"Panie Dulskie" to kolejny rozdział zmagań Filipa Bajona, weterana polskiego kina, z rodzimą literaturą. Po „Przedwiośniu” i „Ślubach panieńskich”, które wydają się lekturami prostymi w ekranizacji, przyszedł czas na prawdziwe wyzwanie, czyli słynny dramat, a dokładniej tragifarsę Gabrieli Zapolskiej. „Dulszczyzna” to przecież nadal bardzo aktualny temat, wymagający sporej dawki humoru, dystansu i, co najważniejsze, świetnych aktorów, by w idealny sposób oddać naturę ludzi zamieszkujących kamienicę Dulskiej. O dziwo, reżyser się spisał. No, może nie do końca sam Bajon, gdyż najważniejsi w tym spektaklu są aktorzy. Z jaką energią i radością spisują się oni w swoich rolach! Krystyna Janda jako Aniela Dulska błyszczy w każdej scenie, kradnie show, wywołując salwy śmiechu. Wtóruje jej zarówno Katarzyna Figura, jak i Katarzyna Herman plus niesamowity Olgierd Łukaszewicz jako Felicjan Dulski, który w ciągu całego filmu wymawia tylko jedną kwestię – to wystarczy, przez resztę czasu jest zabójczo uroczym i komicznym pantoflarzem. Reszta zgrai spisuje się tu prawidłowo, od Kościukiewicza do Mai Ostaszewskiej – to świetne zderzenie młodej i starej gwardii aktorskiej, co idealnie zgrywa się z konstrukcją samego filmu. Ta zaś rozgrywa się na trzech płaszczyznach: pierwsza to sceny znane z dramatu, kolejna to historia drugiego pokolenia Dulskich, ostatnia zaś dzieje się w czasach współczesnych i to od niej zaczyna się cała historia, która próbuje wniknąć w kompleksy i problemy, które są gdzieś zagnieżdżone w rodzinnej przeszłości. Tutaj ujawnia się największa bolączka Panie Dulskie – fabuła w dużej mierze nie ma większego znaczenia. Punkt wyjścia, czyli przyjazd niejakiego Rainera Dulsky’ego, to tylko pretekst do opowiadania żartów, aktorskich wyczynów i operatorskich akrobacji, które wśród korytarzy i pokoi Dulskich wyglądają naprawdę spektakularnie. Jeśli więc oczekujecie od filmu Bajona głębi dramatu Zapolskiej lub angażującej historii, to się rozczarujecie. To sztuka dla sztuki – ładnie wyglądająca, zabawna i miła w odbiorze. [video-browser playlist="751259" suggest=""] Wspominałem o tym filmie jako o spektaklu. I właśnie najchętniej widziałbym "Panie Dulskie" na deskach teatru - tam, gdzie było ich pierwotne miejsce, tyle że z tym scenariuszem i z tą obsadą. Sposób aktorstwa, jedna przestrzeń zmieniająca się z upływem czasu i scenariusz pełen bon motów to idealna mieszanka, która świetnie sprawdziłaby się na scenie. Widać zresztą, że Bajon, który doświadczenie teatralne ma spore, rzeczywiście celował właśnie w taki charakter swojego filmu. Na ekranie jednak wygląda to bardziej schematycznie i płasko, niżby to było w teatrze. Jeśli tylko dacie się wchłonąć po raz kolejny historii Zapolskiej, odrobinę odrestaurowanej i zmodyfikowanej, to powinniście czerpać sporą przyjemność z filmu Bajona. Wygląda i brzmi naprawdę ładnie, a Jandę będziecie cichutko oklaskiwać co jakiś czas. A historia? Jeśli nie dacie się wywieźć w pole, że dokądś prowadzi, to będziecie po wyjściu z seansu ukontentowani.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj