Pandora osadzona jest w 2199 roku, gdy Ziemianie są obecni w galaktyce i mają różne relacje z innymi rasami. Początek odcinka pokazuje atak, który niszczy kolonie badawczą na pewnej planecie i tym samym wywraca do góry nogami życie głównej bohaterki. Tajemnica wokół tego wydarzenia ma napędzać rozwój historii pierwszego sezonu, w którym mamy konflikt z nieznaną pozaziemską rasą, portal do równoległego wymiaru, jakieś zalążki międzyplanetarnej polityki i sekrety dotyczące głównej bohaterki. Brzmi ciekawie? Na papierze jak najbardziej! Na ekranie już niekoniecznie... Pierwsze, co rzuca się w oczy, to oczywiście budżet. Mamy kosmos, statki międzygwiezdne, ale jakość efektów specjalnych pozostawia wiele do życzenia. Stoi to raczej na niższym standardzie seriali science fiction, które rażą niedopracowaniem i wadliwej jakości pomysłami. Porównując choćby do Killjoys, Pandora pod tym względem prezentuje się dziwnie gorzej. Problem jest też w tym, że każdy serial sf stara się widza przyciągnąć jakimś unikalnym wizualnym stylem i pomysłami, które odróżnią ich od innych przedstawicieli gatunku. Ta produkcja nie ma praktycznie nic nie zaoferowania, daje nam rzeczy w różny sposób zaczerpnięte z lepszych produkcji sf i aby było łatwiej, osadza większość akcji na Ziemi, gdzie zaledwie w paru scenach widać futurystyczne miejsca, a wszystko jest osadzone w tanio wyglądających scenografiach. Nie czuć w tym aspekcie serialu ani pomysłu, ani jakiejś ambicji, by pokazać coś więcej. A niestety jest wiele scen, które rażą sztucznością i niedopracowaniem, a najgorsze w tym jest to, że są momenty związane z niewielką ilością dynamicznej akcji.  Ten serial cierpi na podobny problem jak inna produkcja stacji The CW zatytułowana The Outpost, czyli w centrum mamy główną bohaterkę, która jest nijaka, mdła, nieciekawa, czasem irytująca i kompletnie nieprzekonująca. Już pierwsza scena z jej udziałem pokazuje, że aktorka nie potrafi z siebie wykrzesać żadnych emocji ani nadać temu jakiejś wiarygodności. Pod tym względem oba seriale wiele łączy, bo tutaj też mamy grupę pustych postaci, których osobowości, historia oraz interakcje są przedstawione bez pomysłu, czasem kiczowate i przede wszystkim, a to najgorsze, bez krzty zaangażowania widza czy wytworzenia nici sympatii. Pilot nie buduje potencjału, który mógłby sprawić, że można na wydarzenia zareagować czymś więcej niż obojętnością. Zwłaszcza że wszelkie "niespodzianki" to ograne do bólu klisze. Pandora ma prostą historię, która szybko okazuje się oczywista i przewidywalna. Padają sugestie, że kolejne twisty będą również nudne i nieciekawe, a to problem, bo twórcy biorąc te różne schematy na warsztat, nie potrafią ułożyć z tego spójnej całości. Serial nie potrafi zaciekawić na tyle, by chciało się wrócić w kolejnym odcinku. Podobnie jak przy The Outpost pozostawia z wrażeniem obcowania z kiepskiej jakości fanowskim serialem, a nie oficjalną produkcją amerykańskiej telewizji. Na razie trudno dostrzec w tym szansę na poprawę. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj