Po pięciu szalenie interesujących odcinkach przyszedł czas na nieco wolniejszy. Ewidentnie serial zredukował bieg, a tym samym utracił niezwykle wysoki poziom, który dotąd prezentował. Może nie był to jakiś drastyczny spadek, ale nie dało się tej zmiany nie zauważyć. Szokująca końcówka jednak znów podgrzała atmosferę do granic możliwości.
"Smells Like Teen Spirit" w dużej mierze był zdominowany przez wątek duchów. Twórcy bardzo ciekawie rozwinęli ten wątek i zakończyli go nieoczekiwanym zwrotem akcji - mają dalej otwartą drogę do kontynuacji. Jeśli mowa już o duchach to oczywiście chodzi o Vicki Donovan. Na różne sposoby można było rozważać, jak potoczą się losy tej postaci. Ze spoilerów wiedzieliśmy, że któryś z duchów powróci do serialu, a po rytuale z pierwszych minut można było być praktycznie pewnym, że to będzie siostra Matta. Trzeba przyznać, że jej materializacja w świecie rzeczywistym sporo namieszała i popsuła plany głównym bohaterom. Niestety jej występ był co najwyżej przeciętny. Mimo, że miała misję do spełnienia, nie wypadła przekonująco w tej roli. Pojawiała się tylko tu i tam, mieszając w fabule, ale nie wnosząc do niej nic ważnego. Zresztą sama postać Vicki podobnie jak i jej brata jest dosyć wyblakła. Nie to, że takie osoby nie są potrzebne w serialu, ale powinno się im poświęcać zdecydowanie mniej czasu. Natomiast Anna, której też nie zabrakło to już zupełnie inna bajka. Jej występ był efektowny z kilku względów - pojawiała się niespodziewanie kilkakrotnie nie tylko zaskakując, ale również wywołując śmiech u widza (jak chociażby, w scenie rozmowy Jeremy'ego z Bonnie). I to ona była autorką niespodziewanego zwrotu akcji w samej końcówce, kiedy to zmaterializowała się w zupełnie niezrozumiały sposób. Czyżby uczucia młodszego Gilberta, które żywił/żywi do niej przywróciły ją do świata żywych?
[image-browser playlist="607301" suggest=""]©2011 The CW Television Network
W tle również dało się zaobserwować ulubiony tercet miłosny, czyli Stefan, Elena i Damon. W tym wypadku akcja rozwija się zdecydowanie w kierunku Deleny. Widać gołym okiem jak Elena zaczyna pękać wewnętrznie i powoli przestaje hamować swoje uczucia wobec starszego z braci. W tym odcinku wypadła wyjątkowo przekonująco. Nina Dobrev pokazała, że również postać grzeczniutkiej dziewczyny można zagrać w interesujący sposób. Pewnie w dużej mierze jest to zasługa scenariusza, ale trzeba jeszcze umieć się odnaleźć w danej roli i sytuacji, a to Ninie się tym razem udało w 100%. Najlepiej jednak wypadała w scenach z Damonem. Nie jest to jakieś szczególne zaskoczenie, ale miło się ogląda tą parę widząc, jak iskrzy pomiędzy nimi. Do tego twórcy nie zapomnieli przy takich scenach o odpowiedniej muzyce, która wprowadziła idealny nastrój. Aby nie było tak całkiem różowo, do Mystic Falls powrócił Stefan. I mimo, że robi tylko za bodyguarda to skutecznie przeszkadza Elenie w zapomnieniu uczuć jakimi go darzy. W tym natomiast odcinku Paul Wesley wypadł dosyć słabo jak na szalonego Rozpruwacza. Po prostu wypełniał swoją rolę, nie wykazując się niczym szczególnym. Gdzieś ulotniła się magia jego przemiany w złego wampira. Oby nie na długo, bo starszy Salvatore jako zły wampir, który lubi działać jest dużo lepszy niż strażnik pani Gilbert.
Jednak najciekawszym wątkiem był dotąd tajemniczy Michael. Nie był pokazywany może zbyt długo, ale i tak zrobił piorunujące wrażenie. Wiemy, że jest wampirem i że poluje na wampiry, ale nic ponadto. Teraz do tej wiedzy możemy dodać jeszcze jedną ciekawostkę – żywi się krwią wampirów. Ostatnia scena z Michaelem pozostawiła mnóstwo pytań, w tym jedno, najważniejsze: jaką cenę za swoją lekkomyślność zapłaci Katherine? Na tą odpowiedź trzeba będzie jeszcze poczekać, ale już nie mogę się doczekać, kiedy to Sebastian Roche pokaże nam swoje walory w całej okazałości.
[image-browser playlist="607302" suggest=""]©2011 The CW Television Network
W "Smells Like Teen Spirit" nie zabrakło również miejsca dla hybryd, a właściwie dla jedynej dotąd udanej hybrydy – Tylera. Niezwykle miło się ogląda tę postać. To jak ona oswaja się z metamorfozą, jak korzysta z nowych możliwości, ale przede wszystkim jakie konsekwencje niesie ta przemiana. I to jest chyba najciekawsze w tym wątku, gdyż prowadzi do wielu elementów zaskoczenia. Chyba nikt się nie spodziewał niesubordynacji, ze strony chłopaka Caroline w najważniejszym momencie. Na tym jednak nie koniec. Przed Lockwoodem stoi jeszcze trudniejsze zadanie - walka z samym sobą. To, czy ją wygra, czy nie, zdecyduje o tym, po której będzie stronie. Jak to kiedyś powiedział Klaus: "Nie trudno być lojalnym, kiedy znajdujesz się w zwycięskiej drużynie", a o ten tok myślenia z pewności zadba Rebbeka, przy okazji zaspokając swoje potrzeby. A że rodziny Lockwoodów nie należy lekceważyć najlepiej świadczy szokująca ostatnia scena odcinka. "Czeka nas niezła zabawa" - powiedział Mason wprowadzając nas w totalne osłupienie.
Kolejny już odcinek Pamiętników wampirów nieco obniżył poziom w stosunku do poprzednich, jednak mocna i zaskakująca końcówka sprawiła, że nie był jedynie zapychaczem. Poruszył kilka ciekawych wątków pobocznych, a niektóre z nich splótł z wątkiem głównym, nie zabrakło również dobrej muzyki i świetnego humoru sytuacyjnego. Szkoda tylko, że gdzieś się ulotniło szaleńcze tempo i atmosfera ciągłego napięcia i niepewności. Pozostaje tylko nadzieja, że to jednorazowy wypadek przy pracy.
Ocena: 8/10