Recenzja zawiera spoilery z premierowego odcinka 4. sezonu Pamiętników wampirów
Po szokującym, ale oczekiwanym cliffhangerze z poprzedniego sezonu wracamy do Eleny Gilbert i ponownie śledzimy jej losy. Przemiana w wampira niosła za sobą morze możliwości, tak dla postaci, jak i samej Niny Dobrev, która de facto musiała wcielić się już w trzecią postać podczas swojej pracy przy serialu. Po słodkiej Elenie i krwiożerczej Katherine, przyszła pora na wampirzą Elenę. Muszę powiedzieć, że młoda aktorka zawiodła. Mogła wykreować swoje nowe „ja”, a zagrała jedynie jeszcze bardziej przesłodzoną Elenę, która tak bardzo denerwowała w poprzednich sezonach. Było to do przewidzenia, bowiem wiadomo, że uczucia u tych krwiopijczych istot ulegają spotęgowaniu, ale oczekiwałem, że nie w tym kierunku podąży Nina i twórcy. W końcu widzieliśmy, jak świetnie potrafiła zagrać Katherine. Cały proces transformacji przypominał brazylijską telenowelę, a nie serial z The CW. Tym bardziej, że wspierał ją w tym oczywiście przeuroczy Stefan. Jedynym momentem wartym zauważenia i pochwały jest przypominanie sobie przez Elenę wymazanych przez Damona wspomnień. Wypadło to naprawdę świetnie! Już na samo „cute pj’s” można było się uśmiechnąć. Genialne nawiązanie do poprzednich sezonów i rozwiązanie problemów wiążących się z tym aspektem przemiany.
Za to w odcinku premierowym dużo lepiej wypadł Damon i Klaus, choć i oni nie pokazywali niczego wyjątkowego, to na tle reszty byli prawdziwymi gwiazdami. Starszy z braci Salvatore powrócił jako bad boy i czarował zawadiacką postawą i bezpośrednimi dialogami. Szczególnie dobrze wypadł w rozmowie z Eleną przy samochodzie, gdzie prostymi, trafnymi ripostami trafiał w sedno problemu i całej sytuacji. Aż szkoda, że Elena nadal jest tak głupia i naiwna. Natomiast Klaus to inna para kaloszy niż Damon, ale równie dobra, ponieważ trzeba jego występ ocenić w dwóch wymiarach: Tylera i siebie samego. Tyler grany przez Michaela Trevino, często nazywany postacią o jednym wyrazie twarzy, w roli Klausa wypada całkiem przekonująco. Nie jest już tak zniewieściały jak Tyler, ale pewny siebie i widać, że aktorowi podoba się granie nowej postaci, więc wyciska z niej, co tylko się da. O ile Trevino jako Klaus był ciekawy, o tyle Joseph Morgan nie pokazał nic nowego, tylko stare dobre aktorstwo, do którego nas przyzwyczaił. I nie jest to jakimś wielkim minusem, bowiem na tle innych, był to występ o klasę wyżej. Jeśli już jesteśmy przy aktorach, to nie wypada pominąć drugiej najbardziej drażniącej postaci w serialu po Elenie – Matta. Człowiek, który nic nie pokazuje, a w dodatku powinien już dawno nie żyć. Podczas premiery 4. sezonu tylko to potwierdza. Jedna z najsłabszych postaci – do odstrzału, którą w przeciwieństwie do Eleny, można zabić bez większych konsekwencji.
[image-browser playlist="598031" suggest=""]
©2012 The CW Television Network
Co do fabuły, to właściwie trudno coś powiedzieć, bowiem wątek zbuntowanej rady miasta przeciw istotom nadprzyrodzonym został szybko i w dziwnych sposób zakończony, bądź ucięty – tego na obecną chwilę nie wiemy. Natomiast na horyzoncie póki co nie widać innego ciekawego wątku głównego, który by pociągnął fabułę. Bowiem jeśli ma być nim radzenie sobie Eleny z konsekwencjami przemiany i życiem wampira, tak jak widzieliśmy to do tej pory, to twórcy na własne życzenie kopią sobie grób. The Vampire Diaries – kiedy były serialem na topie (tak od połowy 2 sezonu do połowy 3) - zawsze ciągnęły większe historie, jak rodzina pierwotnych czy tajemniczy Klaus, a nie melodramatyczne rozterki Eleny. Oby więc twórcy mieli coś ciekawego w zanadrzu, a może rozwiną w ciekawy sposób dosyć tajemniczą ostatnią scenę premiery.
„Growing Pains” stanowi bardzo przeciętne otwarcie sezonu. Rozwiązania fabularne w zdecydowanej mierze rozczarowały, a twórcy nie zaproponowali porywającego wątku głównego. Choć to może jeszcze przed nami. Razi również słabe aktorstwo Eleny i Matta oraz powrót never ending story ze Stefanem. Na tę chwilę The Vampire Diaries kontynuują staczanie się po równi pochyłej, które zostało zapoczątkowane w połowie 3. Sezonu. A pomyśleć, że jeszcze tak niedawno czekało się z zapartym tchem na kolejny odcinek.
Ocena: 5/10