Palm Royale to nowy serial Apple TV+, który bawi się konwencją opery mydlanej. Czy znane nazwiska w obsadzie wystarczą, by stworzyć hit?
Palm Royale to serial, któremu nie można odmówić jednego – przyciąga wzrok! Osadzenie historii w Palm Beach w 1969 roku i ukazanie społecznej elity zapewnia blichtr, którego powinniśmy oczekiwać. Całość ma wyjątkowy wizualny charakter, który dodaje historii wiarygodności. Twórcy próbują sięgnąć po coś innego, w zgodzie w obraną konwencją.
Twórcy postawili na styl imitujący operę mydlaną, co jest aż nadto dostrzegalne. Jednak czasem trudno wyczuć, czy to jest na poważnie. A może to satyra? Problem polega na tym, że serial niekiedy wydaje się skakać pomiędzy gatunkami, co niestety wpływa na odbiór, bo tak naprawdę nie wiemy, czy to ma być zabawne, czy na serio. Są momenty, które za bardzo przypominają operę mydlaną – i to niezbyt kreatywną, bo rzeczy charakterystyczne dla tego gatunku są powtarzalne. Jakbyśmy ciągle oglądali to samo. To nas ani nie emocjonuje, ani nie angażuje, a wraz z kolejnymi odcinkami staje się nudne. I nigdy nie osiąga to takiego poziomu skrajności, by jakoś bawić czy dać do myślenia w kontekście wspomnianej satyry. Trochę to chaotyczne. W efekcie możemy poczuć się skołowani, bo nie wiemy, co oglądamy i po co.
Palm Royale ciekawi na początku, ale przez kopiowanie tych samych schematów i zachowań zaczyna zwyczajnie nudzić.
Mamy tutaj rozmaite postacie wpisane w gatunek, które są odgrywane przez charakterystyczne aktorki – Allison Janney, Lesllie Bibb czy Laurę Dern. Każda jest jakaś! Dzięki skrywanym tajemnicom kobiety są naprawdę intrygujące. Problemem całego
Palm Royale staje się Maxine, czyli główna bohaterka grana przez
Kristen Wiig. Trzeba przyznać, że artystka się stara, a wręcz dwoi i troi, by jakoś angażować widza w historię i by to, co wyprawia, miało sens. Niestety jej bohaterka jest antypatyczna i nie da się jej polubić. Oszukuje, kradnie, kombinuje – i nic z tego nie wynika, bo motywacje są absurdalne i nie pozwalają ani jej zrozumieć, ani jej kibicować. Czy coś ukrywa? Coś, co ma jakieś głębsze znaczenie? Twórcy niczego takiego nie zasugerowali. Zachowanie kobiety z czasem staje się męczące, bo nawet nauka operowania społecznymi konwenansami w elicie nie zmienia za bardzo tego, kim jest Maxine. A zwyczajnie jest kimś, kogo na razie polubić się nie da. Po co oglądać serial, w którym główna postać jest mało interesująca i podejmuje tak frustrujące decyzje?
Trzy odcinki
Palm Royale są chaotyczne, nudnawe, puste i mało angażujące, ale bardzo miłe dla oka. Ten ostatni aspekt powoduje, że serial świetnie sprawdza się jako odmóżdżacz lecący w tle. Plus za to, że twórcy spróbowali zaserwować widzom coś nowego. Po prostu eksperymenty nie zawsze wychodzą. Po serialach Apple TV+ oczekujemy czegoś więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h