Gdy jakiś autor po upływie grubo ponad 20 lat bierze się za dopisywanie ciągu dalszego do niekwestionowanego klasyka, wówczas każdemu czytelnikowi zapala się w głowie lampka ostrzegawcza - w końcu odkopywanie zwłok zawsze było źle postrzegane. A tak poważnie - podobne zabiegi przeważnie świadczą o braku pomysłów i chwytaniu się brzytwy, a w zasadzie postaci dobrze znanych i lubianych, które mogą zapewnić sukces. Oczywiście może być też tak, że dopiero po długim okresie w głowie pisarza wyklarował się pełny, genialny koncept na kontynuację opowieści, który wcześniej był zaledwie w powijakach. Z doświadczenia jednak wiemy, że takie przypadki należą do rzadkości, a z reguły zwyczajnie chodzi o kasę. Z drugiej strony, tej Kingowi nigdy nie brakowało, więc pojawiła się iskierka nadziei. Pozostaje tylko pytanie, czy po lekturze rozpaliła strzelające płomieniami ognisko, czy też może zgasła.

Danny Torrance jest już dorosłym mężczyzną, który poszedł w ślady ojca. Chociaż miał w rodzinie alkoholika i wiedział, jak tragiczne potrafią być skutki uzależnienia, nie udało mu się wieść życia w trzeźwości. Przeszłość stale o sobie przypominała, a przekleństwo jasności doprowadzało go do szaleństwa. Jedynie trunki wyskokowe były w stanie przytłumić ten niechciany dar. Mimo usilnych prób zerwania z nałogiem, Dan stacza się na dno, wdając się w bójki i popadając w konflikt z prawem ilekroć jest pod wpływem. Ostatecznie jego życie to ciągła tułaczka po kraju i pozbawiona jakiegokolwiek celu egzystencja. Podczas jednej ze swoich wędrówek mężczyzna trafia do niewielkiego miasteczka, gdzie kilka życzliwych osób załatwia mu pracę i pomaga odstawić butelkę. Kiedy wszystko zaczyna się już jakoś układać i Torrance znajduje nawet swoje powołanie jako Doktor Sen - człowiek niosący ulgę umierającym w hospicjum - znów pojawiają się problemy. Ale bynajmniej nie z alkoholem, tylko grupą pradawnych istot, która zwie siebie Prawdziwym Węzłem i żywi się energią życiową jaśniejących ludzi.

Gdyby ktoś zapytał mnie, o czym jest Doktor Sen, to bez wahania odpowiedziałbym, że o alkoholizmie i umieraniu. Stephen King swego czasu borykał się z uzależnieniem, choć naturalnie nie chciał się do tego przyznać nawet sam przed sobą. Poniekąd nieświadomie kwestię swojej słabości poruszył już w Lśnieniu, jednak to właśnie jego najnowsze dzieło stanowi prawdziwą analizę tegoż problemu, gdyż pisane jest z perspektywy człowieka trzeźwego, który zaliczył już wszystkie możliwe etapy nałogu i ostatecznie zdołał wyjść na prostą. Historia Dana zawiera prawdopodobnie dużo motywów autobiograficznych. Obserwujemy, jak powoli stacza się na dno, jak go sięga, a następnie próbuje się od niego odbić - po to tylko, by za chwilę upaść jeszcze niżej. Na tym dnie już by pozostał, gdyby nie życzliwi ludzie, którzy rzucili mu koło ratunkowe, a następnie pilnowali, aby znów nie przyszło mu do głowy skoczyć do wody (a w zasadzie wódy). Nieczęsto w literaturze popularnej trafia się tak szczegółowy opis walki z nałogiem, a jeszcze rzadziej - tak osobisty.

Drugim wyraźnym motywem jest umieranie. Być może King jest już w takim wieku, że coraz poważniej zaczyna rozmyślać o śmierci; w końcu jakby nie patrzeć, ma już bliżej niż dalej, a kiedy człowiek się starzeje, zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jego pobyt na tym świecie jest jedynie tymczasowy i w końcu będzie musiał się zakończyć. Wtedy też w głowie rodzą się pytania o to, co jest po drugiej stronie i czy przejście będzie bolesne. W Doktorze Śnie śmierć jest nieodłącznym towarzyszem bohaterów, a jej morowy oddech czuć niemalże na każdej stronie. Lęk przed nią widoczny jest nie tylko u ludzi, ale również wśród członków Prawdziwego Węzła, którzy jako istoty demoniczne niewielu rzeczy bać się przecież powinny.

Nie myślcie jednak, że kontynuacja Lśnienia to dramat psychologiczno-egzystencjalny. W żadnym razie. To prawdopodobnie pierwsza powieść Kinga od bardzo dawna, która autentycznie nastawiona jest na horror, a nie wątki obyczajowe z elementem nadprzyrodzonym w tle. Oczywiście wspomniane wcześniej motywy odgrywają bardzo istotną rolę, ale w całą historię zostały wplecione z taką wprawą, że nigdy tak naprawdę nie wysuwają się na pierwszy plan. Stanowią swego rodzaju ukrytą warstwę dla tych, którzy zechcą się zagłębić w opowieść i poszukać w niej drugiego dna. Sama fabuła została natomiast bardzo dobrze przemyślana. Jest interesująca, wciąga jak bagno, a gdy akcja właściwa już się zawiązuje, to pędzi na złamanie karku, nie zwalniając ani na moment. Jeśli dodać do tego sympatycznych bohaterów oraz kapitalny styl pisarza, to możecie być pewni, że te ponad 650 stron zaliczycie w dwa wieczory i jeszcze będzie Wam mało.

Doktor Sen to bez wątpienia kawał świetnej powieści, ale ponieważ jest to również kontynuacja Lśnienia, nie sposób uniknąć konfrontacji tych dwóch dzieł. Konfrontacji, której ciąg dalszy nie wytrzymuje. Prawda jest taka, że najnowsza książka mistrza horroru po drobnych przeróbkach mogłaby bez problemu być tytułem samodzielnym, co tylko wyszłoby jej na dobre. Niestety nosi piętno pierwowzoru, z którym stale będzie porównywana i w 99% przypadków wypadnie gorzej. Lśnienie to działający na wyobraźnię, pełnokrwisty, klaustrofobiczny horror z klimatem tak gęstym, że można go ciąć nożem. Wyraźnie odczuwalne jest w nim poczucie odosobnienia, odcięcia od świata zewnętrznego i wszechogarniającej beznadziei. To również doskonałe studium pogłębiającej się psychozy; powieść dojrzała, poważna, w której dawni mieszkańcy Panoramy stanowią jedynie dodatek, bo prawdziwym potworem jest człowiek. Doktor Sen atmosferę pierwotnego dzieła zachowuje jedynie w początkowych rozdziałach, a później obiera zupełnie inny - rzekłbym, iż dużo lżejszy - kierunek. Chwilami, pomimo tematyki, odnosiłem wrażenie, że tej pozycji bliżej jest do fantastyki niż rasowej literatury grozy. Wędrówki po zakamarkach umysłu i toczone wewnątrz niego batalie nieszczególnie sprawdzają się jako narzędzia do straszenia, zaś antagoniści częściej wzbudzają współczucie, niż faktycznie przerażają, co akurat nie jest wadą samą w sobie, bo czyni z nich postacie niejednoznaczne. Jeśli jednak przypomnimy sobie ponury ton oryginału, wówczas może to trochę zgrzytać.

Większych powodów do narzekań mimo wszystko nie ma, a już na pewno nie można powiedzieć, że Stephen King dokonał zwykłego skoku na kasę. Doktor Sen to kawał świetnej beletrystyki prezentującej szczytową formę autora i stanowiącej jego powrót do horroru. Może i nie jest to dzieło na miarę Lśnienia, ale też jest od niego niewiele słabsze, zaś poruszone kwestie alkoholizmu i przemijalności ludzkiego żywota czynią z niego coś więcej aniżeli tylko pustą historyjkę o nadprzyrodzonych istotach. Dla osób zaznajomionych z przygodami małego Daniela jest to pozycja absolutnie obowiązkowa; dla pozostałych zresztą również, bowiem sequel z powodzeniem można czytać bez znajomości oryginału, gdyż wszystkie jego istotne elementy zostają nam przypomniane. A teraz w szeregu zbiórka i do księgarni marsz!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj