Finał przed świąteczną przerwą zawierał zapowiedź wydarzeń ze sporym potencjałem. Twórcom udało się wykorzystać większość zasobów, jakie sobie przygotowali, jednak pomimo tego, nie udało się im uniknąć pewnych potknięć. Przejście Stefana na złą stronę i wyłączenie przez niego człowieczeństwa okazało się bardzo dobrym ruchem, który wprowadził do serialu nową dynamikę, której powoli zaczynało brakować. Inne wątki również trzymają pewien poziom i potrafią wzbudzić choćby odrobinę zainteresowania. Stanowi to dobrą wróżbę na pozostałą porcję finałowych epizodów. Jak już wcześniej wspomniałem, zmiana stron w wykonaniu Stefana okazała się zagraniem, które uchroniło serial przed powolnym zatracaniem na ostatniej prostej. Paul Wesley zwyczajnie marnował się do tej pory, grając potulnego brata, przyjaciela i narzeczonego. Za każdym razem, gdy zmieniał się w Rozpruwacza, jego postać nabierała odpowiedniego wyrazu i rosło nim zainteresowanie. Nie inaczej jest i tym razem. W końcu scenariusz pozwala mu się wykazać i zaprezentować nieprzeciętne umiejętności aktorskie. Jego wątek jest prowadzony w ciekawy sposób i może owocować we frapujące wydarzenia w kolejnych odcinkach. Tak jak przemiana młodszego z braci Salvatore cieszy, tak zasugerowana nam w poprzednim odcinku przemiana tego starszego jest już powodem do zmartwienia. W We Have History Together jest to kontynuowane i niestety stanowi najsłabszy element odcinka. Po tym, co zaprezentowano nam w The Next Time I Hurt Somebody, It Could Be You, można było liczyć na to, że w końcu zobaczymy rodzeństwo po złej stronie, ich współpracę, ciekawe interakcje oraz wciągające wydarzenia, które zaangażują widza. Postanowiono jednak obrać inną ścieżkę, która niestety nie jest zbyt satysfakcjonująca. Ponowna przemiana Demona w tego dobrego zapewne zostanie poprowadzona w taki sposób, że przyniesie więcej szkód niż pożytku. Zapewne jest to przygotowanie jego postaci na powrót Eleny, choć nie został on potwierdzony przez twórców, to jest niemal pewny. Twórcy muszą pokazać naprawdę wybitną historię, by odcinek nie odznaczał się wtórnością i nudą. Jak wszyscy jednak wiemy, nie ma to szans. Na pozostałych płaszczyznach utrzymano dobry poziom. Caroline i Sybil stworzyły ciekawy duet na ekranie, a blond wampirzyca o dziwo nie irytowała w tym odcinku. Nathalie Kelley nadal świetnie sobie radzi, wprowadzając dużą dozę świeżości w aktorskie grono. Bawi się swoją rolą, nadając postaci unikatowego charakteru, a to sprawdza się idealnie. Przygody Matta i jego ojca były tym razem dość interesujące ze względu na zawarte w nich uzupełnienia mitologii serialu. Zostało to zgrabnie poprowadzone, ale nie zmieniło to ani trochę postrzegania postaci młodego Donovana. Nadal jest on nieciekawy, a twórcy nie mają zbytnio pomysłu na dalsze trzymanie go w serialu, więc kręci się on gdzieś w pobliżu bez większych celów. Najnowszy odcinek The Vampire Diaries zaprezentował zadowalający poziom na wielu płaszczyznach. Twórcy oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie popełnili kilku błędów.  Zapewniają jednak rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Udało się im zachować w miarę szybkie tempo, dostarczyli sporo interesujących wiadomości, które umiejętnie związały fabułę w całość. Pozytywnie wypada (z mocną końcówką) przemiana Stefana. Połowa finałowego sezonu za nami, a produkcja, wydawać by się mogło, wkroczyła na drogę, która choć odrobinę pozwoli zapomnieć o grzechach z kilku poprzednich sezonów. Jest jeszcze szansa na godne zakończenie. I jeszcze ciekawostka: Tytułowe słowa We Have History Together padają w pierwszym odcinku pierwszego sezonu. Wypowiada je Elena do Stefana podczas ich spotkania na cmentarzu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj