrocznemu klimatowi oraz obecności zła, które wcale nie śpi i potrafi nieoczekiwanie wkroczyć do akcji. Najlepszym tego przykładem jest niespodziewany atak Mildred, z którą tym razem się pożegnaliśmy. Szkoda tylko, że ta dobrze strasząca i świetnie odegrana postać kończy w tak mało efektownym stylu. Obawiam się przez to, że nadmiar opętanych może poskutkować ich gorszą jakością. W samym From the Shadows It Watches pojawił się nowy człowiek kontrolowany przez demony i przywrócenie go do właściwego stanu nie było zbyt trudne. Chociaż muszę przyznać jedno – twórcy nieźle wykorzystali jego siłę fizyczną w starciu w kościele. Szósty odcinek nie jest przełomowy, ale ogląda się do całkiem dobrze. Nie miałby pewnie wpływu na końcową ocenę sezonu czy serialu, bo mamy w nim do czynienia z uspokojeniem akcji (wyraźnym nawet w tak stonowanej produkcji jak ta), co jest zupełnie zrozumiałe. Pozostaje czekać na kolejne odsłony, które powinny okazać się bardziej emocjonujące.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj