W poprzednim odcinku Outlander zaprezentował nam historię z pogranicza konwencji grozy. Teraz dostajemy dramat obyczajowy z romansem w tle. Niestety, tym razem historia nie wywołuje wielkich emocji.
Już kilka odcinków
Outlandera za nami, a serial wciąż trzyma się nieco proceduralnego charakteru opowieści. Nasi bohaterowie w trakcie swojej podróży przeżywają przygody, które rozpoczynają się i kończą w ramach jednej odsłony. Całość jest oczywiście częścią większej fabuły, jednak wydarzenia odcinka są raczej zamknięte. Tak było w zeszłym tygodniu, kiedy to poznaliśmy historię rodziny złączonej więzami nienawiści. Tak jest i tym razem – wraz z Claire Jamiem i Rogerem przybywamy do wioski, w której toczy się pewna miłosna draka. Bohaterowie, chcąc nie chcąc, angażują się w sytuację, wynikiem czego romantyczny węzeł zostaje szczęśliwe rozplątany.
Historia zakochanych nie jest zbyt finezyjna. Młodzi mają się ku sobie, jednak na drodze do szczęśliwego związku stoi ojciec dziewczyny, który głównie dla zysku chce wydać córkę za majętnego szlachcica. Ona nie chce o tym słyszeć i robi wszystko, żeby zniweczyć plan ojca. Wkrótce okazuje się, że jej wybranek serca ma już żonę. Powstaje wielki galimatias, w którego centrum znajdują się Jamie i Claire. Jak wiemy, para głównych bohaterów zrobi wszystko, żeby pomóc miłości. Fraserowie zakasują rękawy i ruszają do akcji. Wszystko się dobrze kończy, a w finale dostajemy kolejny morał mówiący o sile czystego uczucia. W odróżnieniu od poprzedniego odcinka nic tutaj nas raczej nie zaskoczy, choć oczywiście fani prostych romansów powinni być usatysfakcjonowani.
Przygoda odcinka nie jest więc tym razem zbyt interesująca. Nie oznacza to jednak, że w bieżącym epizodzie nie ma elementów wartych uwagi. Motyw przewodni sezonu, czyli bunt Regulatorów, wciąż jest interesujący, mimo że tym razem nawiązywała do niego jedynie rekrutacja przeprowadzana przez Rogera. Ciekawa natomiast jest osobliwa chemia pomiędzy Jamiem a jego zięciem. Roger nie nadaje się do wojaczki i przez to ma wielkie kompleksy względem swojego teścia. Fraser traktuje go protekcjonalnie, nieufnie i z pobłażaniem. Roger to odczuwa, stąd rodząca się pomiędzy panami rezerwa. Ich relacja jest doskonałym punktem wyjścia do czegoś głębszego. Czy Roger udowodni teściowi, że nie trzeba być samcem alfa, żeby zdobyć serce kobiety, którą się kocha? Czy Jamie pogodzi się z odejściem Brianny, mimo że dopiero ją poznał? W historii obu panów jest duży potencjał. Miejmy nadzieję, że twórcy dobrze go zagospodarują.
Sytuacja może się jeszcze bardziej zaognić, bo na horyzoncie wciąż majaczy złowrogi Bonnet. Postać ta wisi nad fabułą jak kasandryczne widmo. Jest niemal duchem, który nawiedza myśli i serce Brianny. W bieżącym odcinku bohaterka wciąż walczy z traumą z przeszłości. Widzi diabła praktycznie wszędzie, choć część z jej obaw okazuje się bezpodstawnych. Córka Claire i Jamiego jak na razie pozostaje w cieniu wszystkich wydarzeń. Pełni funkcję ofiary, która czeka na rychłe i niechybne przybycie drapieżnika. Można odnieść wrażenie, że z tej postaci dałoby się nieco więcej wycisnąć, zwłaszcza że Brianna w poprzednim sezonie jawiła się jako silna i niezależna kobieta. Teraz jej atrybuty zanikły, a w ich miejsce pojawiła się bierność i strachliwość. Zdecydowanie nie jest jej do twarzy z tymi cechami, ale z drugiej strony przeżyła ona wiele złego i można zrozumieć takie, a nie inne zachowanie. Nie wiemy też, co twórcy szykują dla niej na dalszym etapie opowieści. Wciąż przecież jeszcze wiele przed nami.
A co słychać u dwójki naszych protagonistów? Jak wygląda sytuacja w związku Jamiego i Claire? Para nadal jest szaleńczo zakochana. Niczym zauroczeni nastolatkowie "jedzą sobie z dzióbków", co rusz wyznając wielką miłość. Tym razem bohaterowie stają także przed ważnym wyborem. Czy wzbogacić ich relację o przygarnięte dziecko, czy może nie wprowadzać zmian do życia? Claire i Jamie decydują się na tę drugą opcję, rezygnując z pieluch na rzecz romantycznej więzi. Dojrzała decyzja pary statecznych ludzi. Twórcy jednak idą w tym wątku mocno na skróty, ponieważ noworodek praktycznie od razu znajduje sobie rodziców. Można to było nieco rozwlec w czasie. Szczęśliwe zakończenie przyszło zdecydowanie za szybko.
Outlander ma to do siebie, że nie potrzebuje fajerwerków fabularnych, żeby przynieść satysfakcję i przyjemność z seansu. Serial wciąż jest piękny audiowizualnie, a kostiumy i scenografię to prawdziwy telewizyjny Mount Everest. Z drugiej strony jednak kilka mniej interesujących odcinków z rzędu może okazać się łyżką dziegciu w tym garncu miodu. Znamy to aż za dobrze z poprzednich sezonów. Miejmy nadzieję, że bieżąca odsłona ustrzeże się znaczących błędów w prowadzenia historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h