Po zaskakującym cliffhangerze z 10. odcinka ciąg dalszy rozwija się oczekiwanym torem. Chyba każdy zdawał sobie sprawę, że Damon nikogo nie zabił, a wszyscy będą cali i zdrowi, zatem ten motyw nie odgrywa praktycznie żadnej roli i nie wywołuje emocji. Trochę szkoda, bo może potencjał w tym elemencie drzemie trochę większy, a twórcy szybko zamiatają go pod dywan. Skupienie 11. odcinka na problemach po wyjściu z Kamienia Feniksa okazuje się interesującym pomysłem dobrze napędzającym fabułę. W przypadku Juliana nie wiedzieliśmy, jak wyglądają te skutki uboczne. Teraz, obserwując je z perspektywy Damona i Stefana, okazuje się, że są mocniejsze, niż można było przewidywać. Obie historie są opowiedziane interesująco, z chwilami zaskoczenia (motyw, gdy okazuje się, że jednak Damon nie jest ze Stefanem) i odpowiednim ukierunkowaniem emocji. Czuć w tym przemyślany koncept, który zostaje sprzedany widzom w atrakcyjnej formie. Kwestia Damona w 11. odcinku odgrywa najważniejszą rolę - w końcu to wokół jego halucynacji toczy się cała historia. Kluczowy okazuje się motyw z Eleną, którą Damon rzekomo spalił. No właśnie, czy to było na poważnie? Pokazano tę scenę tak, jakbyśmy mieli na serio oglądać ostateczne pożegnanie Eleny, ale równie dobrze mogła to być kolejna iluzja. W tej sekwencji też Ian Somerhalder pokazał się z najgorszej strony. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem emocjonalną scenę zagraną tak wymuszenie i sztucznie. Jego "Elena, no" brzmiało po prostu komicznie. Mam jeszcze jedną hipotezę: to było na serio i nigdy już Eleny nie zobaczymy. Zakulisowe przyczyny odejścia aktorki są powszechnie znane, więc być może albo Nina Dobrev poprosiła o to, by nigdy więcej Somerhaldera nie widzieć na oczy, albo Somerhalder rzucił ultimatum: albo to zrobią, albo odejdzie. Cóż, przekonamy się pewnie jeszcze w tym sezonie. No url Odcinek 12. jest solidny, choć oparty na oczywistych schematach i przewidywalnych rozwiązaniach. Autodestrukcja Damona to oczekiwany rozwój wypadków, ale dzięki kliszy z walkami przynajmniej coś się dzieje i ma to jakiś sens. Widzimy, że Damon upadł na dno, więc wszystko poprawnie się zazębia. Zastanawia mnie to, czy twórcy nie podjęli świadomie decyzji o ostatecznym usunięciu Eleny, by skupić się w pełni na relacji Damona ze Stefanem. Elena cały czas gdzieś była w tle i trzymała Damona, a ten odcinek sugeruje większy nacisk na braterską więź. Takie rozwiązanie jest na pewno interesujące i warte rozwoju, bo lepsze to niż wałkowanie nieudanych wątków romantycznych. Przeciętnym elementem jest wycieczka Bonnie z Heretyczkami. Za bardzo skupiono się na uczuciu tych dwóch kobiet i ich konflikcie, w którym Bonnie staje się narzędziem. Dlatego też w tym wszystkim najlepszy okazuje się wielki finał z Enzo i łowczynią. W końcu wiemy, kto ściga bohaterów w futurospekcjach, i wszystko zaczyna mieć większy sens. Zabawna jest końcowa scena, w której pojawia się młodsza łowczyni. Jej podobieństwo do Niny Dobrev jest uderzające i na pewno nieprzypadkowe. Czyżby szykował się nowy romans dla Damona? Zaskoczeniem okazuje się zakończenie wątku Juliana. Zabójstwo dokonane przez Stefana i Valerie jest na pewno satysfakcjonujące, bo najwyższy czas, by tę niepotrzebną postać wykreślić z serialu. Jednocześnie to na swój sposób zabawne - skoro to rozwiązanie okazało się tak zaskakująco proste, dlaczego Stefan i Valerie nie wykorzystali takiej taktyki wcześniej? Trochę to naciągane, że akurat teraz przyszło im do głowy połączenie sił w celu pokonania Juliana. The Vampire Diaries serwują dwa naprawdę niezłe odcinki, które ogląda się z zainteresowaniem i bez uczucia zażenowania. W tym sezonie naprawdę widać podwyższenie jakości w stosunku do wręcz tragicznych poprzednich serii. Oby dalej rozwijano go w atrakcyjnym kierunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj