O Joshu Cormanie, tytułowym bohaterze stworzonej przez Josepha Gordona-Levitta serii, wiemy już całkiem sporo. Pierwsze dwa odcinki dały widzom wgląd w jego życie zawodowe, towarzyskie oraz stan psychiczny. Trzeci epizod produkcji Apple TV+, zatytułowany Happy birthday, przybliża zaś sytuację rodzinną protagonisty. Ten odcinek serialu Pan Corman skupiony jest bowiem wokół uroczystości urodzinowej pięcioletniej siostrzenicy Josha. Epizod został napisany przez Bruce’a Erica Kaplana, zaś za kamerą ponownie stanął Gordon-Levitt. I choć trzecia z dziesięciu części serialu mówi o bohaterze wiele, przynosząc sporo materiału do interpretacji, to pod pewnymi względami jest do tej pory najsłabszym odcinkiem serii. Twórcy za sprawą tego epizodu próbowali uzupełnić obraz psychologiczny Cormana. Na pierwszy plan wysuwa się jego relacja z matką i kwestie rodzinne. Twórcy każą się zastanawiać widzom i bohaterom, na ile dzieciństwo warunkuje dorosłe życie. Czy to, że Corman czuje, iż nie realizuje swojego potencjału, ma związek z zaburzoną relacją z ojcem, który nie jest obecny w jego życiu? Czy jest ofiarą wyborów matki? Dlaczego w gorszych momentach obarcza ją winą za życiowe niespełnienie, poczucie życiowej porażki? Kaplan nie zdradza wielu szczegółów z młodości Cormana – w zasadzie nie wiadomo, jaki był ojciec Josha ani czy nadal żyje. Pewne jest tylko, że dzieciństwo Josha nie było idealne, a wszystko, co przywodzi je na myśl (w tym przypadku urodziny siostrzenicy), staje się pretekstem, by żale i skrywane pretensje wyszły na powierzchnię.
fot. materiały prasowe
Widać, że sama relacja Cormana i jego matki została świetnie przemyślana – jest w niej głębia i autentyzm. Dodatkowo została doskonale odegrana - Joseph Gordon-Levitt i Debra Winger w rolach syna i matki wypadają niezwykle naturalnie i przekonująco. Ani przez chwilę nie da się zwątpić w to, że ci bohaterowie rzeczywiście są rodziną. Gordon-Levitt i Winger tworzą przekonujący duet, który świetnie się ogląda. Problem jednak w tym, że choć relacja Josha i jego mamy jest ważna, głęboka i dobrze zagrana, to nie jest to równoznaczne z tym, że jawi się jako interesująca. W zasadzie mogłaby taka być, gdyby tylko została podana w innej formie. Tymczasem trzeci odcinek, choć napakowany jest treścią, to kuleje, jeśli chodzi o formę podania. Wydaje się po prostu nudny. Zabrakło dynamiki, a subtelność, delikatność i nienachalność Josha, która sprawia, że tak łatwo go lubić, zbyt słabo skonfrontowana z żywiołowością matki czasami może działać na niekorzyść serialu. I choć Happy birthday  skłania do refleksji i odniesienia przemyśleń Cormana do własnego życia, co niewątpliwie stanowi o wartości tej serii, to jednak w toku akcji można się poczuć nieco znużonym.   Happy birthday bardzo dobrze charakteryzuje jednak Josha nie tylko w kontekście jego relacji z matką. Z rozmów, które prowadzi z siostrą czy siostrzenicą, wyłania się obraz człowieka racjonalnego, jednocześnie delikatnego i otwartego, nienarzucającego nikomu swoich racji, potrafiącego z dystansem podejść do swojego pochodzenia, krytycznego wobec religii. Dodatkowo to kolejny epizod, który dowodzi, jak świetnie Joseph Gordon-Levitt zbudował tę postać. Każdy uśmiech, spojrzenie, mimika, bijące od niego ciepło – wszystko to wydaje się właściwe tylko Cormanowi, Cormanowi jako osobie. Trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że na ekranie widzimy postać z krwi, kości i emocji.  Ogólnie więc Josh zyskuje ogromną sympatię, podobnie jak jego mama. Niestety, sama sympatia do postaci nie wystarczy, by odcinek był zadowalający. Intrygująco wypada Pan Corman, jeśli chodzi o flashbacki, które, jak dane było nam zaobserwować, od czasu do czasu pojawiają się u bohatera. Można mieć co do nich różne teorie, a zapewne kolejne odcinki sprawią, że kwestia ta stanie się nieco mniej tajemnicza. Z pewnością największym zaskoczeniem tego epizodu była musicalowa wstawka, która urozmaiciła odcinek. Łatwo dostrzec jej cel i to, co za jej sprawą twórcy chcieli widzom przekazać. Nie jestem jednak przekonana, czy ta zaskakująca sekwencja zadziałała na korzyść odcinka - czy aby na pewno pasuje do serii, którą przez ostatnie odcinki oglądaliśmy. Oczywiście pod pewnymi względami jest to ciekawy zabieg – ukazanie w śpiewanej i odmiennej wizualnie formie pewnej wyobrażonej, wyidealizowanej strefy – przestrzeni, w której Josh i jego mama mogą powiedzieć sobie wszystko, co czują, lecz z innymi, dobrymi i czystymi intencjami. Gdzie rozmowa między nimi odbywa się bez uprzedzeń. Trudno w zasadzie stwierdzić, czy śpiewana sekwencja jest jedynie wytworem wyobraźni Josha, czy też płaszczyzną, na której spotykają się prawdziwe myśli i uczucia obojga bohaterów. Jedno jest za to pewne – w prawdziwym, realnym świecie tych postaci nie stać na stuprocentowe otwarcie się przed sobą, mimo że są naprawdę blisko i nie ma między nimi tematów tabu. I tak Pan Corman po raz kolejny kończy odcinek ciekawie – sceną, która ukazuje, w nawiązaniu do poprzedniego epizodu, że czasami łatwiej zdobyć się na gest szczerości, zrozumienia i otwarcie serca przed obcymi osobami, niż przed tymi najbliższym, a wypowiedzenie słowa „kocham” do tych, których kochamy miłością bezwarunkową, jest czymś, co może przerastać.   Pan Corman także i w trzecim odcinku odkrywa przed widzami proste, aczkolwiek istotne życiowe prawdy. Dodatkowo daje spore pole do popisu widzom, skłaniając do własnych interpretacji. Skłania do refleksji i pozwala losy Cormana, jego doświadczenia przyłożyć do własnego życia. I choć kameralny, spokojny klimat niezwykle jest przyjemny, to jednak trzecim odcinkiem serii niespecjalnie udało się udowodnić, że życie „przeciętnego” bohatera może być serialowo atrakcyjne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj